ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Midnight Oil ─ The Ultimate Clip Collection w serwisie ArtRock.pl

Midnight Oil — The Ultimate Clip Collection

 
wydawnictwo: Sony Music Polska 2003
 

1. Beds are burning
2. Best of both worlds
3. Blue sky mine
4. Forgoteen years
5. King of the mountain
6. Redneck wonderland
7. The dead heart
8. Underwater

 
Całkowity czas: 35,00
skład:
Po prostu Midnight Oil
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,1
Arcydzieło.
,0

Łącznie 1, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
07.02.2005
(Recenzent)

Midnight Oil — The Ultimate Clip Collection

Z tymi australijczykami nigdy nic nie wiadomo. Niby się rozwiązali w 2002 r. bo Peter stał się Kawalerem Orderu Australii – sorry teraz to już AM. Garrett – otrzymanego z rąk Elżbiety II. 14 albumów idzie do archiwum zacnie podnosząc jego wartość.
„Te 25 lat było dla mnie bardzo ważne i odchodzę z pełnym szacunkiem dla Midnight Oil. Daliśmy ludziom dużo radości, a może i niektórym pokazaliśmy cel w życiu.”.
Peter, zalewać to my, a nie nam. Osobiście życzę Ci wszystkiego najlepszego jako dla posła z ramienia Partii Pracy w parlamencie. Z drugiej strony chętnie kopnąłbym Cię w dupsko za rozwiązanie grupy.
1,6 miliona dolców to zacna kwota. Właśnie tyle zebrano podczas koncertu 28 I 05 w Sydney, koncertu pod nazwą WaveAid, gdzie wystąpiły różnorakie tuzy na czele ze specjalnie reaktywowanym na tę okazję Midnight Oil.
Z tymi australijczykami nigdy nic nie wiadomo. Grają? Nie grają? Istnieją? Nie istnieją? A gdzie w ogóle ta ich wyspa?!
Oto przed nami składak klipowy. W sumie nic wielkiego – zwłaszcza gdy chodzi o czas, 35 minut na krążku DVD to śmiech na sali.
No dobra, jedźmy po kolei.
Był kiedyś taki moment, że człowiek bał się otworzyć Pepsi, gdyż może wyskoczyć Midnight Oil ze swoim Beds Are Burning. Piłowano to w radiu (i nadal się piłuje) aż miło. I dobrze bo to zajebista piosenka.

„Jakże możemy tańczyć, kiedy drży nasza ziemia?
Jakże możemy spać, kiedy płoną nasze łoża?”

1987 to magiczny rok. Dla nas, licealistów czekających na maturę.
- Dobas, słyszałeś nowe U2: The Joshua Tree?
- Dobas, słyszałeś nowy Pink Floyd: The Momentary Lapse Of Reason?
- Dobas, słyszałeś nowy Dead Can Dance: Withing The Realm Of A Dying Sun?
- Dobas, słyszałeś nowy Marillion: Clutching At Straws?
Słyszałem.
Wszystko słyszałem.
Tego roku nie sposób zbyć jak natrętnego komara. Jest słuchanie i jest wychowanie na słuchaniu. Ten rok był bardzo wychowawczy. Ten rock.

Samolot przelatujący nad estakadą, nasz kochany łysy na tle powiększonej tarczy księżyca, twarze tych co tańczą…
W sumie nic wielkiego, ale ładne.
Nastrój zmienia się diametralnie za sprawą jedynego przedstawiciela Red Sails In A Sunset czyli Best Of Both Worlds. Trzeba ich zobaczyć – jak wręcz miotają po scenie. Ten żywioł i ta świeżość. Szaleństwo. Hm…. trochę tu efektów specjalnych wziętych niczym z Kosmosu 1999, który to serial odgrzewa (i dobrze!) TVN 7. Peter na tle światów, migawki z polityki, szał tłumu, obejmowanie się w przelocie na scenie. To trzeba zobaczyć bo mi nie uwierzycie.

„The one it could have been!”

Wykrzyczane. Wywrzeszczane. Łysy spływający potem. Ja się nie dziwię – tyle energii włożyć w performance. Piękna sprawa.

„We encourage and reward employees who create and archive increased value for shareholders.”
To już Blue Sky Mine. Ręce wzniesione ku niebu, głos harmonijki ustnej, twarze górników. Kolejna po Beds udana, niebanalna piosenka – przebój.
A teraz Australijczycy będą się rozprawiać ze swoją przeszłością. Nigdy ich kraj nie znalazł się w ogniu wojny, nigdy nie był pod ostrzałem, niemniej Peter letko przesadza:
„Our sons need never be soldiers”
Mieliście dobrych żołnierzy. Bardzo dobrych.
I jeszcze jeden wers, tym razem bardzo celny:
„This is a feeling too strong to contain.”
Uczucie, którego nie sposób powstrzymać.
Zdarza się.
Niemniej zdarzają się też niewypały. Na głowę zachodzę po co w te całe zacne towarzystwo wkomponowano King Of The Mountain. Używając poprzednich określeń: piosenka i to banalna, cała płyta Blue Sky Mining tylko traci na takim elemencie. A ileż lepszych utworów zawiera. Kiedyś widziałem materiał VHS – łysy spadł z tego rusztowania podczas Sometimes w Nju Jorku. . Chłopaki dawali popis dzikości. I SONY nam funduje King Of The Mountain z tego koncertu. Litości. Żadnej wyobraźni. Typowe prog – regowe myślenie.
Niektórzy uważali, że MO się już skończył. Bardzo piękne, acz głównie balladowo zorientowane piosneczki z Breathed. A potem jakby kto przedzwonił w mordę – Redneck Wonderland, cudowny świat prostaków. Niektórzy recenzenci piszą o jakimś industrialu. A g… prawda. Powrót do hasiorowskich korzeni doprawionych techniką studia. Bardzo odważny krok i bardzo udany krążek. Pewnie dlatego mało się o nim mówi. A skoro się nie mówi to się słucha.
Ciekawy jak na MO clip, zupełnie jakby starszym panom uderzyło coś do głowy. Nagi koleś w środku tłumu, rozchichotana panienka sącząca z usteczek potok śliny na głowę faceta, panna w sukni ślubnej robiąca balony (gumą). I Peter ze swoją śliczną, ascetyczną twarzą łysolka, a ma już swoje lata. Wybuchowa mieszanka.

„Trzymamy w naszych sercach prawdziwy kraj, I to uczucie nie może być skradzione, Podążamy tropem naszych ojców, I to uczucie nie może zostać złamane.”

Słynna samotna skała w sercu australijskiej pustki. W porywach aż trzy akustyczne gitary grające unisono. To słychać. Słychać w martwym sercu.
Nie chcę i nie potrafię napisać o tym utworze czegoś analitycznego. Piękno nie wymaga analizy stanowiąc komentarz samo z siebie. Mogliby dorzucić jeszcze Warakurna czy Bullroarer. I chyba wtedy bym się poryczał.
Zachowało się coś z Breathe, a mianowicie Underwoter. Ciężko i głupio pisać o surfowaniu w kontekście 300 tysięcy ofiar tsunami. Ten klip jest jednak wybitny, gdy chodzi o zdjęcia, o ujęcia tzw. tunelu. Zaraz przypomina mi się Blue Crush. Nie dość, że trzy ładne, zgrabne laski to na deser urocze dodatki poświęcone FALI.

„She is what she is. And no – one can bring her down.
Underwater….
Overland…
Underwater…
Overland…”

I tak 35 minut dobiega końca. Time is tough.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.