ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Wright, Richard ─ Wet Dream w serwisie ArtRock.pl

Wright, Richard — Wet Dream

 
wydawnictwo: Harvest Records 1978
 
1. Mediterranean C (Wright) [03:52]
2. Against The Odds (Richard & Juliette Wright) [03:57]
3. Cat Cruise (Wright) [05:14]
4. Summer Elegy (Wright) [04:53]
5. Waves (Wright) [04:19]
6. Holiday (Wright) [06:11]
7. Mad Yannis Dance (Wright) [03:19]
8. Drop In From The Top (Wright) [03:25]
9. Pink's Song (Richard & Juliette Wright) [03:28]
10. Funky Deux (Wright) [04:57]
 
Całkowity czas: 43:51
skład:
Richard Wright – Piano, Keyboards, Electric Piano, Hammond Organ, Oberheim Synthesizer, Vocals / Snowy White – Guitars / Larry Steele – Bass Guitar / Reg Isidore – Drums, Percussion / Mel Collins – Saxophone, Flute
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,3
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,2
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,8
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,8
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,22
Arcydzieło.
,76

Łącznie 120, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
25.10.2009
(Recenzent)

Wright, Richard — Wet Dream

Cholera… Jeszcze półtora roku temu aż prosiło się, by napisać: idealna płyta na lato. Po nieszczęsnym 15 września 2008 już się nie da.

Gdy publicznie przyznawałem się do bycia fanem Pink Floyd, z reguły padało pytanie, czy należę do frakcji „Davidowej”, czy też ”Rogerowej” tychże. Odpowiadałem: żadnej z powyższych. Dla mnie Pink Floyd to był właśnie przede wszystkim Richard Wright. I jego charakterystyczny sposób komponowania i grania na fortepianie, organach i syntezatorach. Wystarczy porównać choćby którąś z wczesnych płyt Floydów – chociażby „Meddle” – z „The Wall”. Przy całym szacunku dla niewątpliwego geniuszu tej ostatniej – samo brzmienie zespołu różni się, na korzyść „Meddle”. Gościnnie zaproszeni pianiści i zastępująca partie keyboardów orkiestra nie równoważyły poważnego ograniczenia tych charakterystycznych partii, tego sposobu gry… Przez zwykłą uczciwość pominę już „The Final Cut”, gdzie Ricka nie było w ogóle. Jeśli Waters z Gilmourem byli odpowiednio Lennonem i Maccą Floydów – Wright na pewno był Harrisonem tego zespołu…

Rick różnił się od innych klawiszowców. Szalone pasaże w stylu Emersona czy Wakemana były mu obce. Zamiast nich stawiał na prostotę, oszczędność, wirtuozerię zastępował niesamowitą łatwością, z jaką tworzył nastrój. Dość posłuchać – przyznam wprost: mojej ulubionej kompozycji Pink Floyd – „Mudmen”. Proste wprowadzenie fortepianu, do którego potem dołączają organy elektryczne. Oszczędne, niewymuszone, swobodne granie. A jak niesamowicie buduje klimat! Lekki, eteryczny, ulotny, pogodny. Potem jeszcze dołącza David. I robi się absolutnie magicznie… Zresztą klimat to bodaj najważniejszy wyróżnik kompozycji, których głównym architektem był Wright. „See-Saw” chociażby. To nostalgiczne wspomnienie ze szczęśliwych, dziecięcych popołudni do dziś brzmi niezwykle pięknie. Albo „The Great Gig In The Sky”. Albo „Us And Them”. Albo niezwykle ponure „Far From The Harbour Wall” i „Reaching For The Rail”… I tak można by wymieniać…

„Wet Dream” to właśnie esencja muzyki Ricka Wrighta. Utrzymane na ogół w powolnych tempach, lekko sobie płynące, bezpretensjonalne melodie. Na ogół oparte na prostych, nieskomplikowanych, bardzo nastrojowych motywach podawanych przez fortepian, organy Hammonda czy syntezator. Do tego nieco gilmourowskie w klimacie partie gitar Snowy’ego White’a. Do tego saksofon i – rzadziej – flet Mela Collinsa. I nieco watersowski głos Ricka. Płyta powstała, gdy o jego małżeństwie można było mówić już w zasadzie w czasie przeszłym, ale – w sumie tego nie słychać. To raczej lato: niespieszne, ciepłe, przyjemnie nastrojowe melodie znakomicie budują klimat, jak z rejsu żaglówką po jeziorach (vide okłądka płyty). Albo sierpniowego popołudnia na werandzie domku gdzieś w górach, z powoli sobie płynącymi po niebach cirrusami… Na początku trochę przeszkadzało mi to funkowe zakończenie płyty, ale po paru przesłuchaniach jakoś zaskoczyło. Cała płyta – może poza „Funky Deux” właśnie – jest bardzo równa jakościowo. Może ciut bardziej in plus wychylają się instrumentalne „Mediterranean C” i „Waves”, czy ballady „Against The Odds” i – nomen omen - „Holiday”. Ale w sumie trudno coś wyróżnić: 44 minuty klimatu i nastroju, który z taką łatwością wykreować mógł chyba tylko On…

Potem były jeszcze dwie płyty. „Identity” było dziełem bardziej Davida Harrisa niż Wrighta, co było słychać: piosenki w typowym syntezatorowym stylu lat 80. w sumie przechodziły gdzieś obok, niespecjalnie wywierając jakiekolwiek wrażenie. Dużo lepsza była znamienita „Broken China”. Lepsza od „Wet Dream” – aczkolwiek wracam do niej sporadycznie. Nie dlatego, że jest zła; po prostu, zetknąłem się z nią w czasie, gdy ta płyta idealnie oddawała mój stan ducha… Mniejsza z tym.

Płyta na pewno godna polecenia wszystkim, którym bliskie jest granie spod znaku Floydów. I tylko żal, że ten Pan już więcej nic nie nagra (ciekawe, czy nieukończony album instrumentalny kiedykolwiek ujrzy światło dnia). Opuścił nas dokładnie w 30. rocznicę ukazania się ”Wet Dream”.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.