ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Camel ─ Music Inspired By The Snow Goose w serwisie ArtRock.pl

Camel — Music Inspired By The Snow Goose

 
wydawnictwo: Decca Records 1975
 
1. The Great Marsh [2:02]
2. Rhayader [3:01]
3. Rhayader Goes To Town [5:20]
4. Sanctuary [1:05]
5. Fritha [1:19]
6. The Snow Goose [3:12]
7. Friendship [1:44]
8. Migration [2:01]
9. Rhayader Alone [1:50]
10. Flight Of The Snow Goose [2:40
11. Preparation [3:58]
12. Dunkirk [5:19]
13. Epitaph [2:07]
14. Fritha Alone [1:40]
15. La Princesse Perdue [4:44]
16. The Great Marsh [1:20]
 
Całkowity czas: 43:05
skład:
Andy Latimer - Acoustic Guitar, Electric Guitar, Slide Guitar, Flute, Vocals / Pete Bardens - Organ, Piano, Keyboards, Electric Piano, Pipe Organ, Mini Moog, Arp Odyssey / Doug Ferguson - Bass, Group Member / Andy Ward - Vibraphone, Percussion, Drums, Background Vocals
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,1
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,2
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,6
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,23
Arcydzieło.
,71

Łącznie 103, ocena: Arcydzieło.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
04.03.2011
(Recenzent)

Camel — Music Inspired By The Snow Goose

Piątek z wielbłądem, czyli czterdzieści lat minęło.

“The Snow Goose” jest dla mnie ważne z dwóch powodów. Po pierwsze jest to moja ulubiona płyta Camel (w tych momentach kiedy nie jest nią „Stationary Traveller”), po drugie była to pierwsza płyta, która mnie do tego zespołu przekonała.

W połowie lat osiemdziesiątych Decca bardzo szybko wydala wszystkie „swoje” płyty Camel na CD i równie szybko dotarły one do Polski, gdzie było może niezbyt liczne, ale ekskluzywne i wpływowe wielbłądzie lobby, ulokowane też i w radiu. Szczególną sympatią darzyli tę muzykę Piotr Kaczkowski i Tomasz Beksiński, a ten drugi nie przepuścił żadnej okazji, żeby „wepchnąć” gdzieś do swojej audycji jakieś nagrania grupy Andy Latimera. A już jego żadna nocna audycja w programie czwartym radia nie mogła się bez tego odbyć.

Początkowo byłem raczej odporny na urok tej muzyki, wydawało mi się to mdłe i bez wyrazu – słabe wokale, mało rockowe – nie przemawiało to do mnie. Ale w krótkim czasie obaj panowie redaktorzy w swoich audycjach puścili „The Snow Goose”. Coś we mnie zaskoczyło i tak już zostało. Dlaczego akurat „Śnieżna Gęś”? Najambitniejsze dzieło zespołu? Nie wiem, ale już wtedy miałem dobry gust. Gabriel do siebie przekonał mnie Czwórką, Kate Bush - „The Dreaming”, mógł i Camel ze swoją wojenną opowieścią, wcale ambitnym kawałkiem muzyki.

Spośród innych koncept - albumów, których Camel trochę nagrało, „The Snow Goose” w największym stopniu stanowi całość i trudno cokolwiek z niego wyodrębnić. Utarło się, że jest to „Rhayader/Rhayader Goes to Town”, czyli też nie jedna, tylko dwie kompozycje ze sobą połączone, żeby miało to ręce i nogi. Reszta funkcjonuje jako fragmenty większej całości, właściwie jest to jeden utwór podzielony na szesnaście części i nie ma sensu inaczej tego słuchać jak tylko od początku do końca całą płytę, za jednym razem. Rozglądając się baczniej po dyskografii Camel spostrzeżemy, że „The Snow Goose” jest tam mimo wszystko nieco nietypową pozycją - instrumentalna, z orkiestrą, w ogóle muzycznie nieco inna – tak delikatnie, pastelowo, subtelnie Camel nigdy wcześniej ani później nie grało.

Jest to jedna z moich ulubionych opowieści muzycznych, jak „The Wall”, „Mispalced Childhood”, „Stationary Traveller”. Tyle tylko, że w przypadku „The Snow Goose” musi pracować wyobraźnia. Nie ma tekstów, które mogłyby podpowiedzieć treść płyty. Tą historię w pewnym sensie trzeba sobie wymyśleć. Przynajmniej ja tak miałem, bo treści opowiadania Paula Gallico początkowo nie znałem w ogóle, a i teraz znam raczej pobieżnie. To co sobie wyobrażałem dawno, dawno temu, na podstawie samej muzyki nie bardzo pokrywało się z tym, co swego czasu napisał Gallico. Niby kiedyś Tomasz Beksiński poświęcił całą swoja audycję temu opowiadaniu, oczywiście wplatając odpowiednio fragmenty muzyki Camel, ale było to o jakiejś nieludzkiej porze – środek tygodnia, koło południa – w szkole, kuźwa, pewnie byłem. Nigdy z powodu muzyki nie wagarowałem i to był błąd.

O perypetiach z tytułem płyty zaczął pisać Mariusz w swojej recenzji, ale nie skończył. Faktem jest, że właściwy ten właściwy to „Music Inspired by The Snow Goose”. Ale przez prawie trzydzieści lat ten album funkcjonował w muzycznym świecie jako „The Snow Goose”. Napis „Music Inspired by…” znajdował się tylko na okładce płyty i to do tego możliwie najmniejszymi literami, na grzbiecie i na labelu w ogóle go nie było, a na wydaniu amerykańskim nie było go nigdzie. To samo z pierwszym wydaniem na CD. Nic dziwnego, że nikt sobie nim głowy nie zaprzątał i wszyscy wszędzie pisali „The Snow Goose”. Nawet na stronie internetowej zespołu też mamy wersję skróconą tytułu, a nie pełną. Ale przyszedł rok 2002 i na rynku pojawiły się remastery czterech pierwszych albumów grupy i nagle na grzbiecie pudełka zamiast znanego „The Snow Goose” pojawiła się pełna nazwa, także i na samym krążku. I nagle wszyscy zaczęli nazywać to „Music Inspired by The Snow Goose”. No i prawidłowo. Ale dla mnie zawsze to jako „The Snow Goose”. Pod takim tytułem poznałem to ponad ćwierć wieku temu i raczej nie mam zamiaru zmieniać swoich przyzwyczajeń na stare lata.

Taka ciekawostka – najlepsza koncertowa wersja „Rhayader”/”Rhayader Goes to Town” jaką słyszałem, to wersja … Quidam z koncertu w klubie Kuźnia (styczeń 1996).
 

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.