ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Yusuf (aka Cat Stevens) ─ An Other Cup w serwisie ArtRock.pl

Yusuf (aka Cat Stevens) — An Other Cup

 
wydawnictwo: Polydor 2006
 
"Midday (Avoid City After Dark)" – 4:24/ "Heaven/Where True Love Goes" – 4:49/ "Maybe There's a World" – 3:06/ "One Day at a Time" – 4:54/ "When Butterflies Leave" – 0:41/ "In the End" – 4:02/ "Don't Let Me Be Misunderstood" – 3:22/ "I Think I See the Light" – 5:34/ "Whispers from a Spiritual Garden" – 2:04/ "The Beloved" – 4:51/ "Greenfields, Golden Sands" – 3:27
 
Całkowity czas: 41:12
skład:
Yusuf - vocals, guitar, keyboards; Alun Davies - guitar; Jean Russel - Keyboards; Lu Edmonds - ouz, dabruka, saz; Danny Thompson - bass; Luis jardim - percussion; Youssou N'Dour - vocals
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,1
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,2
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,3
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,7
Arcydzieło.
,2

Łącznie 17, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
24.09.2007
(Recenzent)

Yusuf (aka Cat Stevens) — An Other Cup

 

Kto jak kto, ale on taki utwór jak “Foreigner” musiał napisać. Ojciec Grek, matka Szwedka, urodzony w Wielkiej Brytanii. Cudzoziemiec, obcy – pół Grek, pół Szwed w Londynie. Chyba pierwszymi, którzy powiedzieli mu – “Ty jesteś nasz” byli muzułmanie, kiedy przeszedł na islam jakieś 30 lat temu. Chociaż akurat powodem tego była miłość do kobiety. Turczynki i muzułmanki, która została potem jego żoną. Piękna historia miłosna. Od tego czasu Cat Stevens, a raczej już Yusuf Islam wycofał się prawie całkowicie z życia muzycznego. Zaczął uczyć dzieci w szkole religijnej i jeśli brał się za jakąś twórczość były to płyty dla dzieci też o treści religijnej. Opinii publicznej podpadł kilkanaście lat temu , kiedy poparł fatwę nałożoną na Salmana Rushdiego. Potem mówił, że to do końca nie miało być tak, że został źle zrozumiany. Z powodu tego incydentu ten pan na jakiś czas przestał dla mnie istnieć. Ale ponieważ trudno jest żyć bez “Morning Has Broken”, albo “Lady D’Arbanville”, przyjąłem jego tłumaczenia za dobrą monetę i przeprosiłem się z jego piosenkami. Zresztą kiedyś mi kolega powiedział, żebym sobie odpuścił, bo może Yusuf Islam gada głupoty, a Cat Stevens to zupełnie kto inny. Jednak kiedy kupuję płyty Cata Stevensa, mam nieodparte wrażenie, ze finansuję bombę na siebie. Yusuf Islam hojnie wspiera różne islamskie organizacje charytatywne, a nie jest tajemnicą , że niektóre z nich są przykrywką do finansowania różnych Dżihadów i tym podobnych “bojowników”, walczących z niewiernymi, czyli z nami.

Jednak chyba ostatnio się coś zmieniło. Kilka lat temu na zdjęciu było widać brodatego mężczyznę w pełnym “stroju organizacyjnym” odpowiednim dla wyznania – galabija, itd. A teraz ten sam uśmiechnięty brodacz w niebieskiej koszuli i dżinsach. A poza tym najnowsza płyta podpisana jest tylko Yusuf. Bez Islam. Czyżby przechodził na bardziej umiarkowane pozycje, a może to złagodzenie wizerunku ma aspekt prozaicznie promocyjny. Żeby nie odstraszyć potencjalnych słuchaczy, bo islamski image nie jest teraz zbyt trendy. Ale to sprawa drugorzędna .

Powrót Yusufa Islama vel Cata Stevensa po prawie trzydziestu latach przerwy na scenę muzyczną był wydarzeniem naprawdę dużego kalibru. Szczególnie, że był to powrót w naprawdę wielkim stylu. Całe lata 70-te, Stevens uznawany był za jednego z najciekawszych i najlepszych brytyjskich wykonawców, a w pierwszej połowie tamtej dekady nagrał kilka znakomitych płyt, które na stałe weszły do kanonu muzyki rozrywkowej. Powszechnie traktowany jest jako balladzista, ale nie jest ot typowy bard z gitarą . Oczywiście ballad zawsze było dużo i głownie z ich powodu zdobył sobie popularność. Ale te wszystkie płyty były bardzo urozmaicone muzycznie, nie trudno było tam znaleźć elementy folkloru z Bałkanów, co jest jakby naturalne, ale też na przykład elementy muzyki afrykańskiej(“Longer Boats”). Oprócz ballad było też zawsze sporo utworów znacznie żywszych , na przykład “Peace Train”, “Can’t Keep It in” albo “Tuesday’s Dead” wykonywane w charakterystyczny dla Stevensa, niepodrabialny sposób, ze specyficznie połamanymi rytmami, często z fortepianem wspomagającym sekcję rytmiczną “rąbanymi” akordami. Potrafił się porwać również i na duże formy, i to z powodzeniem – vide suita “Foreigner” z 1973 roku. Prawdopodobnie to jego największe dzieło.

Do płyty “An Other Cup” podchodziłem na początku nieufnie. Po pierwsze bałem się, ze Yusuf zafunduje nam jakąś religijna agitkę. Po drugie – ileż to razy powrót po latach okazywał się kompletnym niewypałem? Chociaż jednak sprawy ideologiczne bardziej mnie niepokoiły. Nie chciałem, żeby jeden z wykonawców, których cenię sobie niesłychanie, tak bardzo odszedł od tego , co wcześniej głosił. Radykalizm religijny jest tym, czego nie cierpie , nie trawię – i to pod każda postacią - czy to muzułmańską, czy to chrześcijańską. Na szczęście moje obawy okazały się nieuzasadnione. Yusuf nie miał ochoty nikogo nawracać, sama płyta jest świetna, pełna doskonałych utworów. Refleksyjnych , osobistych, a o Bogu wspominania się w aspekcie nieco bardziej uniwersalnym. Nie uda mi się teraz uwolnić od porcji truizmów. No bo pewne rzeczy trzeba napisać – tak, jest to płyta równie dobra, jak te z pierwszej połowy lat 70-tych. Nie, nic się w tej muzyce nie zmieniło. Nawet nagrano ja dokładnie tak, jak jego płyty sprzed tych trzydziestu kilku lat. Bez żadnych współczesnych studyjnych fajerwerków, tradycyjnie, nawet nie usiłując nic kombinować z jakimiś nowinkami technicznymi, zupełnie nie potrzebnymi w tym przypadku. Oczywiście nie jest to płyta tak dobra, jak wspomniany “Foreigner” albo “Tea for The Tillerman”, ale na pewno równie dobra jak na przykład “Mona Bone Jakon” albo “Buddha & The Chocolate Box” i trzeba ją uznać za jak najbardziej udany come-back. Po tak długiej przerwie , powrócić tak dobra płytą – tego się nawet VDGG nie udało. Jak każdy z albumów Stevensa i ten zawiera dosyć zróżnicowany materiał, z pewna przewagą nastrojowych ballad. Kilka utworów jest naprawdę wyśmienitych – począwszy od dwóch pierwszych "Midday (Avoid City After Dark)" i "Heaven/Where True Love Goes" (końcowa część “Foreigner Suite” z nieco zmienionym tekstem). Czasami Stevens brał się za nagrywanie cudzych utworów, a na “An Othe Cup” nagrał swoja wersję "Don't Let Me Be Misunderstood". W tej piosence jest wszystko - pewność , że dokonany wybór był mimo wszystko dobry, że niczego nie żałuje, a także chyba najbardziej wszystkie te lata mniej lub bardziej zawinionego ostracyzmu. Jest jeszcze wspaniały “The Beloved” z gościnnym udziałem Youssou N’Doura, a na koniec piękna ballada "Greenfields, Golden Sands". Jednak najlepszy na płycie to dynamiczny, zagrany z typowym dla Stevensa nerwem – “I Think I See The Light”, prawie drapieżny, aż nie bardzo się chce wierzyć, że to śpiewa sześćdziesięciolatek, ale to też jest utwór , w którym on nam mówi – ja wiedziałem co robię i to był dobry wybór. To nie jest już gorliwość neofity, to jest wyznanie wrażliwego człowieka, głęboko wierzącego, który tą wiarę dobrze przemyślał. To też nie nowy utwór, pierwotnie zamieszczono go na “Mona Bone Jakon”, ale ta wersja jest dużo lepsza.

Powrót Cata Stevensa vel Yusufa Islama z “wewnętrznej emigracji” nie miał takiej oprawy na jaka zasługiwał, wracała bądź co bądź jedna z największych gwiazd muzyki rozrywkowej lat siedemdziesiątych. Było to chyba spowodowane nieco dwuznaczną aurą wokół artysty. Ta konwersja na islam, to nieszczęsne poparcie wyroku śmierci na Rushdiego, a i ten zupełnie nie sprzyjający islamowi w ostatnich kilku latach klimat (prawdę mówiąc sami wyznawcy bardzo się o to postarali). Jednak nie przeszkodziło to płycie w odniesieniu sporego sukcesu – w Wielkiej Brytanii “An Othe Cup” weszło do pierwszej dwudziestki sprzedając się od razu w pierwszym tygodniu w 90 tysiącach egzemplarzy, a za oceanem było niewiele gorzej – pierwsza pięćdziesiątka. Jak na sześćdziesięciolatka “podejrzanej konduity” po trzydziestoletniej przerwie w działalności - chyba bardzo dobrze.

Cat Stevens nagrał nową bardzo dobrą płytę. Fajnie!

Yusuf nagrał swoją pierwszą “świecką” płytę. Bardzo dobrą zresztą. Fajnie!

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.