„Oceany Cichych Włkań i Potężnych Ech”, czyli Eloy für dummies – odcinek 7
Sukces płyty „Ocean” zaskoczył wszystkich, a chyba samych muzyków najbardziej. Niemniej świetnie sprzedająca się trasa koncertowa dała wytwórni pretekst do wygiągnięcia kilku dodatkowych groszy od fanów. W końcu nikt nie wiedział, kiedy czasy prosperity czegoś takiego jak Eloy się skończą. Zwłaszcza w tak niesprzyjających tego typu muzyce czasach. Tak więc przez cały marzec 1978 za zespołem podążała ekipa nagraniowa, a efekt tego w postaci albumu live ujrzeliśmy już kilka miesięcy później.
Dostaliśmy wydawnictwo dwupłytowe, które wypełniły utwory głównie z dwóch ostatnich płyt studyjnych. Co więcej, „Ocean” odegrane zostało niemal w całości (brakuje jedynie „Decay Of The Logos”), co w sumie nie może dziwić. W końcu był to największy (do tej pory) sukces artystyczny i (również do tej pory) komercyjny grupy.
Jeśli chodzi o stronę wykonawczą, to „Live” jest po prostu majstersztykiem. Świetny dobór setlisty, to po pierwsze. Tak jak Yes na „Yessongs”, tak Eloy na „Live” wyznaczyli grubą kreskę między poszukującym a dojrzałym zespołem. Wprawdzie z wczesnego okresu panowie przemycili „Inside”, jest on jednak jedynym wyjątkiem. Poza tym mamy utwory z bardziej symfonicznego okresu działalności kapeli. A wykonanie i brzmienie to drugie. Moc absolutna. Rzeczywiście może się wydawać, że zespół był wówczas u szczytu swoich możliwości.
„Poseidon’s Creation” zachwyca sam w sobie. Komozycja w wersji koncertowej nabiera jeszcze większej mocy i wyrazistości. Również takie „Mutiny” czy „The Dance In Doubt And Fear” wypadają tutaj zdecydowanie bardziej na korzyść, aniżeli na płytach studyjnych.
Nie można jednak mówić w tym przypadku o odegraniu poszczególnych kompozycji nuta w nutę. Sporo z nich okraszonych zostało dodatkowymi melorecytacjami perkusisty Jurgena Rosenthala („Poseidon’s Creation”, „The Sun-Song”). Ciekawie zostały połączone (na pierwszy rzut oka zupełnie nie pasujące do siebie) tematy „Gliding Into Light And Knowledge” i wspomnianego „Inside”. Ponadto „Atlantis' Agony at June 5th - 8498, 13 P.M. Gregorian Earthtime” został rozbudowany do 20 minut, poprzez wydłużone melorecytacje Rosenthala i rozciągnięte klawiszowe pasaże Schmidtchena.
Wytwórnia przepchnęła swój pomysł na pośpieszne wydanie płyty koncertowej. Dla fanów – super sprawa, jeśli chodzi o rewelacyjną jakość materiału na niej zawartego. Dla wytwórni – już nieco gorzej; wprawdzie 35. miejsce na listach to nie najgorszy wynik, biorąc pod uwagę fakt bardzo wymuszonego oraz szybkego procesu realizacji i wydania płyty, jednak wydawnictwo wytrwało na nich zaledwie kilka tygodni.
Poza tym w zespole zaczęły się pojawiać pierwsze waśnie i niesnaski, które - jak w kilku podobnych przypadkach – wyzwoliły w muzykach uśpione pokłady twórcze, dzięki którym ni stąd, ni zowąd nagrany materiał okazuje się dziełem życia.
O tym szerzej jednak w kolejnym odcinku.