Drugi krążek niesamowitego duetu z Buffalo dotarł w końcu i do nas. Nie miałem okazji słyszeć ich poprzedniego albumu „Alcholocaust”, ale będąc osłuchanym z ich najnowszym dziełem, mogę się tylko domyślać co tracę. Narcotica potrafi urzec. Na swój sposób. Duet Cage - Viggo Domino dokonał bardzo zręcznego połączenia wielu ciekawych styli, prezentując słuchaczom coś mocno z pogranicza artrocka i bliżej nieokreślonego gatunku. Po nazwie a zwłaszcza po tytułach można spodziewać się ciekawych dźwięków. I takimi są. Z lekka mam wrażenie że tytuły nijak się mają do zawartej treści, raczej mają być manifestem niż podpowiedzią, na przekór do tego co faktycznie kryje się pod tymi prowokacyjnymi nazwami. Amerykanie zawsze mieli ciągoty do prezentowania różnych dźwięków z różnych styli w jednej chwili. W tym przypadku słychać to choćby w „Dark Highway” - czteroczęściowej kompozycji, w której przeplata się chyba wszystko. Od transujacego Goa poprzez lekki pop po klasyczne progrockowe granie. Tak pokręconego połączenia nie miałem okazji jeszcze słyszeć – a wiele dźwięków brzmiało w tej samej sekundzie. Skaczą po stylach z niebywałą gracją. No ale to już potrafił inny amerykański geniusz. Z tym że to co brzmi dość strasznie w tytułach, w odsłuchu jest jak najbardziej słuchalne. Naprawdę, nie wiem jak ich opisać. Uderzyli w moje gusta bardzo ciekawymi aranżacjami, które faktycznie brzmią jak powyrywane kawałki różnych utworów w dodatku różnych wykonawców z różnych gatunków sklejone ze sobą. Ale to tylko złudzenie. Świadczy to przede wszystkim o bardzo dużej otwartości muzyków, którzy nie bali się łączyć dotąd w ogóle nie kojarzonych ze sobą styli.
Po niezłej mieszance pod postacią „ Dark Highway” I i II, lekki Shine On – chyba jedyny „ustabilizowany” kawałek na płycie. "Scars And Dust” - mieszanina funky, amerykańskiego progrocka spod znaku Spock's Beard, „Pornocopia” - nie wiem co panowie próbowali, ale wyszło dość psychodelicznie, troszkę floydowo. Monotonny, transujący rytm, w którym zmieniają się motywy muzyczne, dochodzą sample i inne ciekawe efekty – odjazdowy kawałek. W końcu tytułowa Narcotica. W całości w bliskowschodnich rytmach – ale oprócz tego ciekawa kompozycja. "A Beautiful Disaster" – znów duet uraczył nas dobrym nowoczesnym funky, troszkę w stylu L.Krawitza. Nie bali się tak rzadkiego w gatunktu łączenia rocka z elektronicznymi rytmami, choć w dalszej części wyszło coś z lekka noisowego pod Petera Gabriela. Dwie kolejne części "Dark Highway" ostały się na końcu. Także i w tym przypadku rozmach oraz ilość wykorzystanych pomysłów przerósł nawet to co słyszeliśmy u A.A.Lucassena. Tak, tak - Cage to bardzo zdolny instumentalista. Połączenie metalowego grania z przejściem wprost do bliskowschodnich elementów, skok do czegoś co bardziej przypomina System Of A Down, potem znów skok co brzmień .... klasyczno progresywnych.
Jak opisać to zjawisko jednym zdaniem – ciężko – ale spróbujcie sobie wyobrazić połączenie Gabriela z Ayreonem, Spockami i Floydami w bliskowschodnich rytmach i elementami muzyki klasycznej. Jak dla mnie połączenie bardzo niesamowite, odjazdowe a momentami abstrakcyjne. ... a co jeszcze ciekawsze – spróbujcie posłuchać go dwa razy pod rząd. Finalnie zmęczyłem płytę. W sumie ona mnie bardziej. Oddałem Mariuszowi, licząc na ciekawszy opis bo poważnie ciężko jest pisać o czymś co jest zróżnicowane jak nasza polityka – bez charakteru, bez jaj, bez jakiegokolwiek sensu ale z wrażeniem że wszystko jest bardzo ciekawe ale nie wiadomo w co się rozwinie. Ale uwagę przyciąga.