ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Ananke ─ Malachity w serwisie ArtRock.pl

Ananke — Malachity

 
wydawnictwo: Lynx Music 2010
dystrybucja: Rock Serwis
 
1. Wstyd [4.43]
2. Amidalla [3.19]
3. Mayday [3.24]
4. Perfumy [5.33]
5. Prana [3.35]
6. Asyż [7.41]
7. Akasha [4.35]
8. Latawce [4.20]
9. Talisman [4.57]
10. Mojra [6.52]
 
Całkowity czas: 49:42
skład:
Adam Łassa - vocal / Krzysztof Pacholski - keyboards / Karol Szolz - guitar / Bartek Styś - bass / Wiktor Wyka – drums / gościnnie: Łukasz Święch - gitara akustyczna 12 - strunowa (2,9)
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,1
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,15
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,14
Arcydzieło.
,5

Łącznie 38, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
04.05.2010
(Recenzent)

Ananke — Malachity

Czy można napisać o tej płycie nie wspominając o zespole na „A”? Absolutnie się nie da. Choćby przez szacunek dla Abraxasu – bo o tę grupę przecież chodzi – i jej wokalisty, Adama Łassy, którzy w środowisku wielu miłośników progresywnego rocka osiągnęli wręcz kultowy status. To pewnie takie małe przekleństwo Ananke - nowej na polskim rynku formacji, której debiutancka płyta zawsze gdzieś będzie zestawiana w kontekście wspomnianego zespołu, który zamilkł lat 10 temu. Cóż, sami chcieli i… z pewnością wiedzieli. Osobowość Łassy, jego specyficzny śpiew i kontrowersyjne teksty, zawsze wzbudzały takie emocje, iż można było się spodziewać, że „czas nie uleczy ran”.

Powiedzmy sobie szczerze. Trudno słuchając tego albumu zupełnie zapomnieć o Abraxasie, choć tak naprawdę to zupełnie inna muzyczna bajka. Niemniej głos i teksty Łassy tak silnie naznaczają „Malachity”, że ciężko nie dostać swoistego deja vu. Przyznam, że i u mnie pojawił się sentyment za czasem minionym, przypomnianym przez znane wokalne frazy i „słowa – klucze”. I prawda jest taka, że każdy kto ukochał sobie pewną niezwykłość Łassy, tym krążkiem się nie rozczaruje. Ci których raziło jego emploi, pewnie i teraz będą mieli okazję do napisania kilku cierpkich słów pod jego adresem.

No ale do rzeczy, bo nie samym Łassą żyje ten zespół i ta nowa płyta. Bo w tej powstałej w Bydgoszczy w 2009 roku formacji, znaleźli się jeszcze odpowiedzialny za muzykę, klawiszowiec Krzysztof Pacholski oraz Karol Szolz (gitara), Bartek Styś (bas) i Wiktor Wyka (perkusja). Gościnnie, w dwóch kompozycjach na tym krążku, pojawia się, również znany z Abraxas, Łukasz Święch.

„Malachity” to dziesięć kompozycji tylko z pozoru bez większych udziwnień, fajerwerków i zaskoczeń. Choć lepiej chyba byłoby napisać – piosenek, bo większość z nich mieści się w radiowej długości, od 3 do 5 minut. Nie mamy tu rozbudowanych, wielowątkowych form, tak charakterystycznych dla progresywnego rocka popisów solowych – gitarowych czy klawiszowych. Mamy za to 50 minut trochę tajemniczej, chwilami snującej się, przestrzennej i faktycznie bardzo atmosferycznej muzyki. Do tego ładnie zaaranżowanej i zagranej. I co najważniejsze – mającej to, co przy tego typu propozycjach jest najważniejsze – naprawdę dobre, a niekiedy rozmarzone wręcz melodie. Może nie do końca do tego opisu pasuje otwierający całość „Wstyd”, szczególnie poprzez dosyć szybką, opartą na mocnej gitarze, zwrotkę. Zresztą podobnie skonstruowana jest „Prana” – żwawa, gitarowa zwrotka skontrastowana jest z delikatnym refrenem. Pozostałe jednak kompozycje utrzymane są w średnich tempach i trudno którąkolwiek z nich jakoś szczególnie wyróżniać. Bo wszystkie prezentują wysoki poziom, a cały materiał jest bardzo spójny i jednorodny stylistycznie. Dzieje się w nich jednak całkiem sporo. Zachwycić niewątpliwie muszą „Perfumy”, mające przepiękne, nostalgiczne zakończenie ze znakomitymi klawiszami robiącymi „space’owe” tło dla smutnych dźwiękowych plam granych przez Pacholskiego (nieprzypadkowo pewnie artyści – znając siłę tego utworu - wybrali ten muzyczny fragment, aby towarzyszył słuchaczom odwiedzającym stronę zespołu). Z kolei „Asyż” to najbardziej rozbudowana i zarazem najdłuższa kompozycja na całym albumie. Rozpoczęta potężnie i majestatycznie, skrywa w sobie i brudną gitarę ale i melodyjnie zagrane na niej solo. Natrafimy w niej też na krótką, orientalną wokalizę. Delikatny duch Orientu słyszalny jest także w wymienionej wcześniej „Pranie”. Warto wspomnieć o „Talismanie”, najbardziej z wszystkich pachnącym - poprzez „hammondowe zagrywki” - latami siedemdziesiątymi. „Latawce” mają natomiast, w niektórych fragmentach, duszną, lekko jazzową atmosferę. „Akasha” powala wzniosłością refrenu (Jezu, jak ja kocham taki patos!), a „Mojra” – przez chwilę dosłownie – „toolowo – post rockowymi” klimatami, gdzieś pod sam koniec.

W czym tkwi siła tej płyty? W oryginalnych tekstach i osobowości Łassy, pięknych, nostalgicznych melodiach, świetnych partiach instrumentów klawiszowych Pacholskiego, raz tworzących głębokie, ciepłe tła, innym razem jesienne, pełne zadumy drobiażdżki oraz w wielobarwnie grających gitarach. Piękny album. Nic więcej.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.