Kiedy pierwszy raz usłyszałem muzykę Opeth pomyślałem, że to znów jeden z tych death-metalowych zespołów, u których liczy się tylko rąbanka. Lecz jak Pan Piotr Kaczkowski zaprezentował pierwsze utwory z ich najnowszego dzieła "Damnation" wiedziałem, że będzie to coś nadzwyczajnego.
Mam niezmierne szczeście, że zostałem właścicielem tej płyty przed oficjalną polską premierą. Po pierwszym przesłuchaniu : BOMBA! Klimat lat 70, piękne refreny i te syntezatory! Już pierwszy utwór "Windowpane" powala człowieka z nóg, nie mówiąc już o najlepszym na tej płycie utworze "In my time of need", który wyszczególnia się pięknym i chwytliwym refrenem. Z kolei "Closure" udowadnia, że Steven Wilson nie był tylko producentem tej płyty, ale też wspomagał Opeth muzycznie.W ogóle cała płyta ma ten specyficzny klimat, który również słychać w dziełach lidera Porków! Cała płyta jest balladowa i spokojna, nie ma wybryków metalowych ani hardrockowych wstawek. Przedostatni utwór "Ending Credits" jest warty szczególnej uwagi fanów Carlosa Santany, bo odróżnić Opeth od Santany jest tu bardzo trudno.
Opeth zaprezentował nam płytę, na której widać, że najbardziej zagorzali "deathmetalowcy" mogą zagrać ballady i dać ich uczuciom wolną rękę. Na płycie "Damnation" słychać wpływy zespołów takich jak King Crimson, Camel, Wishbone Ash, Porcupine Tree czy Santana. Sądzę, że każdy fan rocka progresywnego powinien skosztować tego dania jakie nam Opeth przyrządził!