Recenzowane dzieło to już drugie, studyjne dokonanie włoskiej formacji, niemniej poczynając właśnie od niego postanowiłem przybliżyć na stronach Caladana tę niesamowitą muzykę.
Jest to bowiem płytka dojrzalsza niż, skądinąd świetny, debiut i w większym przez to stopniu reprezentatywna dla muzycznej maniery Rhapsody. Z czym mamy tu do czynienia ? Zacznę od dwóch słów: rycerski metal.... - wiem, wiem - to już było, wystarczy wymienić takich gigantów jak Helloween, Blind Guardian czy Iron Maiden.... Ale rycerskie granie można uprawiać na wiele sposobów - na ten bardziej tradycyjny jak czynią to powyższe kapele oraz, że się tak wyrażę, na ten bardziej wyszukany - w stylu Bal-Sagoth (o którym może kiedyś szerzej) tudzież interesujące nas Rhapsody. No zaraz - zapyta ktoś - a co ma rycerski metal do artrockowej maniery, której wierna jest niniejsza witryna ? A bardzo dużo - odpowiem z pełną odpowiedzialnością za własne słowa. Wspomniałem przecież o wyszukanym podejściu, nawet bardzo wyszukanym.... Cóż więc takiego gra Rhapsody i dlaczego jest to rycerski metal o progresywnym zacięciu ? (dziś pytanie - dziś odpowiedź :-))) Lider zespołu - Luca Turilli określa własną twórczość jako Symphonic Epic Hollywood Metal - przyznam, że w tej nazwie najbardziej denerwuje mnie słowo Hollywood - wprowadzające element kiczu oraz pozerstwa... A tymczasem IMHO jest trochę inaczej.
Styl Rhapsody to przekrój od niezwykle podniosłego i równie niezwykle zorkiestrowanego speed metalu, gdzie automat perkusyjny dobywa z siebie siódme poty, po spokojną, liryczną, stylizowaną na dawne wieki muzykę wprowadzającą nastrój zadumy tudzież odpoczynku srogiego, podkręcającego sumiasty wąs woja, krzepiącego się piwem i miodem (a może i swawolami z białogłową :-) przed kolejną bitwą z siłami ciemności... Zaiste dwójka kompozytorów (Turilli i Alex Staropoli) stworzyli niesamowitą mieszankę ciężkiego i szybkiego uderzenia, symfonicznych tudzież chóralnych fragmentów (przy początku takiego The Dark Tower Of Abyss ręce same układają się do dyrygowania metalową orkiestrą) oraz pojawiającego się coraz to dźwięku klawesynu. Śmiem twierdzić, że tak podniosłego, klasycznie skomplikowanego podejścia do rycerskiego metalu nie przedstawił jeszcze żaden zespół i z każdym kto warzy się zakwestionować progresywne ambicje Rhapsody gotowym stanąć z mieczem w ręku na ubitej i poświęconej ziemi :-). Pozostaje jeszcze kwestia warstwy tekstowej oraz ogólnego przesłania albumu.....Wiem, że wielu śmieszą opowieści o czarodziejskich mieczach, demonach czy smokach oddających swe życie za słuszną sprawę...(przy fragmencie kiedy wokalista - Fabio Lione - w imieniu wojowników opłakuje smierć wielkiego, skrzydlatego Tharos ciężko, przyznaję, zachować stosowną powagę), ale ta płytka adresowana jest do metalurgicznych :-) miłośników poważnej i wziosłej fantasy - przypomnijcie sobie chwile uniesień przy lekturze trylogii (niesłusznie zresztą tak zwanej) Tolkiena, tudzież miliona mniej lub bardziej udanych jej klonów, przypomnijcie chwalebne czyny REH-owskiego Conana lubo też Wasze własne triumfy nad mrocznymi siłami w grach komputerowych.... Trzeba być niepoprawnym romantykiem by docenić wielkość Rhapsody, by paść na twarz przed najwspanialszym singlem w historii rycerskiego metalu - Emerald Sword.... Zwłaszcza docenią to Ci co sami próbowali swych sił w odnośnej literaturze i teraz - przy zacnym browarku - oraz recenzowanej kapeli powracają myślami do owych magicznych czasów, gdzie człowiekowi chciało się się coś tworzyć i wykrzykiwać własną, marzycielską duszę na przekór pędzącemu wciąż do przodu, nieczułemu światu....
I nie jest to żadne ściemnianie drodzy czytelnicy - do takiej twórczości koniecznie trzeba mieć odpowiednie nastawienie psychiczne - wtedy muzycy z Rhapsody nie będą się jawić jako banda pedałów, lecz artyści, którzy we wspaniały sposób potrafili w swojej muzyce oddać tęsknotę trawiącą wielu z nas.... Osobiście nie mogę się doczekać chwili, gdy przy dźwiękach nowej płyty Rhapsody poprowadzę moją wspaniałą armię do ostatecznej bitwy z Lordem Bane w czwartej odsłonie Warlordsów..... Pamiętajcie: Peace And Love Forever !