Jedenasty album amerykańskiej formacji Spock’s Beard dokumentuje kolejny ważny przełom w historii tej zasłużonej dla progresywnego rocka grupy. W składzie, który zarejestrował Brief Nocturnes And Dreamless Sleep pojawili się bowiem nowi (w przypadku niektórych z nich… „nowi – starzy”) muzycy. Kluczowe miejsce przy mikrofonie zajął znany z Enchant, Ted Leonard, zastępujący w tej roli śpiewającego perkusistę Nicka D'Virgilio. Na miejscu tego ostatniego znalazł się także pałker Jimmy Keegan, który już od ponad dziesięciu lat wspierał kapelę podczas koncertów. Żeby zamknąć ten personalny wątek, trzeba jeszcze wspomnieć o swoistym powrocie do Spock’s Beard dawnego lidera grupy, Neala Morse’a, współtwórcy jednej z kompozycji na albumie, w której zresztą gra na gitarze.
I to w zasadzie wszystkie zaskoczenia dotyczące nowej propozycji Amerykanów, gdyż muzyka w osłupienie z pewnością nikogo nie wprawi. Spock’s Beard nagrał bowiem kolejny album w solidnym progresywnym stylu. Z wielowątkowymi formami, stylistyczną różnorodnością, licznymi instrumentalnymi pasażami i harmonicznymi partiami wokalnymi. Z drugiej strony, kto wie, czy to nie jeden z bardziej…, może nie udanych, ale z pewnością równych krążków zespołu w ostatnich latach.
Dlaczego? A choćby dlatego, że w porównaniu z poprzednikiem X (2010) i jeszcze wcześniejszym Spock’s Beard (2006), które były prawie 80 – minutowymi przydługimi kolosami, ten w standardowej edycji trwa mniej niż godzinę i zawiera siedem dosyć zwartych numerów. Do tego, materiał ten cechuje naprawdę spora melodyjność, w czym – myślę – duża zasługa Leonarda, który partiom wokalnym dodał pewnej popowej wręcz nośności. Zresztą, jego charakterystyczny wokal – szczególnie w wysokich partiach – ewidentnie przywołuje dokonania Enchant, który choćby na ostatnich swoich krążkach (Blink Of An Eye, Tug Of War) dobrze sobie radził z fajnymi melodiami.
Całość rozpoczyna kompozycja wspomnianego Leonarda, Hiding Out, zainaugurowana ciekawą partią pianina, z czasem uderzająca masywnym gitarowym riffem. Zgrabny refren czyni zeń udany początek i jeden z ciekawszych fragmentów albumu. Pojawiającemu się zaraz po nim szybkiemu i mocnemu I Know Your Secret brakuje już tej wyrazistości. W A Treasure Abandoned artyści sięgają przez chwilę do muzyki dawnej, by w następnym Submerged zmierzyć się z bardziej balladową i przystępną materią. Ten kolejny utwór Leonarda, ponownie delikatnie pachnie Enchant.
Z kolei Afterthoughts to już klasyczny Spock’s Beard – czerpiący z tradycji amerykańskiego blues rocka. Kompozycja ozdobiona - nieobcym w ich twórczości - wokalnym kanonem mogłaby zawędrować na którąś z solowych płyt Neala Morse’a. A skoro o tym progrockowym kaznodziei mowa. Najwięcej go w następującym po Something Very Strange (w którym wykorzystano wokoder) i kończącym całość, Waiting For Me – kompozycji autorstwa spółki Alan Morse - Neal Morse. Najdłuższa w zestawie ma najbardziej epicki charakter. Jako swoistemu opus magnum albumu, brakuje mu tego patosu Jaws Of Heaven, pięknej kilkunastominutowej suity kończącej poprzedni krążek, niemniej ma interesujące harmonie wokalne, ładne progresywne gitarowe solo i takowy popis na instrumentach klawiszowych. Całość krążka nie powinna rozczarować fanów Spock’s Beard, choć o rewolucyjności trudno mówić.