ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu RPWL ─ Trying To Kiss The Sun w serwisie ArtRock.pl

RPWL — Trying To Kiss The Sun

 
wydawnictwo: Tempus Fugit 2002
dystrybucja: Rock Serwis
 
1. Trying To Kiss The Sun - 3:57
2. Waiting For A Smile - 7:13
3. I Don't Know (What It's Like) - 4:04
4. Sugar For The Ape - 5:36
5. Side By Side - 8:38
6. You - 7:28
7. Tell Me Why - 5:07
8. Believe Me - 5:15
9. Sunday Morning - 4:39
10. Home Again - 9:04
 
Całkowity czas: 57:30
skład:
Yogi Lang - voc, keys; Karlheinz Wallner - guitars; Phil Paul Risettio - drums; Stephan Ebner - bass guitar; Andreas Wenthaler - guitar;
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,2
Dobra, godna uwagi produkcja.
,2
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,7
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,10
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,8
Arcydzieło.
,6

Łącznie 35, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
24.03.2002
(Gość)

RPWL — Trying To Kiss The Sun

"Trying to kiss the sun"

W marcu premiera płyty "Trying to kiss the sun". Takie zdanie słyszeli wszyscy słuchacze Trójki, ale czego ci wszyscy mogli się spodziewać po niemieckim kwartecie, który powstał 4 lata temu? 'Floydzi raz jeszcze' to etykietka z jaką wchodzili na muzyczny rynek... Owszem przerabiali (lub grali prawie identycznie..) utwory naszych różowych przyjaciół i inspirując się ich twórczoocią nagrali swój debiutancki krążek "God has failed". Znalazło się na nim trzynaście nagrań. Szczerze mówiąc słuchając tej płyty dostałam to czego spodziewałam się po floydowskim zespole. Świetnie brzmiąca gitara, ciekawy głos wokalisty, ale wszystko jakby już kiedyś, gdzieś i o tej samej porze.. Całą sytuację starają się ratować bardzo piękne teksty ( do których przywiązuję czasami zbyt dużą wagę, przekładając je nad muzyczny warsztat),ale dla wymagającego słuchacza to przecież nie wszystko, prawda? Przyznam się szczerze, że tę płytę przesłuchałam parę razy i widocznie nie przywiązywałam zbyt dużej wagi do tego co na niej się znalazło.. ponieważ podczas jednej z ostatnich NMP nawet nie umiałam rozpoznać bez zapowiedzi jednego z utworów.

Gdy usłyszałam, że najnowsza płyta RPWL "Trying to kiss the sun" może być znakomita nie mogłam w to od razu uwierzyć. Co wspaniałego może zrobić dobry zespół? A jednak.. jakie było moje zdziwienie, gdy po raz pierwszy usłyszałam te nagrania.. Ciemna, głucha noc i te dźwięki..Płyta wciąga i porywa nas w tajemniczą podróż do własnego wnętrza, wprowadza w niesamowity, wiosenny nastrój. Jest świeża, świeża, świeża, równa i trochę tajemnicza. Z każdym przesłuchaniem odkrywam w niej coś nowego. Ci, którzy narzekali na pierwszy krążek grupy teraz powinni być w 100% usatysfakcjonowani.. Nie chcę opisywać tu moich typów na tej płycie ( a jest ich.. parę.. jak na przykład spokojny i taki.. niemęski "Believe me" , bo jeśli gdzieś na płycie jest Anioł, to właśnie tutaj, lub "Sugar for the ape" z ostrą gitarą, która kiedyą tam się uspokaja i na chwilę ustępuje miejsca również anielskiemu w tym fragmencie głosowi Langa), warto jednak skupić się głównie na zakończeniu, które uwieńczone szalonym utworem "Home again" jest po prostu strzałem w 10-tkę! Panowie z pewnością wiedzą co robić, bo zamiast 2 kroków w przód i jednego do tyłu przeskakują 3 przed siebie i nie cofając się starają się stworzyć swój własny styl. Czy im się to udało, przekonajcie sie sami. W każdym razie płytę warto poznać i oswoić się z nią.

Jestem również zauroczona pomysłem okładki albumu. Ogromne, żółte (czy mogło być inaczej?) słońce i wszystko jakby prosto z okładki książki dla młodszego brata..

A to jak płyta zabrzmiała na koncertach..no cóż..czasami nie można tak dokładnie oddać nastroju swojego dzieła, gdy stoi się przed publicznością wymagającą i oczekującą bardzo wiele od tak młodego zespołu. Ja osobiście nie jestem zawiedziona poczatkowym potknięciem wokalnym Yogi'ego na krakowskim koncercie, ponieważ muzycy okazali się tak sympatyczni i otwarci, że warto było przyjść i ich po prostu poznać.


To moja pierwsza recenzja wystawiona na publiczne ukamienowanie..Tylko proszę rzucać ostrożnie..ja chce dożyć następnej wiosny i coś jeszcze napisać:)
 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.