ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Spiritualized ─ Ladies And Gentlemen We Are Floating In Space w serwisie ArtRock.pl

Spiritualized — Ladies And Gentlemen We Are Floating In Space

 
wydawnictwo: Dedicated 1997
 
1. Ladies And Gentlemen We Are Floating In Space (Can’t Help Falling In Love) (Pierce, Weiss, Perretti, Creatore) [03:40]
2. Come Together (Pierce) [04:40]
3. I Think I’m In Love (Pierce) [08:09]
4. All Of My Thoughts (Pierce) [04:36]
5. Stay With Me (Pierce) [05:08]
6. Electricity (Pierce) [03:46]
7. Home Of The Brave (Pierce) [02:22]
8. The Individual (Pierce) [04:15]
9. Broken Heart (Pierce) [06:38]
10. No God Only Religion (Pierce) [04:21]
11. Cool Waves (Pierce) [05:05]
12. Cop Shoot Cop… (Pierce) [17:13]
 
Całkowity czas: 70:03
skład:
Jason Pierce – Vocals, Guitar, Hammered Dulcimer, Piano, Autoharp, Fender Rhodes, Horn Arrangements, String Arrangements, Choir Arrangement. Kate Radley – Vocals, Piano, Farfisa Compact Organ, Roland Synthesizer, Vox Continental. Sean Cook – Harmonica, Fender Rhodes, Fender Jazz Bass. Damon Reece – Percussion, Timbales, Bells, Timpani. Alexander Balanescu – Violin. Andrew Clark – Horn Arrangements. Simon Clarke – Flute, Saxophone, Horn Arrangements. B.J. Cole – Pedal Steel. Clare Connors – Violin, String Arrangements. Angel Corpus Christi – Accordion. Ed Coxon – Violin, Horn Arrangements. John Coxon – Guitar, Melodica, Fender Jaguar, Multi Instruments. Andy Davis – Organ. Dr. John – Piano. Terry Edwards – Tenor Sax. Sophie Harris – Cello. Tim Jones – French Horn. London Community Gospel Choir.
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,2
Arcydzieło.
,9

Łącznie 15, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8++ Arcydzieło.
14.08.2011
(Recenzent)

Spiritualized — Ladies And Gentlemen We Are Floating In Space

Jak słusznie zauważył kolega Wojtek: rock progresywny w latach 90. to temat tyleż obszerny, co skomplikowany. Niby nie brakowało zespołów co najmniej interesujących: choćby Collage, Galahad, Pendragon – tyle że w ich przypadku o „progresie” trudno mówić; mamy tu do czynienia z nagraniami utrzymanymi w klasycznym stylu a la Marillion w latach 80., z lepszym lub gorszym artystycznie rezultatem. Nie zaprzeczam, że to dobre płyty, że zdarzały się pozycje znakomite – ale trwanie na dawno ustalonych pozycjach trudno uznać za wyraz postępu.

Tymczasem, poza obszarem tradycyjnie pojmowanego rocka progresywnego (czyli: gitara a la Steve Hackett, podniosłe syntezatorowe fanfary i solówki, długie, nierzadko złożone z kilku części kompozycje i obowiązkowe długie sola gitarowe), pojawiło się w tej dekadzie kilka zespołów naprawdę interesujących. Zespołów, które jak najbardziej można było określić mianem „progresywnych”: zespołów poszukujących nowych środków wyrazu, nowych brzmień. Jednym z najciekawszych był założony i dowodzony przez Jasona Pierce’a Spiritualized.

Patent na muzykę Spiritualized to, najkrócej mówiąc, połączenie tradycyjnych gitarowych brzmień i niemalże spectorowskich ścian dźwięku z nowoczesną elektroniką, transowymi rytmami. Ale to duże uproszczenie. Muzyka Spiritualized jest bowiem bardzo bogata brzmieniowo, efektownie łącząca przeróżne pozornie nie przystające do siebie elementy. Rock, blues, gospel, organy, smyczki, chór i fortepian zgrabnie łączą się tu ze space rockiem, brit rockiem i psychodelią, uduchowiony nastrój z bardzo nowoczesnymi, cyfrowymi brzmieniami. I wszystko to jest bardzo dokładnie wyważone: nie ma tu poczucia przesytu, jak np. na płytach The Mars Volta. Jak w dobrym daniu: każdy składnik jest dodany z rozmysłem, ktoś sensownie pomyślał, co z czym połączyć i w jaki sposób.

Utwór tytułowy to taka trochę kołysanka. Na bogatym, barwnym elektronicznym tle. W „Come Together” pojawia się ściana gitarowego jazgotu, wzbogacona sekcją dętą. „I Think I’m In Love” bardzo zgrabnie łączy transowy rytm, elektronikę i wzbogacające całość dęciaki. Kołysankowo zaczyna się „All Of My Thoughts”, z organowym tłem i łagodnym, melodyjnym śpiewem Jasona Pierce’a. I w pewnym momencie przerywa to eksplozja gitarowo-elektronicznego hałasu. I taki przekładaniec będzie już do końca tej kompozycji. „Stay With Me” to ballada, tonąca w rozlanej, przestrzennej elektronice, wzmocnionej ładną gitarową linią i delikatnie punktującą całość partią gitary basowej. Następne trzy, połączone w całość utwory z kolei są mocniejsze, ostrzejsze: „Electricity” wypełnia gitarowy hałas: gitary są tutaj mocno przetwarzane, jest też sporo dość agresywnej elektroniki. „Home Of The Brave” zaczyna się spokojnie, oszczędnie, by po chwili rozwinąć się w ścianę syntezatorowo-gitarowego hałąsu, wzbogaconego delikatną wokalizą. „The Individual” niewiele ma wspólnego z tradycyjnie pojmowaną kompozycją: to cała masa zniekształceń dźwięku, elektroniczno-gitarowych hałasów, pozbawionych rytmu i melodii. Potem przychodzi wyciszenie: piękna ballada „Broken Heart” znów oferuje bogate, elektroniczne tło, efektownie wzbogacone smykami. „No God Only Religion” to z kolei ponownie porcja gitarowo-elektronicznego hałasu, wzbogaconego instrumentami dętymi; w samym finale zaskakująco odzywają się dzwony. „Cool Waves” to z kolei… gospel. Podniosła, chóralna pieśń, wzbogacona o instrumenty dęte. „Cop Shoot Cop” zaczyna się jak blues. Fortepian (na którym gościnnie gra sam Dr.John), gitara pedal steel… Dopiero po pewnym czasie mamy tu do czynienia z wściekłą erupcją gitarowo-elektronicznego hałasu. Ten hałas trwa długo, wypełnia większą część 17-minutowej kompozycji i na koniec wycisza się, wracając do motywu początkowego.

Są tacy, którzy twierdzą, że rock progresywny tak naprawdę skończył się w roku 1979. I mają pod pewnymi względami wiele racji. Tym niemniej, wyjątki od reguły zdarzały się i później. Na pewno „Ladies And Gentlemen We Are Floating In Space” (tytuł Pierce zaczerpnął ze „Świata Zofii” Gaardera) jest dziełem zasługującym na postawienie na półce tuż obok największych dzieł rocka progresywnego lat 90. I, ściśle trzymając się definicji, będzie z nich jednym z najbardziej progresywnych, świeżych i nowoczesnych. Jest też płytą bardzo równą: 70 minut i ani chwili nudy, ani jednej słabszej minuty. Zgodnie z imitującą ulotkę leku okładką – świetna odtrutka dla wszystkich, których zdaniem rock progresywny już dawno zakończył swój żywot.


 

Ciekawostka: płyta ukazała się dokładnie w tym samym dniu, w którym premierę miał inny album, również bardzo udanie ożywiający formułę rocka progresywnego. Ale o tym przy innej okazji.
 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.