Pierwsza opublikowana odsłona muzyki warszawskiej formacji Amuse Me dokonała się późną wiosną 2008 roku, za sprawą Piotra Kaczkowskiego i szóstego z cyklu albumów Minimax.pl, promujących ciekawie zapowiadające się młode polskie zespoły. Utwór Gypsies,wybrany na tą właśnie kompilację, stał się intrygującą przynętą – rodzimi debiutanci trafili na listę najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier płytowych. Po niemal okrągłym roku od tamtej chwili, zespołowi wreszcie udało się wydać pierwszy album.
Gotowa, całościowa propozycja zespołu, potwierdziła moje optymistyczne przypuszczenia, że Gypsies ani nie jest jedynym asem zespołu, którym zagrano już na początku muzycznej drogi, ani też nie stanowi definicji muzyki Amuse Me - artystycznych predyspozycji i ambicji zespołu w pigułce. Utwór ten na tle wszystkich zawartych na płycie piosenek zdecydowanie wyróżnia się jako rzecz najbardziej „koncertowa” - kompozycyjnie otwarta dzięki rozimprowizowanej, okraszonej saksofonowym solo końcówce. Nie sposób jednak nie zwrócić uwagi, że zarówno jego, jak i pozostałe kompozycje określa pewna zasadnicza cecha, a mianowicie senny, rozmarzony nastrój. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że na ową osobliwą atmosferę zawartej na płycie muzyki ogromny wpływ ma wyjątkowy głos wokalistki, Izy Komoszyńskiej. Momentami dość monotonny, jednak zawsze bardzo zmysłowy, niekiedy wręcz namiętny. O ile w Gypsies Komoszyńska nieśmiało intryguje jako rockowa wokalistka, o tyle jej głos, zdawać by się mogło stworzony do tak bardzo „nocnej” muzyki, jaką reprezentują pozostałe nagrania, osiąga wyjątkową, niepowtarzalną tożsamość. Co ważne, wyraźnie świadoma jest ona swoich wokalnych predyspozycji, głos swój traktuje niejednokrotnie jako bogaty brzmieniowo instrument, czego potwierdzeniem są cechujące niemal każdy utwór harmonie wokalne oraz pojawiające się tu i ówdzie eteryczne wokalizy (Express, Wash It Up, Wedding Party).
Poza otwierającym płytę Gypsies oraz dość mocno odstającym stylistycznie od pozostałych utworów, zamykającym album mrocznym Missing, Amuse Me jako grupa wrażliwych instrumentalistów świadomie współkreuje z wokalem ów senny nastrój, charakteryzujący pozostałe piosenki. Sięgając raz po elektryczną, raz po klasyczną gitarę, Robert Rochon wykorzystuje dobrane brzmienia w sposób wyjątkowo delikatny – grające gdzieś za plecami wokalistki gitarowe szepty, raz po raz wychylają się jako subtelne, aczkolwiek jak najbardziej dojrzałe solówki (Express, Children). Jeśli gdzieniegdzie pojawiają się bardziej rockowe, nieco drapieżniejsze riffy (Million Hours, Promise), to udało się je na tyle wyważyć, by nie były w stanie wybudzić odbiorcy ze specyficznego, „półprzytomnego” odbioru tej muzyki. Podobnie sekcja rytmiczna, reprezentowana przez Tomika „Wincenta” Wincenciaka i Marka Veitha, nie kwapi się do kombinowania z rytmami, co z kolei w przypadku Gypsies jak najbardziej by się sprawdziło, gdyby wspomnianą końcówkę jeszcze nieco, „bezkolizyjnie” przedłużyć. Całości tego „sennego” nastroju Amuse Me dopełniają brzmienia instrumentów klawiszowych, które specyficznie ubarwiają tę muzykę (barwami nocy, rzecz jasna), a dzięki ich inteligentnemu i nie przesadzonemu w ilości doborowi, nadają odmienny charakter każdej z kompozycji.
Owo wyczucie w operowaniu posiadanymi środkami, to, zdaje się, najważniejszy przepis na sukces tego wyjątkowo udanego debiutu. Bo charakterystycznej dla muzyki wielu początkujących na rynku grup naiwności i nieporadności wyczuwa się tu naprawdę niewiele, muzyka ta zatem, wbrew debiutanckiemu charakterowi, potrafi odprężyć, wyciszyć, dostarczając przy tym jak najbardziej wytrawnych muzycznych wrażeń. I, co w tym wszystkim chyba najważniejsze, podejmowane środki i wysiłki ze strony Amuse Me zdają się jak najbardziej sprzyjać celowi nie tyle zaistnienia na rynku, ale pewnego artystycznego spełnienia, co tyleż godne szacunku, co ryzykowne. Lecz skoro zespołowi udało się wydać na świat efekt swoich twórczych działań, co z pewnością nie było łatwym zadaniem, zważywszy na wspomniany czas oczekiwania na album, to wciąż należy trzymać kciuki, że jednak ta muzyka dotrze do szerszego grona odbiorców.