Nie ma chyba bardziej właściwego momentu, aby napisać o tej muzyce. Błogi czas świątecznego odpoczynku idealnie pasuje do muzyki tej brytyjskiej formacji, tak silnie związanej z chrześcijańskim rockiem. Długo Iona kazała czekać swoim miłośnikom na kolejny studyjny krążek. Wszak pięć lat temu ukazał się absolutnie znakomity The Circling Hour, być może najlepszy w ich dyskografii, którym artyści wysoko podnieśli sobie poprzeczkę. Czy Another Realm dorównuje poprzednikowi? Raczej nie, ale to nie znaczy, że nie ma na nim tych wszystkich muzycznych piękności, z których zespół już słynie.
Bo to w dalszym ciągu urzekające, celtyckie granie, z dużymi naleciałościami progresywnego rocka. Do tego okraszone ogromnymi pokładami symfoniczności i patosu oraz nieziemskim śpiewem Joanne Hogg. Zatem... niewiele się w ich pomyśle na granie zmieniło. I to mimo odejścia z zespołu w 2009 roku kluczowej dla niego postaci, Troya Donackley’a, odpowiedzialnego między innymi za tak charakterystyczne w ich muzyce dudy. Na Another Realm zastępuje go Martin Nolan i robi to w zacny, nieprzynoszący żadnego uszczerbku brzmieniu Iony, sposób.
"Iona of my heart…” - tymi słowami z krótkiego wstępu As It Was zaczyna się ten album i w zasadzie wszystko jest już jasne… Najlepiej przenieść się na… Ionę, malowniczo położoną w południowej Szkocji wyspę i tam kontemplować (tak, to chyba odpowiednie słowo) tę muzykę. Następne trzy kompozycje: The Ancient Wells, tytułowy Another Realm i Clouds przynoszą wszystkie typowe dla grupy muzyczne elementy. Śliczne folkowe piosenki, a może raczej pieśni, zdominowane przez ładne melodie. W pierwszej z nich dostajemy klasyczną celtycką „taneczność”, w rozpoczętej bardzo nastrojowo Clouds, bardzo udany, orkiestrowo – progresywny, finał. Owej progresywności jest tu zresztą więcej. W kończącym pierwszy dysk Let Your Glory Fall naprawdę sporo się dzieje, a w takim Let The Waters Flow mamy zgrabny gitarowy solowy popis. Nie wszystko jest tu jednak takie równe. Najdłuższy w zestawie – trwający ponad kwadrans – trzyczęściowy An Atmosphere Of Miracle wydaje się nazbyt rozwlekły. Przez 10 minut grupa operuje głównie atmosferą i klimatem (podobnie jest w The Fearless Ones) i dopiero pod koniec, gdy wkracza perkusja oraz wzniosła melodyka, nastrojowe dźwięki pianina i solowa gitara, utwór zyskuje na dramaturgii. Żeby nie było, iż najsłabszymi rzeczami są tu fragmenty ilustracyjne, pozbawione rockowego wigoru. Absolutnie nie. Dowodem na to niech będzie inaugurujący drugi dysk instrumentalny Ruach – jedna z moich ukochanych tu kompozycji, rozkładająca na łopatki fantastyczną partią skrzypcową.
Mówiąc o całości, trudno pominąć dopieszczone brzmienie dające słuchaczowi spory komfort w wyszukiwaniu licznych aranżacyjnych smaczków. Bolączką wydawnictwa jest jego długość. Gdyby tak odchudzić te 96 minut pomieszczone na dwóch dyskach i zmieścić resztę na jednym krążku, wyszedłby Ionie kolejny, celtycko – progresywny, majstersztyk. A tak, mamy kolejny… bardzo dobry album.