ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Diamond Dawn ─ Overdrive w serwisie ArtRock.pl

Diamond Dawn — Overdrive

 
wydawnictwo: Frontiers Records 2013
 
1. Into Overdrive
2. Take Me Higher
3. Crying
4. Standing As One
5. California Rush
6. Indestructible
7. Turn It Up
8. The Hunter
9. Give It All
10. Don't Walk Away
11. Powergames
 
Całkowity czas: 49:31
skład:
Alexander Strandell - Vocals; Jhonny Göransson - Guitars; Olle Lindahl - Guitars; Mikael Planefeldt - Bass; Niklas Arkbro - Keyboard; Efraim Larsson – Drums
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,2
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 3, ocena: Album jakich wiele, poprawny.
 
 
Ocena: 7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
01.04.2013
(Recenzent)

Diamond Dawn — Overdrive

 Kolega Magister Tarkus kiedy zobaczył ich fotkę, powiedział –   Wizualna masakra! Muszą być fajni. A po przesłuchaniu materiału muzycznego dodał –  O jakie to jest uroczo kiczowate. Tak złe, że aż dobre (nieprawda – po prostu dobre).

 Fakt, z rozrzewnieniem patrzy człowiek na fotkę promocyjną grupy, bo takie egzemplarze po świecie chodziły dobre dwadzieścia pięć lat temu. Co ciekawe na oko jest to na tyle młody wiekowo zespół, że tamte czasy muszą znać najwyżej z opowiadań rodziców, którzy  przy Europe, Giuffria, Bon Jovi, czy Pretty Maids zaliczali swoje pierwsze poważniejsze doświadczenia z alkoholem i seksem.  Myślałem, że sympatia do takiej muzyki cechuje osobników raczej w moim wieku, a nie łepków  ze dwie dekady młodszych ode mnie. Jednak duch takiego grania w narodzie nie ginie. Strzelił sobie nową trwałą, walnął nowy makijaż i ruszył w świat. Jak widać w Skandynawii idzie mu całkiem dobrze, bo opisywani przeze mnie wcześniej Suicide Bombers, też żywcem wyjęci z lat osiemdziesiątych, pochodzą z Norwegii, a Diamond Dawn to Szwedzi.

 Żeby sprzedać, musisz mieć hita – taka zasada  przyświecała pudłowatym w złotych latach świetności gatunku. Młodzi Szwedzi raczej na podobne sukcesy, jakie ich poprzednicy z lat osiemdziesiątych liczyć nie mogą, ale pewnie pomyśleli sobie  – Sprzedać, nie sprzedać, coś na kształt hita trzeba mieć, najlepiej całą płytę.

 Jak postanowili, tak zrobili – numer w numer – bezczelnie melodyjne, z chwytliwymi refrenami. No i jak czegoś takiego nie lubić? Nie da się. Momentami może niektóre te melodie są może zbyt trywialne i sprawiają wrażenie pisanych na siłę, ale to tylko momentami, naprawdę bardzo rzadko. Poza tym kalka na kalce schemat na schemacie, ogrywają wszystkie możliwe pudłowate patenty sprzed 25-30 lat – wszystko łącznie z takimi charakterystycznymi nieco plastikowymi syntezatorami, na których w znacznym stopniu opierało się brzmienie kapel, które wymieniłem dwa akapity temu. Bo Diamond Dawn gra tą łagodniejszą odmianę pudel metalu, która bardzo chętnie wykorzystywała instrumenty klawiszowe. Broni ich „jedynie” songwriting. Tyle, że w tym przypadku songwriting to wszystko – reguły gatunku są dawno ustalone, sztywne i nie ma możliwości, żeby je w żaden sposób obejść – dlatego tu jest układ zero-jedynkowy: masz dobry materiał –  jest dobrze, nie masz –  jest do bani. Nic po środku.

 Dlatego, gdyby na „Overdrive” nie było tych jedenastu lepszych, lub najwyżej nieco gorszych numerów, kwalifikowałoby się to do kosza na śmieci.

 Reasumując – ponad trzy kwadranse dobrego, pudlowo-AORowego grania, bardzo stylowego, w lepszych czasach z połowa tych kawałków nadawałaby się do pogonienia po listach przebojów, ze dwóch numerów mogłoby nie być, bez straty dla artystycznego przekazu. Ale i tak w całości słucha się tego bardzo przyjemnie.

 No to dlaczego tylko siedem punktów? Bo w latach osiemdziesiątych byłaby to płyta najwyżej z drugiej – trzeciej dziesiątki list przebojów, do prawdziwych gigantów gatunku trochę im jednak brakuje.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.