ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Sabaton ─ Coat Of Arms w serwisie ArtRock.pl

Sabaton — Coat Of Arms

 
wydawnictwo: Nuclear Blast Records 2010
 
1. Coat Of Arms (Broden, Sundstrom) [03:35]
2. Midway (Broden, Sundstrom) [02:29]
3. Uprising (Broden, Sundstrom) [04:56]
4. Screaming Eagles (Broden, Sundstrom) [04:08]
5. The Final Solution (Broden, Sundstrom) [04:57]
6. Aces In Exile (Broden, Sundstrom) [04:23]
7. Saboteurs (Broden, Sundstrom) [03:16]
8. Wehrmacht (Broden) [04:14]
9. White Death (Broden, Sundstrom) [04:10]
10. Metal Ripper (Broden) [03:51]
 
Całkowity czas: 39:52
skład:
Joakim Broden – Vocals. Rickard Sunden – Guitars. Oskar Montelius – Guitars. Par Sundstrom – Bass. Daniel Mullback – Drums. Daniel Myhr – Keyboards.
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,12
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,6
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,6
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,5
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,9
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,1
Arcydzieło.
,8

Łącznie 47, ocena: Dobra, godna uwagi produkcja.
 
 
Ocena: 3 Album słaby, nie broni się jako całość.
23.06.2012
(Recenzent)

Sabaton — Coat Of Arms

O tym, że nasz rodzimy showbiznes (złośliwie przechrzczony przez nie pamiętam już kogo na „wsiołbiznes”) funkcjonuje na przedziwnych zasadach, nikogo mającego więcej niż 10 lat chyba nie trzeba przekonywać. Jakiś czas temu okazało się, że aby na chwilę zaistnieć w mediach, wystarczy nie wystąpić w telewizji. Jeden z popularnych portali raczył bowiem poinformować swych czytelników, że niejaki Alan – średnio bystry wyraz twarzy plus idiotycznie skrzywiona czapeczka na wiechciu, jednym słowem typowy tzw. człowiek ulicy – nie wystąpi w jakimś tam programie tanecznym. I już, kolega ma swoje pięć minut sławy. Oczywiście, wcześniej nikt poza najbliższą rodziną i kumplami nikt nie słyszał o Alanie i później też raczej nie usłyszy. Ale chłopak ma powód do dumy, napisali o nim w internecie. Będzie miał czym się chwalić ziomalom na dzielni. Zdolność rodzimych dziennikarzy do kreowania gwiazd z wykonawców w najlepszym razie przeciętnych też nie jest zjawiskiem nowym. Dość wspomnieć Kasię Nosowską, z której nasze media od lat robią istne skrzyżowanie Szymborskiej, PJ Harvey i Faithfull – a co najciekawsze, wiele osób święcie wierzy, że to rzeczywiście artystka dużej klasy, mimo całej sterty kiepskich płyt (z zespołem na H bądź solo), których przesłuchanie w całości wymaga od słuchacza ogromnego samozaparcia (lub wyjątkowo dużej tolerancji organizmu na alkohol), bezsprzecznie dowodzących, że jest dokładnie odwrotnie. Jakiś czas temu na celowniku rodzimych mediów pojawił się szwedzki Sabaton.

Całe zamieszanie wokół Sabatonu rozpoczęło się rzecz jasna od „40:1”. Panowie bardzo interesują się historią i w utworach ze swojej płyty „The Art Of War” nawiązali do ważkich wydarzeń z I i II wojny światowej (tak, do Sun Tzu też). W rzeczonym „40:1” padło na obronę Wizny. I nagle wszyscy doznali. Szwedzi, a śpiewają o nas! O naszej historii! Tak sami z siebie! Jejku, jejku! Pełna kultura, keine Grenzen, wszyscy Polacy nagle kochają Sabaton. Gdy na kolejnej płycie znalazł się utwór poświęcony Powstaniu Warszawskiemu, do tego zilustrowany nakręconym w Warszawie teledyskiem z udziałem Petera Stormare’a, miłość rodaków do Sabatonu osiągnęła apogeum. (Mniejsza z tym, że, pomijając całą otoczkę, rzucało się w uszy iż sam utwór „Uprising” nie był niczym specjalnym.) Wobec wyniesienia Sabatonu do rangi zjawiska, kolejna płyta zespołu miała wręcz zagwarantowany sukces rynkowy. I rzeczywiście, na listach najlepiej sprzedawanych płyt spokojnie dociągnęła do 9.miejsca.

Listy listami – wiadomo, to że coś się sprzedaje, nie znaczy, że jest to dobre od strony artystycznej. Czerwonowłosy zapiewajło czy Piotruś Rubik też sprzedawali się (w swoim czasie) świetnie. Ciekawiej jest w recenzjach. „Zagrzewające do boju refreny”, „fajne, wpadające w ucho riffy”, „solidna dawka power/heavy z całą masą hymnicznych refrenów”, „power metal z własnym charakterem”, „nogi same zaczynają maszerować (albo i biec) na wroga”… Nie jestem uczulony na takie granie i w sumie nie miałbym nic przeciwko temu, by się kiedyś z taką płytą zetknąć, ale na razie to, co dostaliśmy, to zwykłe, rzemieślniczo wykonane, pozbawione indywidualnego charakteru powermetalowe patatajanie na przeciętnym poziomie, którego ocenę o gwiazdkę w dół ciągną patetyczne do bólu zębów chóry, nadęte jak Piotr Kraśko refreny i wpychane gdzie się da bez ładu, składu i sensu podniosłe klawisze. Drugą gwiazdkę odbiera brak zapamiętywalnych, wpadających w ucho melodii i niezamierzony komizm niektórych fragmentów (na czele z „Wehrmacht” – czyli „powermetalowy zespół próbuje grać w stylu Rammstein” – i finałowym „Metal Ripper”). Zamiast "nóg, które same zaczynają biec", słuchacz raczej mimowolnie sięga do przycisku "skip" tak gdzieś w 2/3 kolejnych piosenek.

Wiem, że power metal to gatunek specyficzny, że patos i podniosłość to dla wykonawców tego stylu chleb powszedni. Tyle tylko, że przecież w ramach power metalu jak najbardziej można znaleźć płyty bardzo dużego kalibru, zrobione z maestrią, jajem, wyczuciem i smakiem, z należycie wyważonymi proporcjami między podniosłością a czadem, które nie drażnią nadmiarem patosu, za to potrafią naprawdę porwać słuchacza. Ja w każdym razie polecam „Keeper Of The Seven Keys I/II” Helloween albo „Land Of The Free” Gamma Ray. Tam też patatajają, ale przynajmniej z wielką klasą i stylem. Których Sabatonowi boleśnie brakuje. Biorąc pod uwagę, że „Coat Of Arms” to już szósta płyta zespołu, nie rokuje to najlepiej na przyszłość.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.