ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Camel ─ The Snow Goose [Re-recording] w serwisie ArtRock.pl

Camel — The Snow Goose [Re-recording]

 
wydawnictwo: Camel Productions 2013
dystrybucja: Rock Serwis
 
1. The Great Marsh [2:09]
2. Rhayader [3:06]
3. Rhayader Goes To Town [5:28]
4. Sanctuary [2:57]
5. Fritha [1:27]
6. The Snow Goose [3:02]
7. Friendship [1:50]
8. Migration [4:29]
9. Rhayader Alone [3:24]
10. Flight Of The Snow Goose [2:27]
11. Preparation [3:54]
12. Dunkirk [5:39]
13. Epitaph [1:32]
14. Fritha Alone [1:47]
15. La Princesse Perdue [5:18]
16. The Great Marsh [1:35]
 
Całkowity czas: 50:04
skład:
Andy Latimer - guitars, keyboards, flute
Colin Bass - bass
Denis Clement - drums, percussion, keyboards, bass, cannon
Guy LeBlanc - keyboards, organ, moog, voice
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,2
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,4
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,2
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,3
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,9
Arcydzieło.
,5

Łącznie 25, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
01.12.2013
(Recenzent)

Camel — The Snow Goose [Re-recording]

 Fajnie, że Latimer i jego Camel wrócili do świata żywych po prawie dziesięciu niebytu, ale czy nie można było tego zaznaczyć w trochę inny sposób? Czy naprawdę przerabianie „Śnieżnej Gęsi” było takie konieczne? Powiedzmy sobie szczerze – nie było. A powody, dlaczego coś takiego się stało, są dla mnie mimo wszystko niejasne. Bo nie jestem tak do końca pewien, że chodziło przede wszystkim o kasę. Raczej chyba głównie o wycieczkę w przeszłość, w lata kiedy się miało dwójkę, a nie szóstkę z przodu. No dobra, rozumiem, ale czy w tym celu KONIECZNIE trzeba domalowywać wąsy Monie Lizie? Bo dla mnie nagrywanie klasycznych płyt od nowa, to jest działalność tego typu.

 Mariusz  był dość  łaskawy dla  nowej Śnieżnej Gęsi, skupiając się przede wszystkim na aspektach muzycznych. No cóż – wydaje mi się, że Andy musiałby się dobrze napracować, żeby zrobić z tego niesłuchanego gniota, a jego ingerencja w pierwotną materię muzyczną była jednak stosunkowo skromna. Trochę popsuł („The Snow Goose”), trochę poprawił (wydłużone „Migration”). Nie da się też ukryć, że przez te prawie czterdzieści lat technika nagraniowa trochę do przodu poszła i niektóre partie instrumentalne – szczególnie smyki, dęciaki, czy fortepian solo  - brzmią lepiej.

 Za to mnie nurtuje jedno podstawowe, zasadnicze i fundamentalne pytanie – po co? I dalibóg nie jestem w stanie znaleźć sensownej odpowiedzi. Dobrze – kasa, sentyment. Ale co my, słuchacze z tego mamy? To pytanie pozostaje bez odpowiedzi. Taka nowa Gęsia to w zasadzie potrzebna jest nam  jak zającowi dzwonek. Konia z rzędem temu, kto do tego będzie wracał. Dwa, trzy odsłuchy i  jak już minie urok nowości, zapadnie na półce, porastając kurzem, a słuchać się będzie  wersji pierwotnej.

 Płyta zupełnie niepotrzebna, tak jak „Director’s Cut” Kate Bush, czy „Genesis Revisated II” Steve’a Hacketta. Niepotrzebna, bo  nie  tylko nie wnosząca niczego nowego do wizerunku artysty, ale też nie przynosząca niczego nowego. Dużo większy sens miałoby zagranie tego materiału na żywo, z liczną ekipą muzyków wspomagających i wydanie tego jako kolejnej płyty koncertowej. A tak – nie ma sensu tego kupować. Lepiej wydać kasę na inną płytę Camel, której się jeszcze nie ma. A jeśli ma się wszystkie, to  odłożyć sobie pieniądze  na bilet na koncert, bo coś mi się wydaje, że w przyszłym roku będzie okazja zobaczyćać gdzieś Wielbłąda na żywo. Nawet jeśli  nie w Polsce, to pewnie gdzieś blisko za granicą.

 PS. Jedna rzecz godna uwagi – ta płyta wyszła jako „The Snow Goose”, bez żadnego dopisku „Music inspired…”. Czyli albo się Latimer dogadał ze spadkobiercami, albo wygasła ochrona praw autorskich.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.