Kim jest William Basinski? To jedna z tych postaci muzycznego światka, o której wiadomo niewiele. Przez długi czas istniało jedno jedyne zdjęcie muzyka. Urodził się w roku 1958 w Houston; jest klasycznie wykształconym klarnecistą, studiował też kompozycję i jazzową grę na saksofonie. Pod koniec lat 70., zainspirowany minimalistycznymi kompozytorami w rodzaju Steve’a Reicha, Brian Eno czy Terry’ego Rileya, zaczął tworzyć muzykę, którą najłatwiej byłoby określić jako ambient: zapętlone krótkie, pozbawione rytmu dźwiękowe pejzaże, wielokrotnie nakładane na siebie. Oprócz elektroniki, stosował radia krótkofalowe czy nagrywane dźwięki otoczenia; eksperymentował też z preparowaniem dźwięków fortepianu i połączeniem ich z zapętlonymi na taśmach podkładami. Rozgłos przyniósł mu wydany w latach 2002-2003 cykl „The Disintegration Loops”.
Cykl, który powstał przez przypadek. Oto Basinski, porządkując swoje archiwa, natrafił na po agrywane na taśmach fragmenty statycznych elektronicznych pejzaży dźwiękowych z przełomu lat 70. i 80. Wrzucił taśmy na magnetofon i zapętlił, po czym zaczął rejestrować odtwarzane dźwięki cyfrowo. I wtedy okazało się, że taśmy od zuły już upływ czasu: w miarę odtwarzania, nośnik stopniowo ulegał zniszczeniu, fragmenty taśmy magnetycznej powoli się wykruszały, brzmienie stopniowo, po trochu się pogarszał , muzyka stopniowo stawała się coraz uboższa. Basinski nagle zrozumiał, że przypadkiem udało m się zarejestrować coś absolutnie unikatowego: proces stopniowego, nieuchronnego rozpadu, rozkładu, aż do całkowitego zniszczenia, całkowitego unicestwienia. Przypadkiem zarejestrował na dysku doświadczenie wrę z mistyczne: odtwarzając krótki fragment dźwiękowy przez wiele minut, aż do całkowitego usunięcia nośnika z taśmy, aż do zupełnej iszy, zawarł na dysku dźwiękowy opis ycia, życia naznaczonego ciągłym, nieuchronnie postępującym rozkładem, aż do nieodwołalnej, całk witej dezintegracji
W parę tygodni później Basinski odtwarzał zarejestro any przez siebie cykl kompozycji, roboczo zatytułowany „The Disintegration Loops”, znajomym; siedzieli na dachu budynku na Brooklynie, gdzie mies kał William, i w cieple słonecznego wrześniowego ranka słuchal muzyki. I wtedy nagle rozległa się otężna eksplozja. Lot American Airlines 11 – Boeing 767 – z prędkością 750 km/h uderzył w pó nocną wieżę World Trade Center. Nieco ponad kwadrans później drugi Boeing – lot United Airlines 175 – uderzył w drugą z Bliźniaczych Wież. Po niecałej godzinie południowa w eża runęła; pół godziny później w chmurze pyłu zniknęła wieża północna. Stało się coś, co wydawało się niewiary odne: ogromne bud nki w ciągu niespełna dwóch godzin uległy całkowitemu zniszcze iu, kompletnej dezintegracji. A powietrze, oprócz obłokó pyłu, wycia syren, krzyków huku, wypełniały statyczne dźwiękowe pejzaże, ulegające powolnemu rozpadowi, po olnemu zniszcz niu. Najbardziej niezwykły soundtrac , najbardziej niesamowite requiem d Nowego Jorku i WTC, jakie tylko można sobie wyobraz ć. Szt ka i życie nagle spl tły się w jedną całość.
eśli sztuka ma naśl dować życie, to czteroc ęściowy cykl „The Disintegration Loops” to jedyna w historii muzyki tak komplet a realizacja tego postulatu: gdy zaczy a się każdy kolejny nowy utwór, krótki, eterycznie ulo ny, zapętlony w nieskończoność lektroniczny (choć niekoniecznie – „dlp 5” to krótki or iestrowy fragment, „dlp 4” to rótki motyw na fortepian i s yczki) pejzaż dźwiękowy – niezale nie od tego, jak ba dzo nie byłby udan , fascyn ący, czy po prostu piękny – przez następne kilkadziesią minut ulegnie on całkowitemu rozk adowi. Aż do c szy. Aż do chwili, dy nic w cej już ni ma. Ten rozkła trwa od pierw zej sekundy, każda olejna pętla dźwiękowa jest niedost zegalnie uboższa od poprze niej. Dopiero po c ili słuchacz zauważa, że brzmi nie się gdzieś po drodze zmi niło. Że j st wyraźnie uboższe. Ale ta dezin gracja postępuje przez c ły czas. Może tylko w o atnich minu ach poszczególny h utworów p tępuje ciut szybciej…
Na pewn nie je t to muzyka do słuc nia w tle. To ni orównyw lne z ni zym in m doświ czenie dźwi kowe: aby pełni j przeż ć, trz ba n dłuż y cz s ię wyłą zyć, o zolo ać od otoc eni słuc aw am , c kow cie si sk ić. I da ę po hło ąć ed e u z n ba d ej n ez y yc al u ó w c j i or i f no r i k r s