Cykl wakacyjny odcinek IV.
Nazwa zespołu, okładka – nie ma wątpliwości: rodowici, twardzi, bezpośredni, wielbiący tradycję Południowcy. I to słychać w muzyce: łączącej rockowe granie z amerykańską tradycją muzyczną. Oficjalnie Alabamę traktuje się jako zespół country, ale… tak po prawdzie nie bardzo mieści się to w ramach tegoż stylu muzyki. Bardziej brzmi jak to southern-rockowy (bardziej Eagles niż Lynyrd Skynyrd – nie ma tu aż takiej dawki gitarowego szaleństwa, większy nacisk położony jest na stylowe, nastrojowe, eleganckie partie solowe). W każdym razie: Americana pełną gębą.
W muzyczny świat kwartetu świetnie wprowadza utwór tytułowy „Mountain Music”, trzeciej i bodaj najsłynniejszej płyty zespołu: siedzi on zdecydowanie bliżej southern-rockowych klimatów czy Eagles niż country – nawet gdy w finale nagle pojawia się solo na skrzypkach i skoczny rytm. „Close Enough To Perfect” – z zespołowymi wielogłosami, melancholijnym gitarowym graniem i orkiestrowym tłem – to po prostu rzetelna rockowa ballada. W sumie trochę szkoda, że panowie upierają się wypełniać tło smyczkowymi, rozlewnymi orkiestracjami – gdyby tak zamiast tego dodać jeszcze jedną gitarę solową, dodać nieco więcej hałasu, byłaby bardzo fajna southern-rockowa płyta w klimacie lżejszych Skynyrdów albo .38 Special. Nawet gdy panom zdarza się utwór wyraźnie siedzący w country’owej tradycji – „Words At Twenty Paces” – uzupełniają go nowocześnie brzmiącymi syntezatorowymi dodatkami i przyjemnie brzmiącymi dla rockowego ucha dźwiękami gitary. Jedyne, co trochę tu doskwiera, to orkiestrowe dodatki – właśnie tutaj najbardziej brakuje większej dawki gitar, mocniejszego przyładowania w miejsce stylowych zagrywek. „Changes Comin’ On” – swoisty przekrój zmian w obyczajowości i kulturze ostatnich paru dekad (w tekście wymienieni są i Merle Haggard, i Beatlesi, i wojna w Wietnamie, i śmierć Elvisa) – to intrygujący, powoli się rozwijający, niespiesznie płynący do przodu utwór – znów z orkiestrowym tłem, z klimatycznym solem gitarowym, z efektownymi wielogłosami… A już o takim „Take Me Down” – z mocno zaznaczonym rytmem i piętrowymi partiami wokalnymi – można by powiedzieć co najwyżej, że solidny rockowy zespół nieco się country zainspirował. Jest jeszcze „Lovin’ You Is Killin’ Me” – równie przyzwoity rockowy kawałek z lekkimi elektronicznymi dobarwieniami – i finałowy, najbardziej nasycony country utwór na płycie.
„Mountain Music” to bardzo fajna płyta na lato – gdzie trzeba, jest melancholijnie, by za chwilę pojawiło się wezwanie do beztroskiej zabawy. Naprawdę dobra, ale nierówna pozycja: niestety, w repertuarze albumu znalazło się miejsce dla dość banalnych, nieco ckliwych ballad „You Turn Me On” i „Never Be One” – nieco pozbawionych wyrazu i zaniżających ocenę płyty o całą gwiazdkę. Niemniej jednak, dla zainteresowanych Americaną jest to jak najbardziej polecana pozycja.
Lato nadeszło. Już wkrótce pola zbóż będą łagodnie falować na wietrze. Are you ready for the country?