ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Uriah Heep ─ The Magician's Birthday w serwisie ArtRock.pl

Uriah Heep — The Magician's Birthday

 
wydawnictwo: Bronze Records 1972
 
Side 1
1. "Sunrise" 4:04
2. "Spider Woman" 2:25
3. "Blind Eye" 3:33
4. "Echoes in the Dark" 4:48
5. "Rain" 3:59
Side 2
6. "Sweet Lorraine" 4:13
7. "Tales" 4:09
8. "The Magician's Birthday" 10:21
 
Całkowity czas: 37:10
skład:
Mick Box – guitars; David Byron – vocals; Ken Hensley – keyboards, guitars, Moog synthesizer; Lee Kerslake – drums, percussion, kazoo; Gary Thain – bass
Additional personnel
Brian John Cole – Pedal Steel Guitar on "Tales"; Produced By Gerry Bron; Engineered By Peter Gallen; Assistant Engineer: Ashley Howe
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,10
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,34
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,10
Arcydzieło.
,6

Łącznie 60, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
25.07.2013
(Recenzent)

Uriah Heep — The Magician's Birthday

 

Jak  odwieczna artrockowa tradycja nakazuje w lipcu musi być coś o Uriah Heep.  Tym razem padło na „The Magician’s Birthday”. Jest to jedna serii z tych słynnych i wybitnych płyt, zapoczątkowanej przez  przez debiut, a trwającej prawie do połowy lat siedemdziesiątych. Dobrze wtedy szło Jurajom, co album to wydarzenie, a „Live” to już w ogóle rozbiło bank.

 Nie powiem, żeby od początku przypadła mi do gustu. Bardziej podobały mi się i te wcześniejsze, i niektóre  późniejsze, a ona była taka pośrodku. Pierwszy raz usłyszałem ją w całości gdzieś pod koniec lat osiemdziesiątych – wtedy, albo niewiele wcześniej zaczęły się ukazywać klasyczne Jurajki na kompaktach. Nie spodobała mi się specjalnie i potem jakoś nie miałem ochoty do niej wracać. Ale  tak naprawdę to późno się za nią zabrałem –  na poważnie dopiero, kiedy ukazały się pod koniec lat dziewięćdziesiątych remajstery Castle Communication. Wreszcie to zaczęło przyzwoicie brzmieć, bo wczesne cedeki  Jurajki dla audiofilów na pewno się nie  nadawały, ale wielka ilość bonusów dość skutecznie rozmywała pierwotny obraz  płyty. Bo to przecież po mamy na kompakcie jeszcze prawie czterdzieści minut muzyki, a bonusy z założenia to są różne odpady, które z jakichś powodów (najczęściej słusznych) na właściwy album nie trafiły. Dlatego poznając jakąś płytę najlepiej pierwszy raz słuchać jej tylko w takiej wersji, jaka pierwotnie się ukazała. Bonusy osobno, po przetrawieniu części głównej. Ale  to taka uwaga na marginesie.

 Teraz już wiem, na czym polegał „problem” „The Magician’s Birthday”. Po barokowym  „Demons & Wizards”, po hard-rockowym „Look at Yourself”, jak na Uriah Heep jest to bardzo spokojna płyta. Mocniejszych, rockowych fragmentów jest bardzo mało – właściwie na „Sweet Lorraine” i „Spider Woman”, ewentualnie jeszcze „Blind Eye”, z wiodąca partią gitary akustycznej cała sprawa się kończy. Co oczywiście nie znaczy, że brakuje tu dobrej muzyki – jest „Sunrise” na początek i tytułowy na koniec – chociażby. Proponuję  zwrócić uwagę jak tam przeprowadzono przejście  solowej partii Boxa w finałową sekwencję – naprawdę aranżacyjny majstersztyk. Pisze  się o tej płycie, że ona odbiega od tego hard-rockowego wzorca, bo jest bardziej progresywna. Bardziej progresywne to są „Demons & Wizards”, czy „Salisbury”, a ta jest po prostu bardziej  musicalowa. Dokładnie. Wiem, że może to trochę od czapy brzmi, ale posłuchajmy „Echoes In The Dark”, „Rain”, czy „Tales” – lekko zmieniona aranżacja i na Broadway pasują. Zresztą Byron też spokojnie by sobie i w takich okolicznościach poradził. Jak na hard-rock to był dosyć specyficzny wokalista. Zwykle taki typowy hard-rockowy krzykacz wydawał odgłosy paszcza z bluesowym feelingiem. Bluesa w śpiewaniu Byrona jest niewiele. Nie dlatego, żeby nie umiał – nie musiał. Miał swój osobny taki patetyczno – musicalowy styl, który idealnie do muzyki Jurajów pasował. Ale majster był z niego przedni. Szkoda, że skończył tak marnie – najpierw przepił swoją karierę, a potem wątrobę, a pod koniec życia był na zasiłku z opieki społecznej.

 Jednak   w roku 1972 kariera Jurajów hulała jak ta lala. Po „Demons & Wizards” trudno było spodziewać się, że grupa nagra coś lepszego. No i trudno powiedzieć, że Urodziny Maga są lepsze. Trudno też powiedzieć, że gorsze, bo to na pewno jedna z najlepszych płyt w dorobku Uriah Heep. Tak jak wcześniej wspomniałem – jest nieco inna. Mimo wszystko i tak przyniosła trzy kolejne klasyki, czyli tytułowy, „Sunrise” i „Sweet Lorraine”.

 

 

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.