ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Queensryche ─ Rage for Order w serwisie ArtRock.pl

Queensryche — Rage for Order

 
wydawnictwo: EMI Records Ltd 1986
 
1. "Walk in the Shadows" Geoff Tate, Michael Wilton 3:34
2. "I Dream in Infrared" Tate, Wilton 4:18
3. "The Whisper" Chris DeGarmo 3:36
4. "Gonna Get Close to You" Lisa Dalbello 4:37
5. "The Killing Words" DeGarmo, Tate 3:56
6. "Surgical Strike" DeGarmo, Wilton 3:23
7. "Neue Regel" DeGarmo, Tate 4:55
8. "Chemical Youth (We Are Rebellion)" Tate, Wilton 4:15
9. "London" DeGarmo, Tate, Wilton 5:06
10. "Screaming in Digital" DeGarmo, Tate, Wilton 3:37
11. "I Will Remember" DeGarmo 4:25
 
Całkowity czas: 45:59
skład:
Personnel:
Geoff Tate – vocals, keyboards; Chris DeGarmo – guitar, background vocals; Michael Wilton – guitar, background vocals; Eddie Jackson – bass, background vocals; Scott Rockenfield – drums, percussion; Neil Kernon – keyboards
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,2
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,3
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,5
Arcydzieło.
,5

Łącznie 16, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
29.12.2011
(Recenzent)

Queensryche — Rage for Order

Ćwiara minęła AD 1986!

Wiele osób zna ten zespół, a niewiele pewnie wie, że jego początki były  w zasadzie pudel-metalowe. Chociaż głownie z imidża. Była sobie grupa z Seattle, nazywała się Queensryche, jej muzycy lubili NWOBHM, a wokalista  - Roba Halforda, za to niezbyt przepadali za rodzimą twórczością rockową. Takie są pierwsze płyty – EPka „Queensryche” i album „The Warning”  - ewidentnie słychać na nich wpływy brytyjskich grup metalowych, do tego Tate śpiewa „pod” Halforda. Obie płyty są całkiem przyjemne, ale dobrze, że zespół szybko pozbył się obcych wpływów. Już kolejny krążek „Rage for Order” można uznać za dzieło w pełni własne. Czego napisałem, że Queensryche pudlem wtedy trąciło? „Queensryche” i „The Warning” mimo całego europejskiego sznytu, aż tak bardzo nie odróżniało się od amerykańskich produkcji tamtego okresu – muzycznie raczej melodyjne, bez większych jazgotów, brzmienie też bardzo klarowne, dopracowane, tyle, że nie na amerykańską, ale bardziej na europejską modłę, bo „The Warning” nagrywano w Wielkiej Brytanii. Poza tym porażające zdjęcia we wkładce do „Rage for Order” – skóry, koafiury, a Geoff Tate na jednym zdjęciu wygląda jak Angelina Jolie. Co prawda to taki bardziej elegancki pudel,  ale pudel.

 Za to muzyka na tym nowym albumie z pudlem nie ma już nic wspólnego. Co prawda dalej nie ma nic wspólnego z typowym metalowym łomotem i wyprodukowano to bardzo elegancko, ale nie jest to sztucznie wygładzone brzmienie, jak na przykład na płytach Ratt, tylko powiedzmy... Pink Floyd.

 Co prawda smaku prawdziwej sławy zespół zakosztował dopiero przy okazji kolejnej płyty, „Operation: Mindcrime”, ale już i „Rage for Order” był sporym sukcesem i doczekał się bardzo przychylnych recenzji. Tak po prawdzie, jeśli się trochę lepiej wsłuchać ten album, to cudów na nim nie znajdziemy, a najlepszym utworem jest cover Dalbello „Gonna Get Close to You” (trochę gabrielowskie wykonanie).  Oczywiście trochę własnych dobrych utworów też się znalazło, nie można powiedzieć, że „Rage…” wypełniały jakieś niedoróbki. Może to było trochę bez błysku, ale co najmniej solidny poziom prezentuje, a kilka utworów prezentuje poziom dużo wyższy niż solidny – na przykład „The Whisper”, „Surgical Strike”, „Chemical Youth”, czy „London”. Wydaje mi się, że czysto muzycznie debiutancki „The Warning” przynosił nieco ciekawszy materiał, natomiast „Rage…” jest za to świetnie zrealizowany, świetnie zagrany i świetnie zaśpiewany i jako całość jest sporo lepsze od debiutu. Właśnie to świadczy o klasie zespołu, że potrafi zrobić dobrą, nawet bardzo dobrą płytę z materiału, który nie jest najwyższej jakości.

 Płyta bez rewelacji, ale bardzo ważna. To ona ostatecznie zdefiniowała styl grupy i w tym czasie Queensryche stało się jak na metal (i nie tylko) zjawiskiem osobnym – stricte metalowa grupa o prog-rockowym brzmieniu, chętnie wykorzystująca instrumenty klawiszowe, ale bardzo umiejętnie, w taki bardziej progresywny sposób (a nie wiem, czy w „The Whisper” ktoś się Fairlightem nie bawił),   po to, żeby  nadawały tej muzyce rozmach. Było w tamtych czasach sporo wykonawców hard’n’heavy, którzy chętnie „wieszali” się na „parapetach”, ale lepiej i ciekawiej od Queensryche nikt tego nie robił. Oprócz tego, sami o tym nie wiedząc, wraz z Metalliką stali się założycielami nowego gatunku muzycznego – prog-metalu.

 Mimo pewnych niedoskonałości, bardzo dobra płyta, warto ją poznać.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.