ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu My Solid Ground ─ My Solid Ground w serwisie ArtRock.pl

My Solid Ground — My Solid Ground

 
wydawnictwo: Bellaphon 1971
 
1. Dirty yellow mist (13:07)
2. Flash part IV (2:19)
3. That's you (2:23)
4. The executioner (3:32)
5. Melancholie (4:19)
6. Handful of grass (2:45)
7. Devonshire Street W1 (3:29)
8. "x" (3:43)
 
Całkowity czas: 35:37
skład:
- Karl-Heinrich Dorfler / bass; - Bernhard Rendel / vocals, guitar; - Ingo Werner / organ, piano, Mellotron ; - Andreas Wursching / drums;
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,2
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 2, ocena: Dobra, godna uwagi produkcja.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
27.07.2012
(Recenzent)

My Solid Ground — My Solid Ground

Prog z kapustą.

 Odcinek piąty.

 Dobrze, że kolega Strzyżu zajął się Can, bo nie powinno zabraknąć tej grupy w cyklu o kraucie. Tyle, że zabraknie bo … ich nie lubię. Wiem, dziwne, ale gusta ludzkie chodzą własnymi ścieżkami.  Najważniejsze, że Piotrek pisze, chwała mu, bo to fajne uzupełnienie dla mojego krautowego serialu.

 Tym razem znowu zespół mało znany, który nagrał tylko jedną płytę i na dziesiątki lat ślad po nim zaginął.

 Okładka z różowymi świnkami – nie idzie tego zapomnieć (a obrazki we wkładce są jeszcze fajniejsze). Oprócz okładki jest jeszcze muzyka, a ta już jest dużo poważniejsza. Tyle, że jest z nią pewien problem. Bo My Solid Ground nie bardzo wie kim chce być – Pink Floyd, czy  powiedzmy Blue Cheer, albo Budgie. Dlatego raz grają tak, a  raz tak. Na szczęście jakby nie grali, robią to dobrze, no może z lekkim wskazaniem na floydowanie. Tak i też całą płytę zaczynają – od spejsowo-psychodelicznego „Dirty Yellow Mist”, który wczesnego Floyda może przypominać. Oprócz tego jest to najdłuższy i najlepszy utwór z tej płyty, i chociażby z jego powodu warto ten krążek poznać. Z tej samej bajki są „The Executioner” i “Melancholie” – dwa zacne numery. Myślę, że gdyby Egzekutor trwał tyle, co „Dirty Yellow Mist” i rozwijał się w takiej formie, jak przez te trzy i pół minuty, to byłby poważnym konkurentem dla Mgły do miana numer jeden tego albumu. „Melancholie” zaś to ładna fortepianowa melodia, trochę jak finał Sosjerki z Sekretami, tyle, że bez chórów. W wersji heavy-rockowej My Solid Ground też się sprawdza, może nie aż tak dobrze, ale  dobrze. „Flash Part IV”, „That’s You” i „Handful of Grass” mają dobre riffy i zagrane są z konkretnym wykopem, poza tym w kilku momentach Rendel popisuje naprawdę czujnymi solówkami. Zdecydowanie dużo lepszy z niego wiosłowy niż wokalista. „X” i  „Devonshire Street W1” to w pewnym sensie próba pogodzenia obu światów, jednak  niespecjalnie udana. To znaczy może być, ale na tle pozostałych utworów wypada to zdecydowanie słabiej. „Devonshire Street W1” kładą marne wokale – Rendel w niższych rejestrach nie radzi sobie dobrze, do tego akurat tutaj wyraźnie słychać, że śpiewa z koszmarnym germańskim akcentem. „X” to instrumental, gdzie konkretne rockowe granie „upstrzono” niepotrzebnymi fortepianowymi interludiami – niepozbierany i trochę chaotyczny numer.

 Zresztą chaotyczny jak cała płyta. Taki stylistyczny rozrzut od Sasa do Lasa … to nieco mnie od niej odrzuca. Pojedyncze utwory dobre, bardzo mi się podobają, ale zestawione razem już tak dobrego wrażenia nie robią. Nie jestem tak do końca, na sto procent do niej przekonany. To trochę niewykorzystana szansa na naprawdę dużą płytę.

Jak się można domyślać nie mam oryginalnego winyla wydanego przez Bellaphon ponad czterdzieści lat temu, tylko   kompaktową reedycję z 1997 roku, gdzie znajdziemy prawie 45 minut bonusów. Większość z nich to są nagrania z prób, czy demówki, ale jest tam też prawdziwa perełka – suita „Flash”(*)  w całej swojej okazałości, czyli 24 minuty z sekundami. Fakt, że kilka tematów z niej zostało wykorzystane/rozbudowane na „właściwej” płycie, ale jako całość brzmi to znakomicie. Jest to jedna z najlepszych rockowych suit niemieckiego prog-rocka. I jest to też drugi powód, dla którego „My Solid Ground” warto mieć. Szkoda, że od razu w 1971 roku   nie ujrzała światła dziennego. „Flash” na jednej stronie, wydłużona Mgła (w ramach suity jest nieco krótsza), Melancholia, Egzekutor na drugiej – wymiatałby ten krążek w takiej wersji strasznie, oj strasznie. Normalnie klasyk byłby.

 Ale i tak debiut My Solid Ground warto bliższej poznać. Nie jest to zbyt trudne, bo płyta stosunkowo łatwo dostępna, nawet za rozsądne pieniądze (chociaż wydawca wersji CD Second Battle zamknęło się dobrych kilka lat temu).

 Aha, i jeszcze jedno ważne nazwisko związane z tym krążkiem – Dieter Dierks. Producent, inżynier dźwięku, maczał palce w większości ważnych niemieckich płyt tamtych lat – dla zainteresowanych lista na wikipedii. Swego czasu dla mnie to nazwisko było czymś w rodzaju certyfikatu jakości – jeżeli brał on udział w jakimś przedsięwzięciu, to musiało prezentować odpowiedni poziom artystyczny. Może był to pomysł nieco od czapy, żeby kupować płyty ze względu na faceta za heblami, ale co ciekawe najczęściej się to sprawdzało i mam jakieś pięćdziesiąt płyt z jego udziałem.

 W 2001 roku ukazała się nowa płyta My Solid Ground  „SWF-Session + Bonus Album 2001” zawierająca nagrania z 1971 dla Südwestfunk Baden Baden, ale też i nowe utwory zarejestrowane w 2001 roku (tyle, że tylko przez samego Rendela).

 Jak na razie piszę prawie cały czas o zespołach bardzo mało znanych, wyjątkiem była Gila i w jakimś sensie The Cosmic Jokers. Ale od przyszłego tygodnia na pewno się już to zmieni i na tapetę wezmę wykonawców dużo bardziej rozpoznawalnych. Chyba zacznę od debiutu Ash Ra Tempel, albo jakiejś płyty Guru Guru.

 (*) – zarejestrowana w 1970 roku, w studiu SWF z okazji jakiegoś konkursu dla młodych – zdolnych.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.