Obiady czwartkowe z Tangerine Dream - odcinek V
Fedra, według mitologii greckiej, była drugą żoną Tezeusza. Zapałała namiętną miłością do swego pasierba Hippolita, syna Tezeusza i amazonki Antiopy, i usiłowała go uwieść. Ale młody myśliwy odtrącił miłość macochy z oburzeniem. Ze strachu przed odkryciem jej zamiarów, Fedra oskarżyła Hippolita przed Tezeuszem o próbę uwiedzenia jej. Mąż uwierzył i poprosił swego ojca, Posejdona, o zgładzenie bezecnika. Gdy Hippolit przejeżdżał wozem nad brzegiem morza, z fal wynurzył się byk Posejdona, konie poniosły, a Hippolit zginął, wleczony za wozem. Fedra zaś skończyła samobójstwem.
W grudniu 1973 roku grupa Tangerine Dream podpisała kontrakt z wytwórnią płytową Virgin Records, rozsławioną za sprawą debiutu Mike'a Oldfielda - Tubular Bells. Było to wkrótce po wydaniu przez Niemców albumu Atem, który przypadł do gustu słuchaczom z zagranicy, w tym wielu brytyjskim krytykom, co umożliwiło rozpoczęcie kariery zespołu w Anglii, kraju sceptycznie dotychczas odnoszącym się do muzyki prezentowanej przez awangardową Szkołę Berlińską. Tangerine Dream w tym okresie wyruszyło także na swoje pierwsze wielkie tournée po krajach Europy Zachodniej. Do najbardziej spektakularnych występów należały między innymi koncerty w Gratzu w Austrii, w hiszpańskiej Barcelonie oraz spektakle muzyczne we Francji - w Paryżu i w Bordeaux. Podczas trasy koncertowej trio wypracowało nowe brzmienie, charakteryzujące się bardzo dużą innowacyjnością formy. Niepewność i groza poczęły wydobywać się z elektronicznych instrumentów. Do akcji wkroczył po raz pierwszy niesamowity syntezator Mooga, wspierany przez organy, melotron, gitarę, flet, syntezator i fortepian przetwarzany elektrycznie. Na przełomie listopada i grudnia 1973 roku Tangerine Dream nagrali album przełomowy w historii muzyki elektronicznej. Do studia The Manor House, położonego w niewielkiej wiosce nieopodal Oxfordu, weszli Edgar Froese, Chris Franke i Peter Baumann. Ich głowy pękały w szwach od genialnych pomysłów.
Każdego dnia pracowaliśmy od jedenastej rano do drugiej w nocy. Jedenastego dnia pobytu w studiu mieliśmy zaledwie 6,5 minut muzyki nagranej na taśmie. Wszystko, co mogło pójść nie tak, szło nie tak. Przestał działać magnetofon, powtarzały się problemy z mikserem, psuły się także głośniki, którym szkodziły wytwarzane przez nas tony basowe o niezwykle niskich częstotliwościach. Po dwunastu dniach byliśmy dosłownie wyczerpani. Na szczęście dwudniowy wypad na wieś odnowił nasze siły i wkrótce nastąpił przełom*.
Phaedra, krążek inspirowany greckimi mitami, wszedł na stałe do kanonu najlepszych dzieł muzyki ambitnej. Już pierwsze dźwięki nie mają nic wspólnego z ludzkim światem. Rozległe i powoli rozwijające się kosmiczne tła uderzają finezją wykonania. Nuty snują się pośród mgieł, chwilami wynurzają się z nich niby zjawy, aby z powrotem ukryć się w sekwencerowym azylu. W sumie wszystkich kompozycji jest cztery, a każda z nich zasługuje na osobną recenzję. Jednak opisanie czegoś tak niesamowitego, jak płyta Phaedra, przekracza ludzkie możliwości. To naprawdę przepiękna symfonia kosmosu, a zarazem wizualizacja nocnego strachu przed nieznanym.
Utwór "Mysterious Semblance" został nagrany czwartego grudnia. Peter i Chris właśnie spali po wyczerpującej sesji nagraniowej, więc zaprosiłem do studia moją żonę Monikę. Zawołałem inżyniera dźwięku i nagrałem kompozycję za pierwszym podejściem, grając na melotronie z podwójną klawiaturą, podczas gdy małżonka przekręcała gałki fazera [efekt dający wrażenie przemieszczania się źródła dźwięku, w zależności od ustawień parametrów można ponadto uzyskać efekt wibracji dźwięku - przyp. recenzenta]. Kawałek nagrany tamtego dnia znalazł się w całości bez zmian na wydanej płycie. Kontynuowaliśmy te praktyki do końca sesji. Podczas pracy nad tytułowym utworem, Chris nacisnął przycisk odpowiadający za wytworzenie bąbelkowego dźwięku. Niestety basowy podkład nie zabrzmiał jak należy - po kilku sekundach (można to usłyszeć na albumie), wchodzi niezbyt płynnie melodia. Chris zaczął regulować brzmienie basowej sekwencji podczas jej grania. Nie wiedział, że powiedziałem inżynierowi dźwięku, aby ten nagrywał, gdy słychać jakiekolwiek odgłosy wytworzone przez instrumenty. Nagranie z tamtego dnia słychać na początku albumowej "Phaedry"! Nawet kiedy zacząłem grać zwykłą linię melodyczną dla przećwiczenia, nikt nie myślał że znajdzie się w ostatecznej wersji.*
Pewnego dosyć ciepłego marcowego wieczoru wpadł mi do głowy niecodzienny pomysł. Znudzony monotonią życia, postanowiłem wyjść z domu o godzinie dwudziestej trzeciej i udać się na nocną ekskursję po okolicznych polach i lasach. Na niebie ktoś rozlał niezliczoną ilość gwiazd, a Selene uplasowała się za Terrą, oświetloną przez blask Apolla. Przemierzając mroczne gęstwiny nieprzebytych kniei, mój umysł kreował chimeryczne cienie, podążające za mną bezdźwięcznie niczym anglosascy Sceadugenga**. Gdy blady jegomość, zwycięzca walk z gęstymi chmurami, połaskotał korony prastarych grabów, usłyszałem złowieszczy szelest szemrzących entów (a może były to spłaszczone, czarno-białe erupcje wyobraźni?), czyżby zapowiedź niepokojących wydarzeń? Dreszcz przeniknął moje ciało. Strach napadł na mnie, tak jak napada w zaułku wyrastający spod ziemi morderca. Tak właśnie razi grom albo nóż bandyty. W końcu wyszedłem na otwartą przestrzeń, polanę między dwoma zagajnikami. Kosmiczne bębnienie w uszach, ten bezwstydny kolaborant z obecną fazą księżyca, proponowało przerażające wizje istot pozaziemskich, bynajmniej nie spopularyzowanych szarych chudzielców, odwiedzających troposferę w latających spodkach. W kępie turzycy coś się nagle poruszyło. Ujrzałem czarną, przygarbioną kreaturę o zniekształconych rysach twarzy. Małe, zapłynięte oczy spozierały podstępnie i surowo w moją stronę. Zmiana tempa w uszach piszącego te słowa, dotarła również do mózgu - tajemnicza istota uległa metamorfozie. Jej oczy zaczęły świecić na czerwono, ciało powiększyło się i nabrało demonicznego wyglądu. Właśnie uświadomiłem sobie, że gdzieś już ją widziałem. Lecz myśl ta szybko przeminęła jak łzy w deszczu, bowiem niespodziewanie nogi strasznie mi zwiotczały, grzbiet kurczył się z zimna, serce zamarło na mgnienie, potem załomotało jak opętane. W uszach zapanowała cisza. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętam, był napis na szkiełku niewielkiego przedmiotu, wyjętego przeze mnie z kieszeni, z którego czarna winorośl pięła się w stronę moich uszu. Napis brzmiał następująco:
Straciłem przytomność.
Za tydzień: Obiady czwartkowe z Tangerine Dream, odcinek VI – The Keep, czyli oniryczne spotkanie z przedwiecznym złem w transylwańskich górach.
* Wypowiedź Edgara Froese z 1994 roku dla Marka Pendergasta.
** W wierzeniach ludów germańskich, leśne zjawy poruszające się pod osłoną nocy.