ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Eloy ─ Colours w serwisie ArtRock.pl

Eloy — Colours

 
wydawnictwo: EMI Records Ltd 1980
 
1.Horizons [3:20]
2.Illuminations [6:19]
3.Giant [6:05]
4.Impressions [3:06]
5.Child Migration [7:23]
6.Gallery [3:08]
7.Silhouette [6:57]
8.Sunset [3:15]
 
Całkowity czas: 39:36
skład:
Frank Bornemann - śpiew, gitary
Klaus-Peter Matziol - gitara basowa
Hannes Arkona - gitary
Hannes Folberth - instrumenty klawiszowe
Jim MacGillivray - bębny
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,3
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,7
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,8
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,6
Arcydzieło.
,5

Łącznie 30, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
02.01.2014
(Recenzent)

Eloy — Colours

„Oceany Cichych Włkań i Potężnych Ech”, czyli Eloy für dummies – odcinek 9

No i złoty skład Eloy szlag trafił. Wytrwanie do końca nagrań „Silent Cries and Mighty Echoes” było wyzwaniem. Wyruszenie w trasę cudem. Jednak trzymanie nerwów na wodzy i zaciśnięcie zębów było wszystkim na co muzyków ówczesnej inkarnacji Eloy w tamtym konkretnym czasie było stać. Po ostatnim francuskim koncercie panowie Rosenthal i Schmidtchen wypisali się z interesu. Na szczęście zaradny Bornemann widział co się święci; na końcówkę trasy zakontraktował drugiego wioślarza Hannesa Arkonę który polecił nowemu pracodawcy znajomego klawiszowca Hannesa Folbertha, a sam lider był na tyle czujnym skautem, że w ostatniej chwili dokoptował (zwolnionego od zobowiązań macierzystej formacji Epitaph) pałkera Jima MacGillivray’a i w ten oto sposób sformował się nowy skład zespołu, który zabrał się, wiosną 1980 roku, do pracy nad kolejną studyjną płytą.

Zmieniły się personalia, na szczęście zarówno styl jak również poziom atystyczny nowego wydawnictwa absolutnie nie. Jedynie „struktura” całości uległa modyfikacjom. Kompozycje zawarte na „Colours” są krótsze, konkretniejsze, treściwsze – momentami nawet bardziej rockowe – ale nie tracące niczego z atutów poprzednich dwóch krążków. To wciąż ta sama barwna, urozmaciona i bogata w brzmieniu muzyka.

Zaczyna się od „Horiozons”; piękne żeńskie chórki, prowadzące cały utwór, ciekawe klawiszowe motywy pląsające gdzieś przez całą kompozycję oraz nieco pulsujący rytm złożyły się na dość proste schemtatycznie rozwiązanie, ale niezwykle wciągające i zaskakujące.

„Illuminations” jest już bardziej tradycyjny. Mówiąc tradycyjny mam na myśli tradycyjny w sensie stricte-eloy’owym. Jest symfonicznie z fanymi rozbudowaniami i przejściami. Jedynie gitara zdaje się brzmieć bardziej drapieżniej....czyli summa summarum takie „Oceany” i „Ciche Włkania” w nieco ostrzejszej wersji połączone z pierwszymi oznakami bardziej synrezatorowych ciągot ku którym nowe wcielenie zespołu się zaczęło skłaniać (Detlev Schmitchen częściej korzystał z tradycyjnego zestawu klawiszowego, aniżeli nowinek technicznych).

Dalej również jest ciekawie. Mamy tutaj perfekcyjnie prowadzony „Giant” z licznymi bogatymi partiami gitarowo-klawiszowymi, balladujący „Impressions” z rewelacyjną partią fletu w drugiej części kompozycji oraz rozbudowany „Child Migration”* umiejętnie skonstruowany z kilku – zdając się mogło – nie pasujacych do siebie fragmentów; jednak zarówno otwierające, ostre gitarowe riffy jak i partia (niby) flamenco wciśnięta gdzieś w środek, połączone z klawiszowymi pasażami spinają się w barwną i ciekawą całość.

Nieco zbyt drapieżny „Gallery” (zdający się chwilami być niczym innym jak „Master Of Sensation, Part II”) nieco rozbija spójność całości, ale na szczęście końcówka wydawnictwa nadrabia braki kilku poprzednich minut. „Silhouette” to ciekawie złożona kompozycja, z płynnie przechodzącymi z jednego w drugi, tematami będąca jednym z najlepszych numerów Eloy w ogóle. Natomiast wieńczący całość „Sunset” to absolutna perełka; delikatny, senny - z prostą partią gitary akustycznej i syntezatowowym motywem – kawałek jest więcej niż cudnym zwieńczeniem całości. Nic tylko oddać się bezwarunkowo płynącym z głośników dźwiękom...

Wynik: 17 tygodni i 28. miejsce na listach. Może i bez szału, ale rzeczone liczy należy uznać za sukces. Poza tym „Colours” jest drugą (według mnie) najlepszą płytą zespołu. Chodzi tu w końcu o muzykę, a nie cyferki...

 

 

 

*jako bonus do kompaktowej reedycji „Silent Cries and Mighty Echoes” z 2005 roku dołączono utwór o identycznym tytule będącym odrzutem z rzeczonej sesji. Jednak jest to zupełnie inna kompozycja od tej, która pojawiła się na „Colours”.

 

 

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.