Crimson Light? Czemu nie? Albo raczej czemu tak? Cola Light to mdły badziew, a muzyka Sympozion na pewno mdła nie jest.
Zespoły , które inspirują się „kolorowym” King Crimson , to nie jest moja ulubiona odmiana prog-rocka. Zbyt często skupiają się na formie, zapominają, że to tylko środek i produkują dźwięki udające muzykę.
Sympozion miesza i kombinuje. „Karmazynowych” dźwięków jest sporo, ale wydaje się, że równie ważną inspiracją jest Gentle Giant. Dodajmy do tego wpływy jazzu, sceny Canterbury i już mamy komplet.
Bardzo podoba mi się sposób, w jaki ta płyta została nagrana i wyprodukowana. Muzyka jest leciutka, zwiewna i delikatna. Jak koronka. Albo misternie utkana pajęczyna z dźwięków, taka wczesnym rankiem, z kropelkami rosy podświetlona promieniami słońca, przechodzącymi przez mgłę. Ale mnie na poetyckie porównania wzięło. Faktycznie to musi być niezwykła płyta, że aż zapędziłem w porównania, które zwykle omijam szerokim łukiem. Jednak właśnie takie wrażenie zrobiła na mnie ta płyta. Zaczyna się faktycznie trochę jak King Crimson z pierwszej połowy lat 80-tych. Potem jednak muzyka rozwija się w innych kierunkach, a nasze skojarzenia podążają za nią – King Crimson, potem King Crimson i Gentle Giant, Gentle Giant, King Crimson i trochę delikatnego jazzu, jeszcze później jazz i coś z Canterbury. Tylko, że nie można tego brać tak dosłownie, to słowa-wytrychy, słowa-kierunkowskazy. Żeby można było w jakiś sposób tą muzykę umiejscowić na muzycznej mapie. I tak powoli zaczyna się okazywać, że „Kundabuffer” to album niezbyt dookreślony stylistycznie, ale nietuzinkowy i bardzo interesujący. Do tego jest to debiut. Tak dojrzała płyta. Dobrze ci młodzieńcy rokują na przyszłość.
Płyta w większej części instrumentalna, a te nieliczne partie wokalne, które można na niej znaleźć są śpiewane po hebrajsku – bo zespół pochodzi z Izraela. Mam nadzieję, że niedługo będzie o nich głośno w progresywnym światku.