W nikim człowiek nie znajdzie oparcia, ni pomocy.
Agnieszka i djmis.
Stali nade mną oboje jak kat nad grzeszną duszą. Byli bez litości. Szyderstwom końca nie było. – Zobaczysz, on to kupi. A mnie się ręce trzęsły. I pękłem , nie kupiłem. Dopiero za kilka miesięcy , na allegro, po cichu. Co prawda chodziło o Nietoperza II, a nie recenzowanego tu Nietoperza III, ale powyższe zdarzenie obrazuje jak ciężkie i pełne wybojow jest życie fana Meat Loafa. Nie ma co liczyć na zrozumienie wśród bliskich. Z tym , że nie jestem fanem Meat Loafa, raczej można mnie uznać za fana Nietoperza. Pulpet ma “renomę” wykonawcy festyniarskiego i nic pewnie już tego nie zmieni. Ale przecież rock w ogóle to muzyka jarmarczna, jego nobilitacja jako sztuki nastąpiła stosunkowo niedawno, a wcześniej rockmani postrzegani byli jako banda długowłosych, dziwacznie ubranych osobników, wiecznie pijanych albo naćpanych, bzykających wszystko co na drzewo nie ucieka.
Pulpet to jest Pulpet. Postać z pewnością nietuzinkowa, oryginalna i charakterystyczna, a nawet charyzmatyczna! Aktor i piosenkarz, którego to natura obdarzyła znakomitym głosem. Wraz z Jimem Steinmanem stworzyli duet, który ma na sumieniu wielkie ilości sprzedanych płyt, a ich twórczość wzbudza równie wielkie kontrowersje.
“Bat Out of Hell III: Monster Is Loose” to trzecia część najsłynniejszego cyklu w historii muzyki rozrywkowej. Ukazała się dwadzieścia dziewięć lat po pierwszej, a trzynaście lat po części drugiej. Co ciekawe największy wpływ na jej kształt miał sąd. W 1995 roku Jim Steinman zastrzegł sobie “Bat out of Hell” jako nazwę produktu. Meet Loaf jako ten, który zawsze był gębą tego przedsięwzięcia miał to w du…żym poważaniu i zaczął powoli montować trzecią część Nietoperza. No i w konsekwencji tego obaj panowie spotkali się w sądzie. Steinman nie jest głupi człowiek i zrozumiał , że Meat Loaf jest jeden i nie do zastąpienia, a Steinmanów może być więcej i do zastąpienia jak najbardziej. A może posłuchał materiału, który już był przygotowany i doszedł do wniosku, że jest to interes w którym udział na pewno się opłaci. I pierwszy raz na płycie z cyklu “Bat out of Hell” został przełamany monopol Steinamana jako kompozytora i producenta. Oprócz niego zebrała się bardzo zacna kompania kompozytorów z Desmondem Childem i Diane Warren na czele. I pod koniec 2006 roku poszła w świat wiadomość , że potwór jest na wolności. Trochę ludzi poszło go szukać – jakieś 2 i pół miliona. Wystarczyło na trzecie miejsce na liście Billboardu.
Ten pewien płodozmian na stanowisku głównego kompozytora przysłużył się bardzo trzeciej części Nietoperza (Przy czym Steinman przyniósł utwory, które powstały już wcześniej i nie załapały się na jego wcześniejsze projekty). Na “Monster Is Loose” jest znacznie więcej ciekawej muzyki niż na drugiej części . Chwilami jest nawet tak dobrze, jak na części pierwszej! (“Monster Is Loose”, “In The Land of The Pig, The Butcher Is King”). Momentami ociera się to o prog-rocka i prog-metal, ale wątpię, żeby był to celowy zabieg, raczej po prostu tak wyszło. I zwolennicy takiego grania nie powinni liczyć na więcej, bo jak zwykle muzyka na płytach Pulpeta ma dotrzeć do w miarę szerokiego kręgu odbiorców.
Pierwsze kilkadziesiąt sekund tytułowego “Monster Is Loose” jest takie, że nerwowo sięgamy po pudełko sprawdzając, czy to na pewno Meat Loaf jest, a większe niedowiarki zaglądają również do odtwarzacza. Nawet kiedy Pulpet daje głos, to też nie jesteśmy pewni na sto procent – wokal cofnięty, lekko przetworzony, jakby z “puszki”. Oj to nie są nuty charakterystyczne dla Steinmana. Zgadza się, bo to napisali Desmond Child, John 5 i Nikki Sixx – towarzystwo ogólnie rzecz biorąc, metalowe. Steinman też nie od macochy. Spod jego ręki wyszło “In The Land of The Pig...”. Wagowo i stylistycznie pokrewne tytułowemu. Ostro mocno, głośno – niemalże metal (albo malże nawet – sporo zespołów metalowych dużo by chyba dało, żeby coś takiego skomponować). To najlepsze fragmenty na całej płycie, a “In The Land …” też nie jest całkowicie typowy repertuar jak dla Pulpeta. Dla równowagi, reszta repertuaru jest jak najbardziej przewidywalna i ani na jotę nie odbiega od tego, co zwykle na płytach o Nietoperzu spotykaliśmy. Zaproszeni do komponowania autorzy starają się nawet być bardziej steinmanowscy niż sam Steinman, naśladują jego styl bardzo wiernie. Meat Loaf jest jak coca cola – marką, firmą. I po płycie z naklejką Meat Loaf spodziewamy się, że znajdziemy tam odpowiednia zawartość – nie ambient, hip-hop, emo , tylko właśnie Meat Loafa. I oni to doskonale wiedzieli. Dlatego nie mogło zabraknąć muzyki, która nam się najbardziej ze stylem Meat Loafa kojarzy – quasi operowe, patetyczne ballady, o ewidentnie musicalowym rodowodzie, kompozycje znacznie bardziej dynamiczne, rockowe, równie bogato zaaranżowane z równym przepycham, też z musicalem w tle.
Wiem. Jest specyficznym artystą. Nie da się ukryć, że niektórych może drażnić a inni mogą go nie znosić. Ten patos, to zadęcie, nieznośna maniera wokalna jak z jakiejś podupadłej opery, programowy kicz – jedna wielka muzyczna prowokacja. A z drugiej strony nikogo takiego oprócz Pulpeta nie ma. Jest jeden , niepowtarzalny. Jak świętej pamięci Wladziu Liberace. Trudno jednak to wszystko traktować całkowicie poważnie, wydaje mi się, że pewien dystans jest niezbędny. Myślę, że każdy, kto lubi film “Rocky Horror Picture Show”, w którym Pulpet zagrał epizodyczną, ale pamiętaną rolę, pewnie lubi też i Meat Loafa. Przynajmniej ja tak mam.
Mimo wszelkich przeciwności losu, drwin najbliższych, Meat Loafa zawsze lubiłem i lubić będę i nigdy się go nie zaprę. Monster Is Loose! I oby jak najdłużej!