Enter Chaos to zespół dosyć intrygujący. Właściwie, rzec by można - projekt raczej. Wszystko zaczęło się od Marty Meger z Immemorial, która po rozstaniu z zespołem postanowiła zrealizować swój plan stworzenia formacji grającej techniczny death nie pozbawiony jednak melodycznej warstwy typowej dla szkoły szewdzkiej. Z pomocą znajomych z Azarath, Demise, Luna ad Noctum, Dar Semai i Aural Planet w przeciągu dosyć krótkiego czasu nagrała materiał na debiutancką płytę Enter Chaos, zatytuowaną "Dreamworker". Wydawało by się, rzecz jak najbardziej zwyczajna... Przecież tego rodzaju wydawnictw w ciągu roku pojawia się multum. Jednak to nieprawda. "Dreamworker" jest płytą szczególną, i to z kilku względów.
Po pierwsze - growlująca Marta. I to growlująca tak, że (to porównanie chyba jest nieuchronne, dokonywało go już wielu i prawie każdy znany mi słuchacz "Dreamworkera" :) Angela z Arch Enemy, dysponująca skądninąd głosem potężnym nie byłaby w stanie naszej rodaczce dorównać. Wokal Marty jest niespodziewanie brudny, głęboki i słychać tutaj wydzierane z głębin gardła strzępy tkanek osiadające na mikrofonie... W zasadzie na pierwszy rzut ucha trudno jest uwierzyć w to, że tak opętańcze dźwięki generowane są przez aparat głosowy sympatycznej brunetki o ładnej twarzy, na co dzień w dodatku mówiącej zupełnie normalnie. Tak czy inaczej, dla wokali warto Enter Chaos posłuchać.
Warstwa muzyczna płyty jest także bardzo ciekawa; mamy tu zestaw muzyków - starych wyjadaczy, którzy dobrze wiedzą, jak używać instrumentów do postawienia naprawdę gigantycznej i masywnej ściany dźwięku. Interesujące aranżacje linii melodycznych, dosyć skomplikowane momentami zagrywki gitarzystów i perkusja, młócąca bez ustanku potrafią najtwardszego nawet słuchacza wprasować w fotel. Przyjemność odsłuchu wzmacnia także fakt, że realizacja płyty stoi na bardzo dobrym poziomie. Tu po prostu słychać, że to nie jest muzyka dla przedszkolaków... O dziwo jednak, "Dreamworker" wchodzi nad podziw gładko, co przyznać muszę po wielokrotnym odsłuchaniu materiału. Jestem prawie pewien, że jest tak za sprawą niewątpliwej melodyjności utworów; o ile przecież są to tak pogardliwie przez niektórych nazywane "łomoty", o tyle słychać tu wyraźnie echa i inspiracje najlepszymi dokonaniami skandynawskich mistrzów.
Teksty na płytę napisała w większości Marta, wspomagał ją też w tym dziele mąż Maciek Jakubski. Oscylują one dookoła standardowej dla tego gatunku tematyki - śmierć, zniszczenie cywilizacji, degradacja człowieczeństwa... Rzecz normalna. Tak naprawdę to, co piękne w muzyce Enter Chaos to nieziemska wprost dawka energii. To na pewno nie jest płyta, przy której bezpiecznie prowadzi się samochód (choć znam człowieka, który jeździ słuchając na przemian "Dreamworkera" i "Wages of sin"). To kawał muzyki dla tych, którzy zmęczeni codziennością poszukują w dźwiękach płynących z kompaktu czegoś zupełnie odwrotnego od ukojenia. Pragną wbić sobie gwóźdź w czoło i podpiąć się do akumulatora celem podładowania oklapniętej jaźni.
Z uworu na utwór coraz ciężej, coraz mocniej i zawsze do przodu. Ja takie płyty określam mianem walców drogowych. Miażdżą i pozwalają zatracić się w szaleństwie. Są miłą odskocznią od nudy dnia codziennego.
"Dreamworker" polskiego Enter Chaos dostaje siedem punktów, co określa płytę jako bardzo dobre wydawnictwo. Nie jest to muzyka progresywna. Ale jest na tyle warta zauważenia, że nie byłbym sobą, gdybym nie postarał się przybliżyć Czytelnikom Caladana dokonań Marty i Jej kolegów. Szukasz czegoś, co spowoduje, że Twoi sąsiedzi będą umierać na zawał serca wielokrotnie w ciągu godziny? Czegoś, co sprawi, że zobaczysz całą brutalność otaczającego Cię świata bez ogródek i pozwoli z nią walczyć? Znalazłeś.
Już wkrótce na łamach Caladana będzie można przeczytać wywiad z Martą.