Piątek z Agronomem – odcinek XI.
Osoba Jeffreya Hammonda miała na Jethro wpływ tak pozytywny, jak i negatywny. In plus – bo basista był człowiekiem niekonfliktowym i dobrym znawcą charakterów, przez co udawało mu się w zarodku gasić różne kłótnie i spory, a przez to wpłynąć na – zjawisko w zespole Andersona wyjątkowe – trwającą przez kilka płyt stabilizację personalną. In minus – bo Hammond był dość przeciętnym basistą; próby coraz bardziej się przeciągały, gdyż Jeffowi opanowanie kolejnych utworów Iana przychodziło dość wolno. W końcu Hammond postanowił poświęcić się swej głównej pasji – malarstwu. Odstawił gitarę basową, spalił estradowy kostium i zerwał z muzyką. Na jego miejsce przyszedł basista zespołu Carmen – John Glascock (*2 maja 1951). Osobnik również przyjacielski i mało konfliktowy (zwłaszcza z Barlowem szybko przypadli sobie do gustu, poza tym ściągnął z Carmen swoją dziewczynę Angelę Allen do śpiewania chórków), za to – cytując Wojtka – pił jak sikorka (tyle ile sam ważył), ćmił trawę kilogramami i balował na potęgę. Z drugiej strony, był na tyle zdyscyplinowany, że nigdy nie opuszczał koncertów i sesji, do tego okazał się muzykiem o umiejętnościach porównywalnych z tymi Glenna Cornicka, więc fala wznosząca Jethro trwała nadal.
Przy okazji „War Child” obok płyty miał powstać film fabularny – i z pomysłu nic nie wyszło. Tym razem kolejnej płycie Jethro miał towarzyszyć musical, opowiadający o zapomnianej już, wielkiej gwieździe lat 60., próbującej się odnaleźć w nowej muzycznej dekadzie – Rayu Lomasie. Sam bohater był oparty na osobie Adama Faitha, do tego sam Faith miał być jednym z głównych wykonawców. Tym razem to Faith nie miał ochoty na współpracę z Ianem, sponsorzy też nie zapałali entuzjazmem i znów: film pozostał jedynie w sferze planów… Z całej koncepcji pozostało kilka utworów i kolorowy komiks na okładce płyty.
Ciepło i nastrojowo zaczyna się „Too Old To Rock ‘n’ Roll: Too Young To Die!”: “Quizz Kid” otwiera fragment utworu tytułowego, przechodzący w zgrabną, rockową piosenkę, z wyeksponowanymi, rozbudowanymi partiami gitary basowej, popisami na flecie i okazjonalnymi (acz logicznie uzasadnionymi) zmianami tempa, czy nagle pojawiającą się akustyczną wstawką. Przyjemnie, lekko płynie sobie „Crazed Institution”, z ładnym, rozlewnym refrenem i fanym mostkiem. „Taxi Grab” odwołuje się do debiutanckiej płyty zespołu: sporo tu bluesa, i to nie tylko za sprawą harmonijki; także specyficznych „licks” na gitarze akustycznej.
Co jeszcze tu mamy? Rock w klasycznym jethrotullowym klimacie, zgarany z biglem, żwawo, z fletowymi popisami („Big Dipper”). Wyciszoną, „nocną”, melancholijną balladę, jakby nuconą przez Iana znad knajpianego blatu, przy którejś już kolejce, o mglistym, wczesnym poranku („From A Deadbeat To And Old Greaser”). Ballad zresztą jest tu więcej: typowa dla Iana kunsztowna, akustyczna „Salamander” i prostsza w formie (i co nieco słabsza niestety) „Bad Eyed And Loveless”. Łączący skoczną, typowo szkocką melodykę ze zgrabną orkiestracją „Pied Piper”. No i przede wszystkim utwór tytułowy całego zestawu, mieszający ironię z nutką nostalgii obraz starego rockowca nie mogącego się odnaleźć w zmieniającym się świecie, pomysłowo skonstruowany, umiejętne podbijany orkiestrowymi wstawkami, z mistrzowsko rozkładanym napięciem, oraz jego kontynuacja w postaci „The Chequered Flag (Dead Or Alive)”, skonstruowanego według podobnej receptury i tylko nieznacznie słabszego.
Stabilizacja uczuciowa w życiu Iana (drugie, tym razem trwałe i szczęśliwe małżeństwo, do tego syn w drodze) przełożyła się na kapitalną zwyżkę formy twórczej: o ile „Too Old…” był najlepszą płytą Jethro od czasów „Thick As A Brick”, kolejne lata miały przynieść arcydzieła. Ale o nich już kiedyś pisałem – więc za tydzień w odcinku XII będzie o kolejnej składance Jethro Tull.