Po czterech latach od wydania pełnowymiarowego debiutu, Infinite Imaginations, powraca będzińska formacja Animate. Delikatne spojrzenie wstecz pozwala zauważyć, że grupa ma już kawał historii za sobą, wszak 17 lat temu recenzowaliśmy na naszych łamach ich premierową EP-kę! Dodajmy też, że zanim dotarli do wspomnianego debiutu pochwalili się później jeszcze dwoma drobnymi wydawnictwami. To jednak przeszłość. Bo na dziś sytuacja wygląda tak, że w zespole, który zarejestrował Laudanum, mamy dwóch muzyków oryginalnego składu, gitarzystę Marcina Trelę oraz basistę, Przemka Skrzypca. Nie można też pominąć faktu, że w porównaniu z Infinite Imaginations artyści zrezygnowali z wokalisty i nagrali materiał tylko instrumentalny. Jak im to wyszło?
Zacznijmy od tego, że formacja nie poszła na łatwiznę, oferując odbiorcy li tylko muzykę, lecz przygotowała wydawnictwo, w którym zawarte w książeczce słowa i intrygująca szata całości, mają w założeniu zachęcać do własnej interpretacji przesłania wybrzmiewającego z kompozycji. Tak sobie to artyści wymyślili, że każdy z utworów zilustrowali symboliczną grafiką oraz cytatami znanych ludzi świata nauki i kultury, jak Albert Einstein, Maria Curie-Skłodowska, Mikołaj Kopernik, Karol Marks, Jean Cocteau, czy Andrzej Sapkowski. Do tego pozwolili sobie, w swoich „socialach”, na posty - w dość niebanalny sposób - wprowadzające w tematykę kolejnych nagrań. Nie mam zamiaru czytającym te słowa, a później słuchającym muzyki, narzucać własnego na nie spojrzenia, niemniej warto zatrzymać się przy wybranych kompozycjach.
Przede wszystkim przy Laudanum, które nadało tytuł całemu albumowi. Przypomnę, że laudanum to dawna nazwa nalewki z opium wykorzystywana swego czasu w leczeniu, jako środek przeciwbólowy, silnie wszak także uzależniający. Muzycy na swojej stronie, przy tej kompozycji napisali: bo każda trucizna jest lekarstwem, a każde lekarstwo – trucizną. I można naturalnie na to spojrzeć w ten oczywisty sposób. Zaraz jednak dodali: wszystko zależy od dłoni, która je podaje. A w samej już książeczce przypomnieli Marksa mówiącego o religii, która jest opium dla ludu i Jeana Cocteau, według którego opium, tworzy raj zamieniający się w piekło. W tę narrację wpisuje się dotykający okropieństw w Aleppo, czy Gazie Arise From The Sand, okraszony cytatami Andrzeja Sapkowskiego i Stevena Weinberga piętnującymi wojnę. Z tego drugiego przypomniano zdanie, że tylko religia może sprawić, że dobrzy ludzie robią złe rzeczy. Do tego załączona grafika z wężem i religijnymi symbolami jest jakże wymowna. W kontekście tego wszystkiego kluczowy wydaje się Cells, pytający w zasadzie o to, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy, z cytatem z Einsteina, zachęcającym do głębokiego przyjrzenia się naturze, bo wtedy wszystko możemy zrozumieć lepiej.
A muzycznie? Kilka lat temu kończyłem recenzję Infinite Imaginations zdaniem: dla mnie to jeden z najlepszych klasycznie progmetalowych polskich albumów ostatnich lat. „Must have” dla fanów takiego grania. Ten album tylko to potwierdza. Grupa balansuje między progresywnym metalem i hard rockiem stawiając na wyraziste, pomysłowe gitarowe riffy, urozmaicone partie solowej gitary Treli, uzupełniane klawiszowymi niuansami. A wszystko to osadzone na doskonale pracującej sekcji rytmicznej Skrzypiec – Lipski, brzmiącej bardzo selektywnie i soczyście. Dużo w niej technicznej biegłości i wprawy. I w tym momencie może ktoś zarzucić im, częsty przy takim graniu, przerost technicznej formy nad muzyczną treścią. Ale nie w tym przypadku. Bo jądrem i prawdziwym serduchem tej muzyki są kapitalne melodie, nośne, bardzo zapamiętywalne, szczególnie w momentach, gdy kompozycja, po chwilach ciężkiego riffowania i zmian tempa, nagle zaczyna się upraszczać i płynąć niemalże rozleniwiająco. Dowód w sprawie? Posłuchajcie chociażby tego, co dzieje się wraz z początkiem trzeciej minuty w Spirit Of Curiosity. Podobny zresztą zabieg zastosowano w Virgo Comet, gdy w połowie trzeciej minuty wjeżdża rewelacyjne, gitarowe solo na bujającej sekcji, albo wreszcie w tytułowym Laudanum. A mamy jeszcze najdłuższe w zestawie, orientalizujące Arise From The Sand, z partiami fletu Doroty Twardzik, na które warto zwrócić uwagę.
Cóż, to naprawdę progmetalowe, instrumentalne granie wysokiej próby, które powinno przypaść do gustu fanom zarówno Rush, jak i Dream Theater. Do tego w bardzo przystępnej i atrakcyjnej formie. Z pewnością jedna z najlepszych polskich płyt tego roku w tej muzycznej szufladzie.