ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Symphony X ─ Paradise Lost w serwisie ArtRock.pl

Symphony X — Paradise Lost

 
wydawnictwo: InsideOut Music 2007
dystrybucja: Mystic
 
1. Oculus Ex Inferni (2:34)/2.Set The World On Fire (5:55)3.Domination (6:29)4. The Serpent (5:03)5. Paradise Lost (6:32)6. Eve Of Seduction (5:04), 7.The Walls Of Babylon (8:16)8. Seven (7:01)9 The Sacrifice (4:49)10. Revelation [Divus Pennae Ex Tragoedia] (9:17)
 
Całkowity czas: 61:06
skład:
Russell Allen -Vocals/Michael Lepond -Bass/Michael Pinnella –Keyboards-/Michael Romeo –Guitars/Jason Rullo –Drums
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,1
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,2
Album jakich wiele, poprawny.
,3
Dobra, godna uwagi produkcja.
,13
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,11
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,16
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,19
Arcydzieło.
,10

Łącznie 75, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
05.07.2007
(Gość)

Symphony X — Paradise Lost

Po pierwszym przesłuchaniu chciałam wyrzucić album za okno. Serio, serio. Rozłożyłam bezradnie ręce i pomyślałam: co to do cholery jest? Wiocha? Kicz? Obciach? Nie to nowa płyta Symphony X.
 
Nie ukrywam, że od czasu do czasu lubię takich dźwięków posłuchać, a i kolega Russell Allen (gdzie się podziało Sir przed nazwiskiem?) jest jednym z moich ulubionych „gardłowych”. Zatem co się stało? Dlaczego mówiąc kolokwialnie  całość „zażarła” i to symfoniczne „rumakowanie” spowodowało radosny uśmiech na mej twarzy? Postaram się to w poniższych akapitach wyjaśnić.
 
Obrazy i słowa:
Warstwa literacka albumu została w dość luźny sposób oparta na Raju Utraconym Johna Miltona. Wątku tego dzieła nie będę rozwijać (zresztą i tak Paradise Lost nie jest ujęta w kanonie lektur Ministerstwa Edukacji), jak ktoś jest chętny niech sobie przeczyta (bo warto). Panowie z Symphony X do bardzo rozgarniętych nie należą, ale w całkiem logiczny  sposób do tematu upadku człowieka i tytułowego raju utraconego nawiązują. Słowem: liryki nie odstraszają. Odstrasza natomiast okładka. Kiczowata jak diabli. Na szczęście nie po okładce ich poznacie, ino po muzyce.
 
Muzyka:
 
W tym aspekcie mogę napisać: fajnie jest. Owszem – nie jest to jakieś fenomenalne i wybitne granie, ale poziom kompozycji i wykonawstwa prezentuje wysoki poziom. Powiem tak, panowie do najmłodszych nie należą i po kilku ewidentnych płytowych wpadkach Raj Utracony po prostu im się udał. To naprawdę klasyczne prog/power/metalowe granie. Prosto i do przodu. Godzina z niewielkim hakiem mija bardzo przyjemnie. Kto szuka na tym albumie wydumanych kompozycji i „kombinatoryki stosowanej” takowych nie uświadczy. Za to znajdzie naprawdę ciekawe utwory, zagrane z rozmachem, polotem i odrobiną szaleństwa. To lubię. Co mi się bardzo podoba – nie ma wciskania „na siłę” zbędnych nut , wypełniaczy oraz tak zwanych „repetycji”. Ta esencjonalność jest w dzisiejszych czasach prawdziwą zaletą.  „Syfonom” udało się połączyć i wyważyć balans pomiędzy ciężkim graniem, a melodyjnością. Bo naprawdę jest melodyjnie, ale nie kiczowato (no może za wyjątkiem Oculus Ex Inferni- bo to zrzynka z Rhapsody of Fire).  Ballady ładne, może nieco patetyczne, ale bardzo stylowe i nie ociekające lukrem (The Sacrifice, Paradise Lost). Co mi się jeszcze spodobało: wrzucenie do muzycznego świata Symphony X nowych elementów (klasyczna spanish guitar, orientalne skale, czasami jakieś elementy muzyki gotyckiej i dark wave – yes, yes, yes!). Pomimo tych smaczków, wiadome jest  od pierwszego dźwięku, że to właśnie typical Symphony X’s  sound.  Jest epickość i rozmach w grze, ale bez tej wszechobecnej bezduszności. Co jest też istotne: panowie mieli pomysł na całość. Kompozycje przemyślane, czasami wychodzące poza schemat szufladki power/progressive metal. Może, to co napiszę zabrzmi jak herezja, ale po raz pierwszy Symphony X zabrzmiało jak rasowy zespół. Pozwólcie, że wytłumaczę: popisy solowe, wydumane solówki nie mają racji  w tym przypadku racji bytu. Paradise Lost nie zawiera tej zmory 99% progmetalowo/powerowycfh zespołów. Nikt nie udowadnia swej szybkości w grze. Panowie podporządkowali się zespołowemu graniu. Owszem – Michael Pinella gra obłędnie (ale z klasą i bez  bezdusznej cyberiady), Michael Romeo podobnie (Set The World On Fire miażdży po prostu, a przy  The Walls Of Babylon osłupiałam). Sekcja rytmiczna – rewelacja. I do jasnej cholery  słychać, że to kolektyw.  A wokal Russella Allena? Panie Allen, jest Pan wielki po prostu. Kłaniam się z szacunkiem, prawie do samej ziemi.
 
Na wielkie brawa zasługuje produkcja albumu. Całość brzmi REWELACYJNIE wręcz. Tego właśnie elementu zabrakło mi na Systematic Chaos Dream Theater. Jest klarownie, bardzo przestrzennie. Widać, że producent myślał o słuchaczu i jego percepcji. Nie odczuwa się słuchając tych dźwięków uczucia przytłoczenia. Ech, ostrzę sobie ząbki na przesłuchanie wersji w miksie 5.1. To musi zabrzmieć naprawdę dobrze.
 
Dosyć! Szczerze polecam Paradise Lost. Bo to więcej niż dobry materiał. Naprawdę. Nie tylko w obrębie gatunku.  Do zobaczenia 2 października w Warszawie.
 
 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.