W tym roku Mono stuknęła dyszka. Dziesięć lat kariery obfitującej w piękne, magiczne krążki. Z tej właśnie okazji, Japończycy postanowili, gwoli uczczenia dekady na scenie i nabicia troszkę kiesy zarówno sobie, jak i panom i paniom z Temporary Residence, wydać pełnoprawny album koncertowy. „Holy Ground: NYC Live” ukazało się w kilku formatach, w tym jako audio CD wzbogacone o dodatkowy krążek DVD (i właśnie tą wersją się zajmiemy) oraz na winylu, w limitowanej do 3000 kopii serii (do wyboru w kolorach niebieskim i czerwonym – kwestia gustu). Oczywiście, okazja nie byle jaka, więc i koncert też musiał być wyjątkowy. Zagoniono więc do roboty 24-osobową The Wordless Music Orchestra, zaś sam występ zarejestrowano w Nowym Jorku.
Ogólnie rzecz biorąc, pomimo raczej sporego szumu medialnego (duże poruszenie zauważyłem zwłaszcza wśród entuzjastów post-rockowego poletka), „Holy Ground: NYC Live” to zwykły album koncertowy. Owszem, obecność orkiestry z pewnością dodaje muzyce dodatkowej głębi (zwłaszcza utworom starszym), niemniej symfoniczne akcenty były obecne chociażby na ostatniej płycie, przepięknej zresztą, „Hymn To The Immortal Wind”, zatem gra muzyków klasycznych w tym przypadku nie wnosi nic nowego. Przyznać muszę, co oczywiście dziwić nie może i nie powinno, że przeważają właśnie kawałki z zeszłorocznego wydawnictwa. Co mnie niezwykle cieszy, zachowano czarujący klimat i niezwykłą subtelność tych piosenek, dzięki czemu słuchając „Holy Ground” mam te same ciary na plecach, co przy obcowaniu z „Hymn To The Immortal Wind”. Kurczę, nie chcę się tutaj znowu rozpływać nad ostatnim krążkiem Japończyków, ale jest on doprawdy genialny. Oczywiście, inne utwory także wypadają co najmniej porządnie – w końcu Mono to profesjonaliści, czego dowiedli nie tak dawno na paru występach w naszym kraju. Trudno jednakże powiedzieć wiele dobrego o amerykańskiej publiczności; jej reakcja z pewnością nie jest zbyt burzliwa. Być może przyczyną jest obecność orkiestry i wybór takiego a nie innego miejsca na koncert. Inna sprawa, że choć niezbyt gromkie, sztucznie jakby brzmią te brawa i gwizdy czy okrzyki, zaś przy samej muzyce pewno nie raz ktoś majstrował w studiu. Chcę przez to powiedzieć, że brakuje mi pewnej spontaniczności czy elementu zaskoczenia, całość jest zbyt gładka, a przy tym brzmi, jakby była wyreżyserowana. Cóż, tego typu wydawnictwa rządzą się swoimi prawami i o jakichkolwiek pomyłkach nie może być mowy, niemniej trochę luzu i naturalności byłoby miło widziane.
Nad dodatkowym dyskiem DVD nie będę się rozczulać – znajdują się tutaj nagrania z kilkoma utworami grupy, głównie tymi, z którymi mamy do czynienia na płycie audio.
Choć „Holy Ground: NYC Live” nie jest płytą doskonałą i bez trudu można znaleźć kilka niedociągnięć, najważniejsze założenie zostało wypełnione - udało się zachować magię i urok tych pięknych przecież kompozycji. Piękne dźwięki pozostały pięknymi, a czasem nawet stały się jeszcze bardziej czarujące. Tak więc, mimo wszystko, warto, choć to raczej wydawnictwo dla słuchaczy znających zespół (niekoniecznie zagorzałych fanów).