ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Jethro Tull ─ A w serwisie ArtRock.pl

Jethro Tull — A

 
wydawnictwo: Chrysalis Records 1980
dystrybucja: EMI Music Poland
 
1. Crossfire (Anderson) [03:35]
2. Fylingdale Flyer (Anderson) [04:35]
3. Working John Working Joe (Anderson) [05:05]
4. Black Sunday (Anderson) [06:35]
5. Protect And Survive (Anderson) [03:36]
6. Batteries Not Included (Anderson) [03:52]
7. Uniform (Anderson) [03:34]
8. 4 W.D. (Low Ratio) (Anderson) [03:42]
9. The Pine Marten’s Jig (Anderson) [03:28]
10. And Further On (Anderson) [04:21]
 
Całkowity czas: 42:48
skład:
Ian Anderson – Vocals, Flute, Acoustic Guitar. Martin Barre – Electric Guitar. Dave Pegg – Bass. Mark Craney – Drums. With thanks to: Eddie Jobson – Keyboards and Electric Violin.
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,3
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,3
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,8
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,7
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,2

Łącznie 25, ocena: Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
 
 
Ocena: 6 Dobra, godna uwagi produkcja.
15.02.2014
(Recenzent)

Jethro Tull — A

Piątek z Agronomem – odcinek XVI. (Tym razem wyjątkowo w sobotę.)

Był zimny, listopadowy wieczór. Trasa promocyjna „Stormwatch” – z basistą Davidem Peggiem czasowo (jak zakładał Ian) zastępującym Johna Glascocka – dobiegała końca; zespół właśnie kończył objazd Zachodniego Wybrzeża USA. I wtedy Ian Anderson otrzymał telefon z Londynu. Stan Glascocka gwałtownie się pogorszył; basista przeszedł operację na otwartym sercu, która jednak okazała się bezowocna… John Glascock zmarł w 33.urodziny Martina Barre’a, 17 listopada 1979. Barrie Barlow – bliski przyjaciel basisty – załamał się i ogłosił, że kończy z muzyką. Dodatkowo Evanowi i Palmerowi kończyły się kontrakty z zespołem. I tak w drugiej połowie listopada 1979 Jethro Tull zawiesili działalność.

Zespół był nieaktywny, za to Anderson – wręcz przeciwnie. Postanowił poświęcić się nagraniu solowego albumu. Zaprosił do współpracy Barre’a i Pegga, dokooptował wynalezionego podczas trasy amerykańskiego perkusistę Marka Craneya (*26 sierpnia 1952), a w charakterze gościnnie zaproszonej gwiazdy pojawił się muzyk Curved Air, Roxy Music i UK – Edwin (Eddie) Jobson (*28 kwietnia 1955). Sesje odbyły się wczesnym latem 1980 w londyńskim Fulham. Gotowy album trafił na rynek 29 sierpnia; nosił tytuł „A” – na pamiątkę Andersonowskiej koncepcji z płytą solową (literą „A” Ian sygnował taśmy z sesji). Bo płytę znów firmowała nazwa Jethro Tull. Szefowie Chrysalis Records – będącej wtedy w finansowym dołku – uznali, że płyta Jethro sprzeda się lepiej niż album Iana Andersona, którego publiczność niekoniecznie musi kojarzyć z zespołem… Postawiony pod ścianą – albo płytę sygnuje zespół Jethro Tull, albo nie ukaże się wcale – Ian nie miał wyjścia. I tak John Evan i David Palmer zostali, ku swemu rozgoryczeniu, wykolegowani z zespołu…

W opinii fanów Jethro „A” walczy z „Under Wraps” o niezbyt zaszczytne miano najgorszej płyty zespołu. Czy zasłużenie? No cóż… Na pewno jest to jedna ze słabszych pozycji w dorobku grupy. Na pewno jest to płyta dezorientująca, chwilami irytująca, jakby co nieco niedopieczona. Na pewno koncepcja z zaproszeniem Eddiego Jobsona – wtedy już wszak muzyka o sporej renomie – nie do końca wypaliła: Jobson na tej płycie pozostaje do końca gościem, elementem spoza Jethro, cośkolwiek na siłę wtłoczonym w ramy zespołu. A i sama koncepcja brzmieniowa tej płyty też nie do końca się broni. Co prawda Jethro stosowali syntezatory od dawna – od 1973 i „A Passion Play” – ale tutaj Anderson na całego rzucił się w wir brzmieniowych nowinek, skoczył na głęboką wodę: brzmienie uległo pewnemu uproszczeniu, elektronika – dotąd stanowiąca po prostu jeden z elementów brzmienia – zaczęła się zdecydowanie wysuwać na pierwszy plan. Do tego „A” to płyta strasznie nierówna jakościowo od strony kompozytorskiej. Właściwie po raz pierwszy w historii Jethro Ianowi zdarzyły się tu ewidentne wpadki. „Protect And Survive” to utwór pełen skrajności: z jednej strony typowo jethrotullowe popisy na flecie, z drugiej – agresywne, wyeksponowane partie syntezatorów. I niestety, nie za bardzo się jedno z drugim przegryza. Jeszcze bardziej skrajnie wypada „Batteries Not Included”, z co nieco kiczowatymi, wszechobecnymi partiami syntezatorów. Jest jeszcze „Working John Working Joe”: próba doklejenia nowoczesnej szaty brzmieniowej do klasycznego brzmienia zespołu, ale te wszystkie natarczywe elektroniczne bulgoty i podkłady cośkolwiek drażnią, dolepiono je wręcz na siłę do całkiem niezłej kompozycji, są wyraźnie z innej bajki.

Reszta kompozycji trzyma całkiem sensowny poziom. “Crossfire” zaczyna się klawiszowym wstępem jakby ściągniętym z drugiej płyty UK; te UK-owate syntezatory gdzieś się w podkładzie cały czas przewijają, jest też flet, ładna wstawka elektrycznej gitary, solidnie brzmiąca, zaznaczona w podkładzie linia basu… Może nie wybitna, ale na pewno przyzwoita rzecz, podobnie jak kolejny utwór w zestawie. Mocno akcentowany, grany wręcz co nieco perkusyjnie, siłowo, syntezatorowy wstęp do „Fylingdale Flyer” to już UK pełną gębą. Mimo uproszczenia brzmienia, mimo tego typowo Jobsonowego brzmienia klawiszy, duch starego Jethro mimo wszystko się tu i tam przebija – są i harmonie wokalne, i fletowe wstawki, i ten duch lasów i wrzosowisk Szkocji mimo wszystko tu i tam wychyla łeb. Potem jest jeszcze ciekawiej, „Black Sunday” wypada bardzo interesująco: to po prostu solidne, dynamiczne, rockowe granie w klasycznym tullowym stylu, z solidnymi gitarowymi partiami i fajnie je przeplatającymi fortepianowymi popisami Jobsona. Jedyne co można by przyciąć, to syntezatory z łagodnej środkowej części z wokalnymi harmoniami: poza tym, mamy tu naprawdę całkiem udaną próbę pożenienia starego stylu Andersona i spółki z nowoczesnymi, elektronicznymi brzmieniami. W „Uniform” flet Iana całkiem fajnie uzupełnia się z partiami elektrycznych skrzypiec. „4 W.D.” to pomieszanie klasycznego Jethro z nowoczesnymi naleciałościami: lekko jazzująca rytmika całości, efektowny pojedynek Iana i Martina, klawiszowe inkrustacje Jobsona i vocoderowe wstawki w tle… W instrumentalnym, folkowym „The Pine Marten’s Jig” Anderson głęboko kłania się tradycji: elektronika jest tu zsunięta na dalszy plan, w tym tanecznym utworze liczy się przede wszystkim efektowny, jak najbardziej tradycyjny pojedynek Iana i Eddiego: pięknie współgrają ze sobą skrzypce i flet… Na sam koniec jest jeszcze całkiem udana, majestatyczna ballada.

„A” – swoisty odpowiednik Yesowskiej „Dramy”, album bardzo nierówny, chaotyczny, trochę jakby niedopracowany – to mimo wszystko, po kilku przesłuchaniach, naprawdę całkiem fajna płyta, na której można znaleźć co nieco słabizny, ale też przynajmniej jeden bardzo dobry utwór („Black Sunday”). Przy uwzględnieniu wszystkich wad – to jest całkiem niezły album, zasługujący na nieco naciągnięte sześć gwiazdek. Płytę promowała kolejna trasa koncertowa, podczas której stare, klasyczne utwory Jethro również prezentowano w mocno elektronicznym anturażu dźwiękowym (z ciekawostek – akustycznie odgrywano „Skating Away…” z Barre’em na mandolinie, Peggiem na mandoli i Craneyem na akustycznym basie). Kolejne sesje, z Gerrym Conwayem (*11 września 1947) na miejsce Marka Craneya, okazały się ostatecznie bezowocne i 1981 był pierwszym rokiem w karierze Jethro bez premiery nowej płyty. Ta, po kolejnych roszadach w składzie, ukazała się dopiero w roku 1982. O czym więcej w kolejny piątek.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.