Piątek z Agronomem – odcinek XXVII.
Czteropłytowy box nie był jedyną niespodzianką dla fanów, jaką w roku 1993 z okazji 25. rocznicy debiutu płytowego Jethro Tull przygotował Ian Anderson. 22 listopada ukazał się kolejny zestaw archiwaliów – dwupłytowy album z odrzutami z lat 1973-1991. Uwagę zwracała zwłaszcza pierwsza płyta albumu zatytułowanego „Nightcap”: 50-minutowy wybór nagrań z nieszczęsnej sesji w Chateau d’Herouville latem 1972. Co prawda trzy utwory – „Scenario”, „Audition” i „No Rehearsal” – już wcześniej się ukazały w boksie „20 Years Of Jethro Tull”, ale lwia część leżała sobie zachomiczona w Ianowych archiwach. Radości fanów nie zmienił fakt, że część utworów poprawiono przed wydaniem: Anderson przyznał, że zarejestrowane wtedy nagrania były nieukończone, niekompletne i przygotowując je po dwóch dekadach do wydania, zaklajstrował najbardziej rzucające się w uszy dziury i braki w niektórych nagraniach, dogrywając tam partie fletu.
Inna rzecz, że to album przede wszystkim dla zaprzysięgłych fanów Jethro Tull. Duża część nagrań z Zamku Katastrof to muzyczne szkice, same w sobie zgrabne i interesujące, ale często będące jedynie zarysami melodii i pomysłów, które potem pojawiły się na płytach Jethro, zwłaszcza (nic dziwnego) na „A Passion Play”. Jest tu ładna miniatura na gitarę akustyczną (“First Post”), barokowa etiuda („Animelee”), taneczny renesansowy folk-rock („Tiger Toon”, końcówka „Animelee”), połączenie rockowego grania ze skocznymi, wywiedzionymi z folku rytmami, ozdobione popisem na flecie („Law Of The Bungle”)… jednym słowem: to, co znamy z albumów Jethro z lat 1973-75. Czasem słychać, że to niedokończone nagrania: ot, choćby druga część „Law Of The Bungle Part II”, w której długie solo fletu próbuje maskować fakt, że zespół we Francji zdołał nagrać jedynie szkic utworu, a po latach Ian chyba nie do końca miał pomysł, co tam jeszcze dodać, jak ten utwór wykończyć. To już dużo lepiej udało się „Critique Oblique”, w którym Ianowe popisy całkiem nieźle maskują niedostatki podstawowej części utworu (wątki i pomysły melodyczne z tego utworu potem powrócą w „Passion Play” (a „Post Last” to wczesna wersja finału tejże suity). Dla fana – interesujące wykopaliska; dla przeciętnego słuchacza – rzecz już mniej interesująca.
Druga płyta natomiast to zbiór odrzutów z różnych płyt Jethro. Z reguły są to interesujące utwory (w paru przypadkach wręcz ciekawsze od tych, które na płytę ostatecznie trafiły). Z roku 1974 pochodzą: „Paradise Steakhouse”, ładny, rozegrany w dość majestatycznym rytmie rockowy kawałek z fajnymi gitarowo-fortepianowymi solówkami, „Sealion II” łącząćy dynamiczne rockowe granie ze spokojniejszymi fragmentami, pachnącymi nieco tymi bardziej „plebejskimi”, bukolicznymi momentami płyty „War Child” i „Quartet” – przedziwny kolaż, w którym jest miejsce i na syntezatorowe popisy a la Walter/Wendy Carlos, i klasycyzujące partie gitary akustycznej, i orkiestrowe tło… Gdzieś przy okazji sesji do „Minstrela na galerii” pojawiła się „A Small Cigar”, niezła, acz trochę pozbawiona wyrazu ballada na gitarę akustyczną i fortepian; z kolei przy kompletowaniu „Heavy Horses” na tejże płycie nie znalazł się bardzo czarowny, akustyczny utwór „Broadford Bazaar” (trafił dopiero na remaster CD).
Duża część nagrań to rzeczy z roku 1981, a więc pochodzące z sesji do „The Broadsword And The Beast”. „Crew Nights” to zgrabny rockowy utwór, ma fajny drive, dobry gitarowy riff i fletowe dodatki, a całość zgrabnie dopełniają pastelowe syntezatory Vettese’a (zwłaszcza w kontrastowej, dynamicznej wstawce w środku, gdzie Peter-John wdaje się z Ianem w mały pojedynek). Podobnie wypada równie udany „Drive On The Young Side Of Life”. „The Curse” jest już wyraźnie mniej udany, mniej interesujący melodycznie. Lepiej wypada „Commons Brawl”, łączący nowoczesną elektronikę, wyeksponowane pasaże mandoliny, flet, dynamiczny, jakby trochę taneczny rytm… Jest jeszcze „No Step”, oszczędnie zaaranżowany jak na Jethro Tull początku lat 80., utrzymany w dostojnym, kroczącym rytmie przyjemny rockowy kawałek "Lights Out". Potem skaczemy o kilka lat do przodu: zarejestrowany w trio Ian-Dave-Martin „Man Of Principle” pochodzi z roku 1988, z sesji do „Rock Island”: to dynamiczny, nowocześnie (acz bez przesady) zagrany rockowy kawałek, trochę przypominający „Steel Monkey” (mniej elektroniczny), niezły, ale trochę bez wyrazu. Również z "Rock Island" odrzucono "Hard Liner" - niezły, dynamiczny, przebojowy rockowy utwór, o co najmniej klasę jednak gorszy od pamiętnej "Heavy Water".
Nie brakuje też odrzutów z sesji do „Catfish Rising”: „Piece Of Cake” opiera się na dynamicznym gitarowym riffie i bardzo ładnych pojedynkach Martina i Iana; znów pojawiają się echa Straits. Nie jest to zły utwór, w sumie na „Catfish” znalazłoby się parę gorszych… Na pewno zaś zaszkodziło tej płycie pominięcie bardzo udanego „Silver River Turning” – rozpoczętego uroczą partią fletu, z ładnymi dodatkami fortepianu, opartego na kroczącym rytmie i zgrabnym gitarowym riffie, pięknie dopełnianym fletowymi popisami. Tylko niewiele gorzej wypada „Rose On The Factory Floor” – wywiedziony z folku, zaaranżowany półakustycznie. Jest jeszcze oparty na niezłym riffie, nagrany jakby z przymrużeniem oka "Truck Stop Runner" - choć tu akurat niezbyt dziwi, że ten utwór nie znalazł się na "Catfish...", bo w sumie wypada trochę bez wyrazu.
Ze wszystkich zestawów i składanek Jethro „Nightcap” jest płytą przeznaczoną zdecydowanie dla fanów zespołu: dla nich ta dwugodzinna kolekcja odrzutów na pewno jest ciekawym uzupełnieniem kolekcji, zwłaszcza że szereg udanych, ciekawych kompozycji się tam znajdzie. Natomiast gdyby ktoś poszukiwał Tull w pigułce – w tym samym roku, dokładnie sześć miesięcy przed „Nightcap”, ukazał się również dwupłytowy zestaw „The Best of Jethro Tull – The Anniversary Collection”, zawierający chronologicznie poukładane najważniejsze nagrania Jethro Tull [nie opisywany w cyklu, gdyż w serii „Piątek z Agronomem” postanowiłem przedstawić wyłącznie składanki zawierające choć jeden premierowy utwór] – siłą rzeczy dość fragmentaryczny, pomijający kilka spośród najlepszych utworów Jethro (na czele z „Moths”!!!), ale stanowiący dobre wprowadzenie do poznawania piękna muzyki Iana Andersona i jego czeladki – i ten zestaw jak najbardziej początkującym polecam.
Archiwalia archiwaliami, rocznica rocznicą, ale… Fani najbardziej czekali na nową muzykę Iana Andersona. Szef Jethro Tull wynagrodził ich oczekiwania z nawiązką, choć nowe nagrania Iana nie wszystkim przypadły do gustu. Dlaczego – o tym za tydzień.