ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Erasure ─ The Innocents w serwisie ArtRock.pl

Erasure — The Innocents

 
wydawnictwo: Mute Records 1988
 
All tracks by Clarke/Bell unless otherwise noted
"A Little Respect" - 3:32
"Ship of Fools" - 4:01
"Phantom Bride" - 3:32
"Chains of Love" - 3:45
"Hallowed Ground" - 4:05
"Sixty-Five Thousand" - 3:23
"Heart of Stone" - 3:20
"Yahoo!" - 3:48
"Imagination" - 3:28
"Witch in the Ditch" - 3:45
"Weight of the World" - 3:40
"When I Needed You" (Melancholic Mix) - 4:22
"River Deep, Mountain High" (Private Dance Mix) (Barry, Greenwich, Spector) - 7:00
 
Całkowity czas: 51:45
skład:
Vince Clarke - keyboarsds; Andy Bell - vocal
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,2
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,2

Łącznie 6, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
02.02.2013
(Recenzent)

Erasure — The Innocents

 Prawdziwy Cykl Karnawałowy oraz Ćwiara Minęła™ AD 1988.

 Czego by się Vince Clarke nie tknął w latach osiemdziesiątych, zamieniało się w przebój. Debiut Depeche Mode, chociaż różnie oceniany, napędził grupie sporo fanów. Potem była krótka, ale bardzo owocna współpraca z Alfie Moyet jako Yazoo, potem była jeszcze krótsza, ale też bardzo efektywna współpraca z Fergalem Sharkeyem, czyli The Assembly – co prawda tylko jedna piosenka, ale duży przebój, żelazny repertuar wszelkich składanek z  lat osiemdziesiątych. No i w połowie lat Clarke znalazł kolejnego znakomitego wokalistę, Andy Bella i tak powstało Erasure.

 Vince nigdy nie miał szczególnie wybujałych ambicji artystycznych, zawsze zależało mu głównie na robieniu fajnych piosenek. Jeszcze za czasów pracy w Depeche Mode mówił: „We are pop, we are ultra pop”. I Erasure w największym stopniu, ze wszystkich  zespołów Clarke’a stało się  przedsięwzięciem o charakterze najbardziej użytkowym. Zaproponowało muzykę łatwą, lekką i przyjemną, ale nobles oblige – Depeche Mode, czy Yazoo – te nazwy do czegoś zobowiązują, dlatego od Italo-disco, Modern Talking, czy podobnego dyskotekowego szajsu tamtych czasów dzieliły ją jednak lata świetlne.

 „The Innocents” było trzecią płytą duetu  i  chyba najlepszą w ogóle. Wcześniejsze przyniosły sporo niezłej muzyki, kilka fajnych przebojów, ale były to produkcje bardzo plastikowe, jakby dla Erasure czas zatrzymał się w 1982 roku. Tym razem…, nie, nie – Clark wcale nie miał zamiaru zbyt wiele tutaj zmieniać. Kupił trochę nowocześniejszych przyciskadeł, żeby całość zabrzmiała nieco lepiej, do tego trochę trąbek, chórków, ale to tyle. Dalej był to rasowy plastik z lat osiemdziesiątych. Tyle, że tym razem muzycznie było jakby ambitniej. „Ship of Fools” to było już naprawdę coś, przypominają się najlepsze momenty  z płyt Yazoo. Ale przecież nie o to chodziło w muzyce Erasure – to ma być fajna muzyka do zabawy, a nie do medytacji. „The Innocents” na pewno spełnia ten warunek „do zabawy”, jednak przy okazji jest to całkiem fajna muzyka również do słuchania – taki sympatyczny, niegłupi pop. W porównaniu z dwiema wcześniejszymi – na pewno lepsza i to właściwie pod każdym względem – lepsza muzycznie i lepiej wyprodukowana. Na „Wonderland” i „Circus” było nawet dość sporo niezłej muzyki, ale na całą płytę jej nie wystarczało, trochę zapychaczy zawsze się znalazło. Ta pod tym względem jest dużo staranniej przygotowana. Trochę inaczej też ją nagrano. Jak już wcześniej napisałem – dalej był to typowy synthpop lat osiemdziesiątych, ale środek ciężkości został lekko przesunięty w stronę disco i popu, a nawet troszkę i soulu. Zresztą Bell akurat w takich klimatach czuje się znakomicie, o czym świadczy ich wersja „River Deep Mountain High”  –  może nie jakaś epokowa, ale naprawdę zacna.

 Dla duetu była to ważna płyta – pierwszy numer jeden w Wielkiej Brytanii, pierwsza platyna na Wyspach, a do tego spory sukces za Atlantykiem i właściwie od tego momentu ich kariera nabrała odpowiedniego rozpędu. Jej apogeum była EPka „Abbaesque” z własnymi wersjami największych przebojów Abby. Recenzenci nie zostawili na tym suchej nitki, ale płyta biła rekordy popularności. Ale to było już w latach dziewięćdziesiątych. A „The Innocents”, jak pamiętam, zbierało dość dobre recenzje, całkiem zasłużone zresztą. Jest to bardzo sympatyczna płyta popowa, można powiedzieć, że wielozadaniowa – bo nada się do celów imprezowych, a i do takiego relaksowego słuchania również. Do cyklu karnawałowego na pewno pasuje idealnie.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.