In The Labyrinth to projekt jednego człowieka – multiinstrumentalisty i wokalisty, także malarza i poety Petera Lindahla. Zafascynowany kulturą Wschodu Lindahl zaczął karierę w 1980 roku, zakładając w Sztokholmie trio Aladdin’s Lantern, wykonujące bliskowschodnią, etniczną muzykę (występowali m.in. jako akompaniatorzy tancerek brzucha). Przez lata 80. głównie koncertowali; z czasem zespół dorobił się autorskiego materiału i w latach 90. stopniowo przeobraził się w studyjny projekt Lindahla. Od roku 1994 Lindahl funkcjonuje pod szyldem In The Labyrinth (pozostali muzycy Aladdin’s Lantern – Mikaej Gejel i Ulf Hansson – występują tu na prawach gości).
„One Trail To Heaven” to swoisty przegląd twórczości Petera Lindahla, wybór nagrań z lat 1993-2004. Szef In The Labyrinth proponuje tu muzykę dość specyficzną: połączenie rocka, rocka progresywnego, muzyki bliskowschodniej, celtyckiej, indyjskiej, muzyki elektronicznej, new age i nawet ambientu. Choć nagrania ułożono niechronologicznie (jak to na składance – nie brakuje tu wersji alternatywnych i nagrań wcześniej nie publikowanych), poszczególne kompozycje bardzo płynnie łączą się ze sobą, zgrabnie się uzupełniają, przepływają jedna w drugą.
“Lost In The Woods” rozwija się całkiem przyjemnie: mamy tu i melotronowo-elektroniczne tła, i indyjsko-bliskowschodnie dodatki, i trochę gitary klasycznej… „Escape From Canaan” dodaje do tego dynamiczną perkusję, jakby nieco kojarzącą się z tańcem derwiszów. „Moorish Rhapsody” lokuje się już bliżej tradycyjnie pojmowanej rockowej piosenki: obok fletu, dużo tu dźwięków gitary elektrycznej, śpiew (tak samego Lindahla – miękki, melodyjny – jak i dziewczyn w tle). „The Garden Of Mysteries II” dorzuca do tego jeszcze dziwne dźwięki, nieco kojarzące się z klarnetem basowym. „Monsoon” zaczyna się również we wschodnim, indyjsko-tybetańskim klimacie, potem dochodzą jeszcze baśniowe dziewczęce głosy w tle, syntezatorowe tła i ładna gitarowa solówka. Bajkowe „Over The Wall” to przede wszystkim cieplutko, klimatycznie brzmiący melotron, śpiew Lindahla, gitary, jakieś dzwoneczki w tle… Melotron pobrzmiewa też w „Karakoram Waltz”, do tego flet, jakieś etniczne bębenki… „Muscarin Madness” to zgrabny, oparty na nieco tanecznym motywie celtycki rock, z dodatkami sitaru w tle. „Deep Saffron” to w pierwszej części dynamiczny, nieco filmowy w klimacie utwór, który w pewnym momencie przechodzi w bliskowschodnie w klimacie granie, wzbogacone sitarem. „Night Of The Baskerville Killer” zaczyna się mrocznie, niepokojąco, po czym rozwija się w zgrabną, celtycką piosenkę spuentowaną fajnym solem gitary. Podobnie do pierwszej części „Deep Saffron” wypada kolejny „The Endless City”; za to w przeróbce „Cities” The Moody Blues jest i melotron, i sitar, i rzewne skrzypce, i bajkowe głosy dziewczyn w tle… Na sam koniec mamy łagodną impresję na klawisze i dziewczęcy śpiew.
Choć połączenie elektroniki, rocka, muzyki etnicznej i new age dawno przestało być czymś nowym – Lindahlowi udało się stworzyć dość oryginalne, swoje brzmienie. Otrzymaliśmy bardzo przyjemną w słuchaniu płytę, której nieco brakuje większej wyrazistości, większej dawki konkretnych, zapamiętywalnych melodii. Zamiast na konkretne, mniej lub bardziej chwytliwe melodie, Lindahl wyraźnie stawia tu na tworzenie nastroju, klimatu, specyficznej, ciepłej, trochę bajkowej atmosfery. Co wychodzi mu naprawdę nieźle, acz na koniec słuchaczowi ciężko uniknąć wrażenia, że ta muzyka mogła być jeszcze ciekawsza, jeszcze bardziej wciągająca.