Będzie krótko, wszak dosłownie kilka dni temu o tym wydawnictwie już pisałem. A bardziej precyzyjniej mówiąc - pisałem o tym materiale, tylko w innym formacie. Było o płytce wizyjnej, tym razem o wersji dla tych, którym wystarcza tylko dźwięk i nie potrzebują jakichś niepotrzebnych rozpraszaczy w postaci obrazu. A że czas – w kontekście odliczania dni do premiery nowego albumu The Flower Kings – coraz bardziej gorący, potraktujcie tych parę słów, jako drobną cegiełkę uzupełniającą, i tak już bogatą, artrockową bazę dzieł wszystkich tej szwedzkiej kapeli.
Zresztą, być może niepotrzebnie się tłumaczę, wszak tu wcale nie wszystko jest takie identyczne. Wystarczy spojrzeć na inną okładkę, na której – w odróżnieniu od pomarańczowo – brązowego DVD – królują niebieski i zielony. No i mamy krótszy podtytuł: Official Bootleg. Wydawnictwo ponadto zawiera dwa dyski i wizulanie – jako rozkładany digipak – prezentuje się zdecydowanie bardziej atrakcyjnie, niż DVD.
Jeśli chodzi o zestaw kompozycji – mamy dokładnie to samo. Utwory podzielono na płytach tak, jak sam koncert z 15. listopada 2007 roku w klubie De Boerderij w Zoetermeer. Muzycy zagrali wtedy dwa sety, między którymi zrobili krótką przerwę. Dźwiękowo – jak na tylko oficjalny bootleg – jest naprawdę świetnie. Pod względem repertuaru powinni się ucieszyć fani The Sum Of No Evil – ostatniego, jak do tej pory, studyjnego dokonania grupy (słyszałem o takich, którzy uważają ten krążek za najlepszy z nagranych przez grupę w XXI wieku). Artyści grają z niego aż pięć na sześć numerów pomijając tylko One More Time, serwując tym samym ponad godzinę z tym krążkiem.
Absolutną atrakcją koncertu jest występ z zespołem Pata Mastelotto. Jego elektroniczno – perkusyjne odjazdy intrygująco zdobią album. Podobnie jak, nietrzymające się wypracowanych studyjnych wykonań, wersje pozostałych kompozycji. Słabszą stroną występu jest przeciętna forma wokalna Hasse Froberga, który jakimś wybitnie oryginalnym wokalistą nie jest. I to tutaj słychać. Choć, być może, wynika to z mojej słabości do wokalu Stolta, którego – jedyną w swoim rodzaju - barwę głosu rozpoznaję na kilometr. I lubię. Mimo tego, to jedno z najbardziej udanych koncertowych dokonań Szwedów. Polecam.