Na pewno większość słuchaczy kojarzy zespół Jefferson Airplane tylko z jednego albumu – "Surrealistic Pillow" – i z dwóch największych przebojów grupy – "Somebody To Love" i przede wszystkim "White Rabbit". Opowieści o króliku podróżującym po świecie na prochach tak szybko weszły w krew ówczesnej młodzieży, że w krótkim czasie owy kawałek, jak i cały album, stały się sztandarami nowego ruchu. Bardzo ciepło przyjęto nowy głos Jeffersonów – Grace Slick, która w dużej mierze zadecydowała o popularności zespołu. Swoją drogą to jej zachowanie poza sceną bardzo dobrze pasowało do tamtych czasów (po prostu nadużywanie narkotyków, uzależnienie i swoboda seksualna były ‘trendy’), co tylko zaprocentowało na popularności. I chociaż nie jestem zbytnim entuzjastą drugiego studyjnego dzieła Grace i spółki (jest dla mnie zbyt „przebojowe”), to jednak nadal uważam je za jedno z większych osiągnięć psychodelii w roku 1967. Natomiast jednym z NAJwiększych osiągnięć tegoż okresu jest "After Bathing At Baxter’s".
Właściwie ciężko nazwać ten album „tylko” psychodelicznym. To jest jakby spisanie na 43 minuty każdego odczucia po zażyciu LSD. I tak jak Barrett swoje doświadczenia przelał na debiutancką płytę Pink Floyd, tak tutaj Jeffersoni pokusili się o podobny zabieg, tyle tylko że zauważalne różnice widać w stylu (pewnie mieli innego dilera). „The Ballad of You and Me and Pooneil”, a szczególnie wstęp, to nic innego jak wzorowy Acid Rock. Zresztą „kwas” przewija się przez cały album. Apogeum odjazdu i „kwasowości” to z pewnością improwizowane „Spare Chaynge”, przywodzące od razu na myśl słynne „Interstellar Overdrive”. Przed nagraniem tego kawałka (a może i w jego czasie) Jeffersoni prawdopodobnie utracili na pewien moment kontakt z rzeczywistością, bo wyszło najbardziej pojechane nagranie z ich karierze. Podobnie jest na początku – „A Small Package…” to taki kolaż jęków, niewyraźnej mowy i przypadkowo posklejanych dźwięków, ale wszystko to łączy się z jednym – z prochami.
Piękna Grace swoje umiejętności wokalne prezentuje w kilku utworach, przy czym nie jest to wokaliza tak „wielka” jak w przypadku jej sztandarowych kawałków z „Surrealistic…”. Po prostu – odwaliła kawał dobrej roboty, a zresztą tutaj nie jej śpiew jest najważniejszy. Na pierwszy plan wysuwa się przede wszystkim gitara i to ona prowadzi słuchacza przez większość utworów. W „The Ballad Of You And Me and Pooneil” mamy początek niczym z Hendrixa, w „Young Girl Sunday Blues” i w „Wild Tyme” pojawia się psychodeliczne solo, w „The Last Wall In The Castle” mamy całą gamę gitarowych zagrań. Do tego dochodzą różnego rodzaju pogłosy i dodatkowe efekty, co daje rezultat totalnie nierealnego i psychodelicznego albumu. Szkoda tylko, że płytę wydano pod koniec roku 1967, przez co hipisi z lata miłości 67’ nie mieli okazji posmakować i przeżyć świata wyimaginowanego przez Jefferson Airplane. Zostaje „Surrealistic Pillow” i to pechowe „Takes Off” jakby na przekór omijane we wszystkich podsumowaniach muzyki hipisowskiej.
„After Bathing At Baxter’s” to moim zdaniem najlepszy album grupy. Łączy dynamikę, mnóstwo pomysłów (które wzięły się wiadomo z czego), popisy technicznego wyszkolenia poszczególnych muzyków (kto nie znalazł ich na poprzednich dwóch albumach, tutaj nie może narzekać) i pasję z jaką był nagrywany. Nie ma miejsca na nudę (może poza paroma fragmentami „Spare Chaynge”) i z pewnością jest pozycją obowiązkową dla każdego fana muzyki psychodelicznej z lat 60.