ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Pendragon ─ Kowtow w serwisie ArtRock.pl

Pendragon — Kowtow

 
wydawnictwo: Toff Records 1988
 
1. Saved By You (3:58) (Omitted from original LP)
2. The Mask (4:01)
3. Time For A Change (3:56)
4. I Walk The Rope (4:47)
5. 2 AM (4:14)
6. Total Recall (7:00)
7. The Haunting (10:40)
8. Solid Heart (4:20)
9. Kowtow (8:56)
 
Całkowity czas: 51:52
skład:
- Nick Barrett / vocals, guitars ; - Pete Gee / bass ; - Fudge Smith / drums ; - Clive Nolan / keyboards

GUEST:
- Julian Siegal / saxophne
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,1
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,4
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,3
Arcydzieło.
,2

Łącznie 14, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
23.06.2011
(Recenzent)

Pendragon — Kowtow

Najmądrzejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek powiedział Naczelny było, że jeśli nie podoba ci się cudza recenzja – napisz swoją.

 Każdy ma prawo napisać reckę jaką chce, byleby tylko była poprawna merytorycznie i językowo – wtedy na pewno jakąś wartość będzie na pewno posiadała. Bo gust jak dupa – każdy ma własny.

 Tym razem moją pasję polemiczną pobudził Michał Wilczyński i jego artykuł o Pendragonie na łamach przedostatniego Lizarda (*). Wziął tam do obróbki płyty tej grupy i wyszło mu, że najsłabsza to „Kowtow”. Akurat zupełnie się z tym nie zgadzam, jestem w stanie znaleźć kilka słabszych, na przykład „Pure”, czy najnowsza „Passion”, które sprawiają wrażenie wymęczonych, a nie nagranych. A „Masquarade Overture” to też nic nadzwyczajnego – takie popłuczyny po „The World”. „Believe” moim zdaniem też jest słabsze. Natomiast „Kowtow” może być przez bardziej ortodoksyjnych fanów uznawane za coś gorszego, bo to rzecz z trochę innej bajki.

 Pendragon debiutował trzy lata wcześniej, całkiem niezłą płytą „The Jewel”.  Jednak wydana przez małą wytwórnię, rynku muzycznego nie podbiła. Przygotowując „Kowtow” Barret zastosował metodę, którą  posłużyli się i inni prog-rockowcy – przesunięcie się w stronę rockowego środka.  Wychodziło to różnie – raz lepiej, raz gorzej – czasem skutek artystyczny i komercyjny były opłakane, czasami wręcz przeciwnie, czasem komercyjnie było miodzio, za to artystycznie – kaszana, a czasami sporo ciekawej muzyki poszło w komercyjny piach z różnych powodów.

 Barrett i koledzy też tak chcieli spróbować i dlatego „Kowtow” jest takie jakie jest. Powstało to w pewnym określonym czasie, w pewnych określonych okolicznościach, jakim był koniec lat osiemdziesiątych. Jest realizacją pewnego pomysłu na muzykę. Pytanie czy dobrego. Moim zdaniem da się go obronić. Takie płyty mają też na pewno jedną dużą zaletę – weryfikują tych  artystów jako kompozytorów – czy są na tyle uniwersalni, żeby skomponować coś typu zwrotka-refren-zwrotka, żeby miało to góra cztery i pół minuty  i  do tego chwytliwą melodię. Wbrew pozorom takie łatwe to nie jest – napisać dobry rockowy przebój to spora sztuka. A w prog-rockowym światku jest to bardzo rzadka umiejętność. Na „Kowtow” dwie takie próby skończyły się raczej przeciętnie – „Saved by You” i „Solid Heart” są nieco banalne, ale idzie się do nich przyzwyczaić. Zresztą na analogu tego pierwszego nie było, to bonus do wersji CD. Gorsze „kwiatki” potrafił sadzić Latimer na płytach Camel. Ale ten pierwszy to całkiem udane podejście do AOR-owego numeru radio-friendly. Poza tym, czy Pendragon ma na koncie ładniejszą balladę niż „2AM”? Czy potem napisali wiele ładniejszych piosenek od „Total Recall”, czy epików lepszych od tytułowego, albo „The Haunting”? Może i „Time For A Change” zaczyna się jak jakiś utwór… choćby Mr. Mister, ale i to, i podobne do niego charakterem „The Mask” to dość typowe granie dla Pendragon z tamtego okresu. Uproszczenie formy tym razem wyszło grupie na zdrowie, ale głównie dlatego, że mieli sporo sensownego materiału muzycznego, pasującego do tej koncepcji i w ogóle mieli wtedy sporo dobrych pomysłów. Wyszła z tego wszystkiego płyta całkiem różnorodna – od  dosyć zgrabnego pop-rocka do całkiem poważnych prog-rockowych form, z kilkoma udanymi balladami na okrasę.

 W Polsce „Kowtow” wtedy,  kiedy się ukazało, zbierało dość dobre recenzje. Sam największy  propagator muzyki Pendragon w owych czasach, czyli Tomasz Beksiński ciepło się o  niej wypowiadał, chociaż zastrzegając, że jest to inna płyta niż debiut. Też zawsze uważałem, że to całkiem udany krążek. Bardzo go lubię, słucham  już ponad dwadzieścia lat i jakoś zupełnie mi się nie znudził. Jedyna rzecz, która na „Kowtow” stosunkowo kiepsko zniosła próbę czasu, to produkcja.  Wymagania rockowego mainstreamu w owych czasach dotyczące brzmienia były jakie były, stąd te plastikowe klawisze, te „naleśniki” Simmonsa   -  teraz to już trąci starzyzną.

 Jak pokazała historia zespołu, był to tylko taki jednorazowy wyskok w stronę muzyki łatwiejszej. Potem twórczość grupy wróciła na tory wytyczone już na debiucie. Chociaż szczerze mówiąc wolałbym drugie „Kowtow” zamiast najnowszego „Passion”.

 (*) – całkiem fajne czasopismo dla fanów ambitniejszego rocka (ze szczególnym uwzględnieniem prog-rocka i okolic)

 

PS. Z tego co można wyczytać we wkładce, wynika, że wersja CD wyszła w 1989 roku.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.