ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Collage ─ Baśnie w serwisie ArtRock.pl

Collage — Baśnie

 
wydawnictwo: Ars Mundi 1990
 
1.Jeszcze jeden dzień - 4:10
2.Ja i ty - 3:20
3.Kołysanka - 4:30
4.Baśnie - 10:00
5.Dalej,dalej - 7:00
6.Stare ścieżki - 6:45
7.Fragmenty - 4:28
8.Rozmowa - 4:45
 
Całkowity czas: 44:58
skład:
Tomek Różycki - voc; Mirek Gil - git.; Przemek Zawadzki - bass; Jacek Korzeniowski - kbds; Wojtek Szadkowski - dr
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,2
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,5
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,15
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,38
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,48
Arcydzieło.
,71

Łącznie 181, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
04.06.2014
(Recenzent)

Collage — Baśnie

 

Ćwiara minęła ™ AD 1989!

 Nietypowa Ćwiara, bo niedotycząca muzyki, tylko pewnego wydarzenia – 4 czerwca 1989 – dzień kreślenia komuchów J. Tatuś mówił, żeby nie kreślić jednym krzyżykiem listy krajowej, bo się na górze i na dole mogą jacyś ostać, tylko jechać równo – kreseczka przy kreseczce, pięćdziesiąt nazwisk. No i oczywiście było to nie tylko kreślenie, ale też wybieranie odpowiednich ludzi – oczywiście kandydatów Komitetu Obywatelskiego. Data-cezura, o której można powiedzieć, że wtedy w Polsce skończył się komunizm. A jeżeli nawet jeszcze nie całkiem, to po tym dniu nic już nie było takie samo i na pewno jeżeli coś się nie skończyło, to na pewno coś się zaczęło. Wiem, że teraz tzw. prawica patriotyczna uważa wszystko, co związane z tamtymi wydarzeniami za synonim zdrady narodowej. Twierdzą, że nie należało układać się z komunistami, tylko zabrać im władzę siłą i czym jest wolność, którą nie przypieczętowano krwią – ale szczerze mówiąc mam ten bełkot serdecznie daleko w dupie. Szczególnie, że większość tych, co wygłaszają podobne opinie swoją działalność antykomunistyczną zaczęło po 1989, albo nawet po 2010 roku, lub czasy realnego socjalizmu zna tylko z opowieści. 4 czerwca to moje święto i tych wszystkich, którzy wtedy uwierzyli, że mogą coś zmienić. I żadne prawicowe obszczymury mi go nie zabiorą. My wszyscy, te drobne żuczki po raz pierwszy mogliśmy zadecydować o przyszłości Polski, o swojej przyszłości. I zadecydowaliśmy. Poszliśmy i przy pomocy kartki wyborczej zakończyliśmy historię PRLu.  Może nie tak do końca my to wszystko zmienialiśmy, ale wybory z 4 czerwca były głównym backgroundem tych zmian. Bez jednego wystrzału, bez przemocy, pokojowo, na drodze negocjacji Polska w kilka miesięcy przestała być PRLem, a stała się Rzeczpospolitą Polską. I to jest też wielkim sukcesem, bo tych co im tak krwi brakuje – to ja się ich pytam – czyja miała być to krew? Bo przecież nie ze stacji krwiodawstwa. Byliby to najpewniej jacyś młodzi ludzie – trochę narwanych opozycjonistów, jacyś młodzi milicjanci – jakieś zwykłe krawężniki, bo przecież nikt z wierchuszki, młodzi żołnierze, cieć z jakiegoś komitetu, który przypadkiem oberwałby kawałkiem płyty chodnikowej, albo cegły. W ramach retorsji bezpieka zaciukałaby kliku działaczy opozycji, być może spłonęłoby kilka komitetów wojewódzkich. Pewnie z kilkaset trupów i trauma na lata. W imię czego? Żeby pochwalić się, że odebraliśmy władzę komuchom?  Ale wtedy właściwie sami ją oddali, nie trzeba było jej im odbierać, tym bardziej siłą. Główny zarzut – bo nie rozliczono się do końca komunizmem. Czy ja wiem? Poza tym czy warto byłoby poświęcać życie jakiegokolwiek człowieka, żeby zamknąć do pierdla jakiegoś komucha, albo zabrać mu emeryturę? Czy żeby kilku aparatczyków nie drobiło się fortun w szemrany sposób, warto byłoby ryzykować wojną domową? W polskiej historii XX sporo jest bratobójczo przelanej krwi – zamach majowy, wojna domowa z drugiej połowy lat czterdziestych,  Poznań 1956, Wybrzeże 1970, stan wojenny – starczy. Jeżeli kompromis zawarty w 1989 z ówczesną władzą ochronił nas przed niepokojami społecznymi (a sytuacja była wtedy naprawdę bardzo napięta), to wart był swojej ceny.

 Nie jestem bezkrytycznym entuzjastą III RP. Gdybym  napisał to co sądzę o naszej władzy ustawodawczej, sądowniczej, czy wykonawczej, natężenie bluzgów przekroczyłoby to z Warsaw Shore i Hell’s Kitchen (Ramseya) razem wziętych, a mnie zapewniłoby kilka procesów w charakterze oskarżonego  z paragrafu 212. Ale mimo wszystko przez te dwadzieścia pięć lat zmieniło się u nas dużo i na korzyść.

 

Już od dłuższego czasu zastanawiałem się, jaka płyta najbardziej kojarzy mi się z  tą datą i z tym wydarzeniem i wyszło na to, że to płyta, której wtedy jeszcze nie było. Debiut Collage to dla mnie muzyczny początek nowej Polski. Pierwsza płyta, która już nie jest z PRLu, a z Trzeciej Rzeczpospolitej. Co prawda Kolaże nie wzięli się z nikąd, tylko grali już od kilku lat, a „Baśnie” było podsumowaniem pierwszego okresu ich działalności. Ale było to coś naprawdę nowego w polskiej muzyce rozrywkowej, pierwsza taka płyta  – i tak mi się to zawsze łączyło – nowa Polska, nowa muzyka, debiut Collage. Do tego była to pierwsza polska płyta, którą sobie kupiłem od jakichś dwóch – trzech lat. W drugiej połowie lat osiemdziesiątych słuchanie polskiej muzyki było zadaniem ponad moje siły – wszystkie co bardziej prominentne kapele stanowiące  o sile polskiego rocka z początku lat osiemdziesiątych albo mocno zaniżyły loty, albo przestały istnieć. Ciekawych rzeczy można było posłuchać w Rozgłośni Harcerskiej, ale pod względem technicznym była to tragiczna amatorka. Zresztą cała ówczesna polska muzyka rozrywkowa  pod tym względem  przeraźliwie zacofana – na świecie rewolucja cyfrowa, a u nas nie potrafiono wytłoczyć winyla, któryby nie trzeszczał. Ba – który by miał dziurę w miarę pośrodku. Dlatego debiut Collage był dla mnie powiewem czegoś nowego, nowych czasów w naszej muzyce.

 

„Baśnie” pierwszy raz usłyszałem  podczas odwiedzin u Tomka Beksińskiego.  Bardzo mu się ten album podobał i starał się dzielić tym odkryciem ze wszystkimi swoimi znajomymi, oczywiście o radiu też nie zapominając. Tak aż entuzjastycznie jak Tomek do tego nie byłem nastawiony, ale spodobało mi się to na tyle, że niedługo sprawiłem sobie to na kompakcie, a swojej dziewczynie kupiłem winyla (w tym czasie jeszcze nie za dużo ludzi miało odtwarzacze kompaktowe).  Wychodzi na to, że już ładnych kilka lat ten krążek na półce u mnie stoi.

 

A jak teraz wygląda z perspektywy  tych dwudziestu lat z ogonem? Zależy na co patrzeć. Z jednej strony – biedniutkie to było –  produkcja, taka, na ile studio pozwalało – czyli na niewiele, aranżacje też niespecjalnie wyszukane,  bo ograniczenia sprzętowo-technologiczne (min. te piszczące, plastikowe parapety). Ale z drugiej strony kilku ludzi z dobrymi pomysłami, bardzo zdeterminowanych, żeby nagrać jak najlepszą płytę. Była w tym energia, moc, entuzjazm, rozmach, a przede wszystkim dużo, naprawdę dużo dobrych pomysłów. Takie polskie „Trespass” -  bardzo dobra muzyka, która poradziła sobie z ograniczeniami technicznymi niezbyt dobrego studia. A zestaw utworów jest taki – cztery killery z pierwszej strony  (przede wszystkim tytułowy i "Jeszcze jeden dzień") i cztery nieco słabsze z drugiej, chociaż kilka osób „Rozmowę” nie nazwałoby słabszym utworem. W każdym razie nawet po prawie dwudziestu pięciu latach słuchania „Baśnie” absolutnie mnie nie nudzą.

 Na pewno nie jest to najlepsza płyta Kolaży, a pod pewnymi względami chyba najgorsza.  Za to niesamowicie ważna – na pewno dla nich i też na pewno dla naszego rocka, bo to płyta założycielska polskiego współczesnego prog-rocka. I pod tym względem jej znaczenie jest nie do przecenienia. Może przesadą byłoby stwierdzenie, że „my z nich wszyscy”, ale to oni pierwsi przecierali zagraniczne szlaki, oni w ogóle byli pierwsi (chociaż już z Abraxasaem na karku) i trudno powiedzieć, jakby bez nich wyglądał polski prog-rockowy boom z połowy lat dziewięćdziesiątych.

 Po prostu klasyk.

 

 

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.