Debiutancki album przeworsko – biłgorajskiego Disperse jest już trzecim wydawnictwem, po płytach Riverside i Division By Zero, sygnowanym nazwą nowej stajni, Prog Team. Nietrudno zauważyć, że firma eksploruje, jak na razie, te bardziej progmetalowe rewiry i… nie inaczej jest w przypadku Disperse.
Miałem okazję na naszych łamach recenzować już muzykę Disperse, w postaci debiutanckiego „Promo 2008”, zatem uważni czytelnicy naszego serwisu z pewnością coś nie coś o grupie wiedzą. Przypomnę krótko, że powstała ona w 2007 roku, wspomnianą płytkę wypuściła rok później, a jej siłą jest… młodość, bowiem bardzo ważni na pokładzie, gitarzysta Jakub Żytecki oraz wokalista i klawiszowiec, Rafał Biernacki mają odpowiednio 18 i 20 lat. Młody skład, który uzupełniają ponadto, basista Marcin Kicyk i grający na perkusji Przemek Nycz, ma już za sobą wspólną, odbytą z Riverside w ubiegłym roku, trasę koncertową, podczas której odstawił udanych dziewięć sztuk w ramach „ADHD Tour”.
„Journey Through The Hidden Gardens” nie przynosi może rockowego mięcha, nagranego na światowym poziomie, jak to miało miejsce w wypadku recenzowanej przeze mnie niedawno drugiej płyty Division By Zero z tego samego wydawnictwa, niemniej dostarcza kawał dobrego progmetalowego i artrockowego grania.
Fajne już jest to, że panowie nie poszli na łatwiznę i nie wrzucili całego, znanego już z „Promo 2008”, półgodzinnego materiału, uzupełniając go jakimiś nowymi drobiazgami. Ze wspomnianej demówki mamy bowiem tylko dwa numery, zresztą zmodyfikowane, „Far Away…” i „Above Clouds” (choć z drugiej strony, szkoda mi również bardzo przyzwoitych „Lost In Time” i „Before I Forget”), resztę zaś, tego ponad godzinnego albumu, stanowią rzeczy premierowe („Let Me Get My Colours Back” był wcześniej dostępny na profilu MySpace). Mają widać panowie chęci, kreatywność, pomysły, i to – jeszcze raz podkreślę – w bardzo młodym wieku.
Album „Journey Through The Hidden Gardens” mówiący o nas, naszym egoizmie, pędzie do przodu i nie zauważaniu tego co wokół, zadowoli miłośników progresywnego, inteligentnego rocka, niewolnego od licznych wpływów i naleciałości gatunkowych, a może nawet chwilami niepotrzebnych nut i pomysłów, jednak zagranego z dużym wyczuciem dla takiej muzy. To w większości dłuższe, rozbudowane kompozycje, korzystające z wielu wątków i melodycznych rozwiązań. Już „Balance Of Creators” rozpoczyna gitara w stylu flamenco, potem jednak mamy mnóstwo progmetalowych, ciężkich riffów, zwieńczonych zgrabną solówką Jakuba Żyteckiego i wokalizą gościnnie tu pojawiającej się Uli Wójcik ze Spiral. A propos Żyteckiego. Jestem pod wrażeniem jego naprawdę dużych umiejętności. Ten młody muzyk ma to „coś”. Tę „bożą iskrę” do grania mocnego i technicznego, ale i subtelnego i wyważonego, wręcz natchnionego. Posłuchajcie zresztą końcówki „Reflection Of A Dying World”. Następujący po nim „Entering New Lands” ma świetny, płynący do przodu refren, skontrastowany z licznymi, gitarowo – perkusyjnymi łamańcami go poprzedzającymi. A propos wspomnianych „łamańców”. Widać, że artystów rozpiera od pomysłów i momentami ma się wrażenie, że chcą wcisnąć jak najwięcej w sześcio - czy siedmiominutową formę. Tak charakterystyczne dla Dream Theater „popisowe wtręty”, tu momentami naruszają muzyczną narrację. Wspomniany wcześniej „Let Me Get My Colours Back”, zagrany w balladowej konwencji i zaśpiewany dobrym, zadziornym wokalem przez Biernackiego, też nie uciekł od tego w jednym momencie - fragmencie poprzedzającym gustowne solo Żyteckiego. W tym kontekście, prawdziwym miodem dla „rozmarzonych uszu” jest kończący całość „Circles Complete”. Po prostu śliczny, może bardziej w neoprogrockowych (!!!) klimatach, z ujawniającą się wokalnie po raz kolejny, Wójcik (gdzieś jakby powrócił duch naszego… Abraxas?). Wcześniej możemy wysłuchać jednego z najdłuższych i najgęściej zaaranżowanych numerów na płycie, „Spirit Of Age” z elektroniczną, „fusionową” wstawką.
Mimo, że na „Journey Through The Hidden Gardens” dominuje raczej rockowy żar, sporo w tej muzyce klimatu, nastroju i melancholii. Sam nawet, na własny użytek, nazwałem ich muzykę, mimo wszystko, melancholijnym progmetalem. To z pewnością spory krok do przodu w stosunku do „Promo 2008”, także pod względem graficznej oprawy.