ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Midnight Oil ─ Diesel And Dust w serwisie ArtRock.pl

Midnight Oil — Diesel And Dust

 
wydawnictwo: Columbia 1987
 
1. "Beds Are Burning" Hirst, Moginie, Garrett 4:14
2. "Put Down That Weapon" Moginie, Garrett, Hirst 4:38
3. "Dreamworld" Moginie, Garrett, Hirst 3:36
4. "Arctic World" Moginie, Garrett 4:21
5. "Warakurna" Moginie 4:38
6. "The Dead Heart" Hirst, Moginie, Garrett 5:10
7. "Whoah" Moginie, Garrett 3:50
8. "Bullroarer" Hirst, Moginie, Garrett 4:59
9. "Sell My Soul" Moginie, Garrett 3:35
10. "Sometimes" Moginie, Garrett, Hirst 3:53
11. "Gunbarrel Highway^" Midnight Oil 3:38
 
Całkowity czas: 46:37
skład:
Martin Rotsey – guitars; Peter Gifford – bass, vocals; Robert Hirst – drums, vocals; Jim Moginie – guitars, keyboards; Peter Garrett – vocals
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,3
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,2
Arcydzieło.
,1

Łącznie 8, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
27.10.2012
(Recenzent)

Midnight Oil — Diesel And Dust

Ćwiara minęła 1987!

 Nieciekawa sprawa z tym Petem Garretem. Poważny rockman, lider zacnego i zasłużonego zespołu, wydawałoby się rozsądny człowiek, a tu takie coś, które przyzwoitemu rockowemu muzykowi nie powinno się przytrafić. Podpalić, albo zdemolować  hotel - spoko, bójka w knajpie - no problem, womitowanie w miejscu publicznym, będąc w stanie wskazującym - to też jakoś wpisuje się w archetyp rockowego stylu życie. Ale żeby zostać politykiem? Do tego ministrem? No to nie uchodzi. Moje zdanie na temat polityków jest takie, że najbardziej odważny i buntowniczy klon Naczelnego  nie puściłby tego do druku, dlatego uważam, że przepoczwarzenie się muzyka w polityka, a co gorsza w ministra, jest swego rodzaju deklasacją. Chociaż pomysł, żeby muzyk rockowy został ministrem szkolnictwa jest całkiem ciekawy. Na przykład Hołdys, albo Kazik, albo Grabarz. A może Kora? Byle nie Kukiz. Gorzej na pewno by nie było, ale na pewno ciekawiej. A do tego może wychowanie muzyczne w naszych szkołach nie byłoby na tak tragicznym poziomie?

 Wracając do Garreta i Midnight Oil. Przez wiele lat  znani byli tylko w rodzimej Australii, gdzie zyskali sobie status gwiazd, ale reszta świata nie znała ich w ogóle. W 1987 ta sytuacja się diametralnie zmieniła, a spowodowała to właściwie jedna piosenka - „Beds Are Burning“, która stała się wielkim przebojem na całym świecie. Pamiętam teledysk do tego kawałka - jakiś długi, łysy kolo tańczący z gracją zepsutego robota, męczonego przez czkawkę. Ale numer był bezbłędny, błyskawicznie wpadał w ucho. A do tego była to tzw. piosenka zaangażowana. W Australii Midnight Oil było znane ze swoich raczej  lewicowych poglądów - wspierali ruchy ekologicznie, upominali się o prawa Aborygenów, a całe „Diesiel And Dust“ było głównie o tym. Główną inspiracją dla powstania tego albumu była półroczna trasa po największych dziurach Australii, które Midnight odbyło razem z dwoma zespołami - Warumpi Band (złożony z Aborygenów i białych) i Gondwanaland, w ramach trasy koncertowej Blackfella/Whitefella. Mieli wtedy okazję przyjrzeć się dokładniej w jakich warunkach żyją rdzenni mieszkańcy Australii. A nie był to obraz zbyt optymistyczny.

 Trochę dziwne, że taka dosyć ciężka tekstowo płyta stała się tak wielkim przebojem, bo „Beds Are Burning“ podholowało  sprzedaż całej płyty  na platynowe poziomy na całym świecie. Ale tematyka tematyką, „podbudowane“ to było jednak znakomita muzyką. Wiele australijskich kapel ma to do siebie, że nie wiadomo, czy są dwadzieścia lat do tylu, czy pięć do przodu, względem reszty muzycznego świata(*). Pewnie wynika to z tego, że mają wszędzie daleko, a najnowsze muzyczne trendy potrzebują sporo czasu, żeby tam dotrzeć. Z drugiej strony to bardzo tradycyjne podejście do muzyki od czasu do czasu skutkuje pojawieniem się wykonawcy, który nagle staje się światową gwiazdą, bo ten muzyczny konserwatyzm  - że ma być melodia, zwrotki, chwytliwy refren, szlagwort, nagle okazuje się objawieniem.

 Midnight Oil też było kapela do bólu tradycyjną. Grali zwykłego, melodyjnego rocka, może nieco „zaczepionego“ o nową falę, ale chyba bardzo, bardzo symbolicznie. To się gdzieś  z korzennego rocka lat sześćdziesiątych wywodziło.  Treść może i tradycyjna, jednak forma    nowocześniejsza. Taka bardziej odpowiednia dla lat osiemdziesiątych – i miejsce dla klawiszy się znalazło, i brzmienie krystaliczne, co akurat nie jest wielką zaleta, bo akurat w przypadku takiej muzyki przydałoby się trochę brudu dźwiękowego. Ale gitary dominują i mimo, że to lata osiemdziesiąte wszystkiego nie skąpano w plastiku. A z drugiej strony muzycy nie bali się sięgnąć po dość szerokie instrumentarium, bo są i trąby, a w „Arctic World” smyki. W ogóle nie mają z tym problemu – najważniejsze, że pomaga to muzyce. Brzmieniowo bardzo wyważona płyta – bez tej całej elektronicznej otoczki z tamtych czasów, z rozwiązaniami brzmieniowo-aranżacyjnymi momentami jak z lat siedemdziesiątych, jednak chętnie korzystająca i z nowocześniejszych pomysłów, na przykład charakterystyczny dla tamtej dekady duży pogłos na gitarach i bębnach. Słuchając tego teraz, przed chwilą, już pod kątem recenzji,  uważam, że czas obszedł się z tym krążkiem wyjątkowo łaskawie – przemiksować trochę perkusję i „zdjąć” nieco pogłosu z gitar – i to też nie wszędzie, i możemy to wstawić na półkę „Nowości”. Myślę, że mało kto by się zorientował, że te nagrania mają już Ćwiarę.

 Dobrze, dosyć technikaliów, przejdźmy do meritum, czyli samej muzyki. Co my tu na tym Dieslu mamy. Dokładnie mamy jedenaście piosenek: dwie, trzy spokojniejsze ballady – „Arctic World” i „Whoah”, a reszta to dużo żywsze, rockowe numery. Na czele z najbardziej radiowym „Beds Are Burning”, który robił  za lokomotywę dla całego albumu. Ale nie jest to najlepszy utwór na płycie, parę lepszych by się znalazło – chociażby wspomniane „Arctic World”, albo dynamiczny „Bullroarer”, albo gniewny „Gunbarrel Highway”, który za zbyt dosadny tekst nie znalazł się na wersjach amerykańskiej i kanadyjskiej ("shit falls like rain on a land that is brown"). Ale tu nie ma się co sugerować moim wyborem, bo cała płyta jest naprawdę znakomita i przypomina raczej składak the best of kapeli z poważnym stażem, a nie „regularną” płytę.

 Na wielkiej popularności „Diesel And Dust” Midnight Oil „ujechało” ładnych kilka lat, bo następne płyty, z wyjątkiem „Blu Sky Minig” ( taka dobra nie była),  już takiego sukcesu nie powtórzyły. Jednak słuchając i tych wcześniejszych, i tych późniejszych krążków, które triumfy święciły przede wszystkim w rodzinnej Australii, trzeba przyznać, że była to poważna i porządna kapela, i jakąś tam rolę w historii rocka odegrała.

 (*) – Wolfmother na przykład, a z mniej znanych, ale też bardzo ciekawych – Eskimo Joe i Tame Impala

 

 

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.