ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Talk Talk ─ The Colour of Spring w serwisie ArtRock.pl

Talk Talk — The Colour of Spring

 
wydawnictwo: EMI Records Ltd 1986
 
1. Happiness Is Easy (6:30)
2. I Don't Believe in You (5:02)
3. Life's What You Make It (4:28)
4. April 5th (5:51)
5. Living in Another World (6:58)
6. Give It Up (5:17)
7. Chameleon Day (3:20)
8. Time It's Time (8:14)
 
Całkowity czas: 45:40
skład:
- Tim Friese-Greene / piano, keyboards, mellotron, synthesizer
- Mark Hollis / organ, piano, melodica vocals
- Lee Harris / percussion, drums
- Paul Webb / bass, vocals and background vocals
- Steve Winwood / organ, keyboards
- David Roach / saxophone, Soprano saxophone
- Alan Gorrie / bass, electric bass
- The Choir / vocals
- Ian Curnow / keyboards
- Martin Ditcham / percussion
- Mark Feltham / harmonica, horn
- Robbie McIntosh / dobro, guitar
- Morris Pert / percussion
- Phil Reis / percussion
- David Rhodes / guitar
- Gaynor Sadler / harp, horn
- Danny Thompson / bass, acoustic bass
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,1
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,10
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,37
Arcydzieło.
,83

Łącznie 131, ocena: Arcydzieło.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
05.04.2011
(Recenzent)

Talk Talk — The Colour of Spring

Here she comes
Silent in her sound
Here she comes
Fresh upon the ground

Pierwszy akapit tej recenzji miałem już rok temu, ale przez cały ten czas leżał on odłogiem. Dopiero kilka dni temu otworzyłem plik Worda zatytułowany „Talk Talk – The Colour of Spring”, a wspomniany akapit okazał się zdatny tylko do potraktowania klawiszem backspace – przedawnił się. Niestety „The Colour of Spring” jest w moim przypadku jednym z tych albumów, które spaczyłem słuchaniem jak opętany w złym momencie życia. Jednak bez względu na wspomnienia, postanowiłem powrócić do tego tekstu. Po części, żeby rozliczyć się z przeszłością, może nawet doznać małego katharsis? Z mniej osobistych względów – po prostu nie wypada, żeby ten album został zapomniany przez nasz serwis.


Talk Talk powraca do mnie niczym bumerang w momencie, kiedy w powietrzu zaczyna się czuć nadchodzącą wiosnę. Kiedy już chce się zdjąć kurtki, czapki i zobaczyć pierwsze liście na drzewach, ale rozbieranie się jest jeszcze bardzo niebezpieczne i miejscami leżą jeszcze ocalałe od słońca łaty śniegu. Oprócz tej krótkiej pory przedwiośnia nie słucham „The Colour of Spring” praktycznie wcale. To dla mnie taki „sezonowy” album. Nie pasuje do szarych, deszczowych dni. Nie pasuje do białego puchu za oknem. Nawet latem ciężko mi się za niego zabrać. Tylko wiosna! I to wcale nie przez tytuł…


„The Colour of Spring” ukazuje Talk Talk poszukujące, przejściowe, nawet troszkę w stanie nieustalonym. Kolega Kapała trafnie określił go takim „niewiadomo czym”. Wszak jest to album między bardziej przebojowym „The Party’s Over” i minimalistycznym „The Spirit of Eden”. Tak jak wiosna jest między zimą i latem. Ładne, skoczne piosenki przeplatają się z cichymi kompozycjami, które wydają się przeciwieństwem skocznych piosenek niemal pod każdym względem. Przebojowość, pojedyncze dźwięki i pełen emocji śpiew Marka Hollisa versus cisza, pojedyncze dźwięki i pełen emocji śpiew Marka Hollisa. Być może różnica między Chameleon Day a Life’s What You Make It jest ogromna, ale tak naprawdę te utwory wcale nie różnią się pieczołowitością wykonania i emocjami. Niezależnie od tego, czy muzykom chodzi o rytm, czy ciszę, siłą Talk Talk mogą okazać się małe, trudne do usłyszenia dźwięki, jedno ukłucie gitary albo jeden jedyny akord na fortepianie. Jedna sekunda, która wbije się w pamięć jak dobry, dwugodzinny film. Jeden z pozoru przypadkowy dźwięk. Jedna chwila…


Na „The Colour of Spring” podoba mi się w sumie wszystko. Może Give It Up i Life’s What You Make It trochę mniej, ale to tylko kwestia gustu. A co najbardziej? Przeczesuję pamięć i wydaje mi się, że za pierwszym razem chyba najbardziej poruszyło mnie April 5th (stąd też decyzja o publikacji recenzji dzisiaj). Wyciszony, nostalgiczny i minimalistyczny utwór, który jest jednym z najlepszych przykładów dlaczego do Talk Talk porównuje się No-Mana. Zaraz po nim czas na kolejną perełkę – absolutnie rewelacyjnym momentem jest najbardziej przebojowe na płycie Living In Another World. Utwór tak porywający, że gdybym był Lejdą GaGą, wydawałbym miliony na łapówki dla radiostacji żeby tego nie puszczały. Ale i tak nikt tego już nie gra... Zbyt skomplikowane akordy, za dużo rozpaczy w wokalu Hollisa, za dużo brawurowych partii harmonijki, zbyt chwytliwy refren. Czyżby zbyt wiele dla przeciętnego słuchacza w ciągu niespełna siedmiu minut? Może to i lepiej.


I jeszcze na koniec jedna z największych perełek w historii Talk Talk - słodko-gorzkie Time It’s Time. Z rozmachem, ale lekkie. Kojące, ale z nutką niepokoju. Spokojne, ale niepewne. W końcu przewijająca się przez ponad 5 minut smutna melodia w ostatnich chwilach albumu nabiera beztroskiego, optymistycznego wydźwięku… Jak za pociągnięciem czarodziejskiej różdżki smutek przeradza się w radość. Ale czy ten jako całość pogodny utwór nie ma w sobie trochę żalu i usilnego usprawiedliwiania czegoś? Próby rozliczenia się z czymś mając jednocześnie świadomość, że nigdy do końca nie uda się wymazać tego z serca i pamięci… Bo niezależnie od tego jak było źle, to nie była część ciebie. I teraz, kiedy wszystko się skończyło, złóż głowę – czas uleczyć rany. Już czas! Po roku unikania jak ognia niechętnie sięgam po te skryte pod motylami dźwięki. Delikatnie palcem ścieram kurz, który zalega na ich, pokolorowanych kolorami wiosny, skrzydełkach. Czy nie za wcześnie? Czy to wystarczy? Czy będę mógł bez skrępowania wysłuchać dźwięków, które tak niegdyś pokochałem? Tak chciałbym odkryć je na nowo i związać z o wiele przyjemniejszymi chwilami…


Znów jest 5 kwietnia. Piękno tej muzyki okazuje się silniejsze od związanych z nią wspomnień. Słucham oczarowany i czuję się jak nowo narodzony, gotowy na kolejną cudowną wiosnę i wszystko z nią związane. Uświadamiam sobie, że wiele rzeczy na szczęście minęło, włącznie z kolejną długą zimą. Ależ ten czas leci! Nawet dla tak młodego człowieka, jak ja. Albumowi stuknęła „ćwiara”, a mnie kolejny rok z nim w sercu. A kto nie zna, niech nie traci czasu. Bo to najlepszy moment, żeby usłyszeć cudowne kompozycje Talk Talk. Niech kojarzą się Wam z najpiękniejszymi miesiącami w roku.

Piękna płyta.
 

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.