Uwielbiam spójne płyty. Wśród nich szczególnie cenię sobie koncept albumy, czyli wydawnictwa opowiadające historie, które splatają się z muzyką w namiętnym uścisku. Słowa, te dodane na marginesie, i dźwięki tworzą niezwykle atrakcyjną całość. Z łatwością można wymienić wiele płyt z kanonu muzyki (około)rockowej, które spełniają to kryterium, ale warto też zerknąć na Urban Fable od rzeszowskiej formacji Spiral.
Wyobraźcie sobie ponury, postindustrialny świat opuszczonych fabryk, zepsutych maszyn przemysłowych, z niebem zasnutym nieprzeniknioną warstwą gęstych spalin. Teraz do takiej krainy rzućcie nieskażoną mackami zła, ubraną w biel niewiastę podążającą za swoim śnieżnobiałym kotem. Brzmi znajomo? Nawiązania do powieści Carrolla, choć błyskawicznie rzucają się w oczy, to jednak charakteryzują się świeżym i interesującym spojrzeniem na sprawę. W takiej scenerii rozgrywa się akcja Urban Fable.
Urban Fable to debiutanckie, długogrające wydawnictwo od rzeszowskiego, założonego w 2004 roku zespołu Spiral. Skład tej młodej formacji zawiera pięć podstawowych elementów, natomiast do nagrania krążka zaproszono jednostki wyposażone w dodatkowe, mniej typowe umiejętności. Ten manewr zagwarantował pełniejsze brzmienie i zdecydowanie bardziej rozbudowane instrumentarium. Krążek zamknięto w ładnym digipacku utrzymanym w pomarańczowo-czerwonej, ciepłej kolorystyce, spośród której wyłania się miasto stworzone na potrzeby tej opowieści. Na okładce pojawiają się też napisy wyglądające jak stworzone z liter wyciętych z gazet. W środku znajdziemy krążek zawierający dziesięć kompozycji o łącznym czasie trwania nieznacznie przekraczającym czterdzieści dwie minuty.
Zaczyna się bardzo delikatnie, wręcz niepozornie. Dźwięczące dzwoneczki i delikatny głos wokalistki nie zapowiadają tego, co stanie się za chwilę. The City bardzo szybko zaczyna się przepoczwarzać. Ledwie słyszalne dźwięki zaczynają się jeżyć, a atmosfera się zagęszcza. Po raz pierwszy mamy okazję zostać dotknięci obślizgłą macką elektroniki, a do tego doświadczamy ciekawego wykorzystania skrzypiec. Kolejny przystanek to pulsujące It’s Gone, do którego nakręcono teledysk wyjątkowo atrakcyjny, jak na polskie realia. Wizualizacja tego utworu jest wybitnie intrygująca i przyjemnie niepokojąca. Golem and the Cat to nieco bardziej klasyczny utwór z uwypukloną rolą gitar, odrobinę większą przestrzenią i po raz kolejny – skrzypcami. Moim ulubionym momentem na Urban Fable jest spotkanie z Szalonym Kapelusznikiem i wspólnie przyswojona herbatka. Madhatter’s Tea to bardzo zgrabnie zbudowana kompozycja, która zawiera wszystkie elementy składające się na wartość Spiral. Doświadczymy tu już wielokrotnie wspominanego wokalu o nietypowej barwie, mocniejsze uderzenia gitar, dobrze brzmiącą sekcję rytmiczną, kilka mniejszych smaczków w idealnie dobranych proporcjach.
Zanim krążek przestanie się kręcić mamy okazję m. in. do rozpłynięcia się w niezwykle klimatycznym Digital Whales, przeżycia mrocznej i industrialnej wycieczki po obu częściach Cathedralworm, czy wreszcie wpatrywania się w powoli opadające, tytułowe piórka z White Feathers from the Sky. Ta ostatnia kompozycja to trochę nieoczekiwane pożegnanie z Urban Fable, niezwykle delikatne, magiczne i ulotne, ale to chyba znaczy, że przygoda industrialnej Alicji skończyła się dobrze…
Urban Fable to wciągająca historia opowiedziana za pomocą nietypowego głosu wokalistki, różnorodna stylistycznie muzyka zawierająca się w przedziale od ambientowych wyziewów do industrialnie brzmiących gitar, a do tego rozbudowane instrumentarium osiągnięte przez udział gości zaproszonych do nagrania. Całość stanowi zaskakująco dojrzały, atrakcyjny i bardzo dobrze przemyślany produkt, zamknięty w ładnym opakowaniu, po który warto sięgnąć i to więcej niż raz.