Fińska grupa Viima to kolejny zespół, łączący folk, muzykę dawną i rocka progresywnego z mniej więcej tej samej półki , co recenzowany przeze mnie nie dawno Circulus. Tyle, że znacznie ciekawszy.
Przy pierwszym podejściu muzycznie wszystko mi pasowało, ale głos wokalistki wydawał mi się nieszczególny. Była to jednak wina niezbyt rewelacyjnego sprzętu na którym to słuchałem. Kolejne podejście na bardziej zaawansowanej aparaturze, wypadło znacznie lepiej. Ze względu na to, że Paivi Kylmanen śpiewa w swoim rodzinnym języku, może być to pozycja nieco hermetyczna. Ale warto poznać bliżej ten album. Szczególnie powinno to zainteresować zwolenników Iony i na przykład White Willow. Nie ma co prawda takiego rozmachu jak Iona, ale też nie ma skłonności do zapędzania się na jakieś instrumentalne mielizny, co czasami zdarza się White Willow. Do tego od White Willow przejęli skłonności do popatrywania w stronę VDGG i King Crimson. Folk-progresywna śpiewność utworów i muzyczne klimaty w stylu tych dwóch wielkich rocka progresywnego – te elementy ładnie się udało zespołowi połączyć, idealnie dopasować proporcje. Nawet nie muszę pisać, że zespół tworzą bardzo sprawni instrumentaliści, bo jeżeli ktoś ma ambicje szukać inspiracji w grupach Boba Frippa i Piotrusia Pana, muzykiem musi być bardzo kompetentnym. Za to produkcja jest taka, jaka może być na debiutanckim albumie nagranym i wyprodukowanym własnym sumptem przez niezależny zespół – surowo i ascetycznie. Jednak za heblami ktoś siedział, kto wiedział po co tam siedzi, bo brzmienie mimo skromnych środków jest bardzo przyzwoite – czysto, selektywnie i przestrzennie – dużo instrumentów, ale każdy słychać dobrze.
Cała płyta jest dość spokojna, ma swój klimat, nieco jesienny. Pierwsze dwa utwory są właśnie takie, może trochę nastrojem przypominają nieco właśnie Ionę. Potem pojawiają się bardziej dynamiczne fragmenty, min. dzięki Kimo Alto i jego saksofonowi. Ale nie jest to po to , żeby „złamać” nastrój tej muzyki. To jest pewne podkręcenie tempa, żeby nam więcej mrówek po plecach pospacerowało. Powoływałem się wcześniej na Ionę i White Willow. Nie chciałbym być źle zrozumianym, bo Viima wcale nie przypomina w jakiś dosłowny sposób tych wykonawców. Viima przejęła raczej coś z ducha muzyki tych zespołów. A takie porównania, to żeby „poszczuć” ewentualnych zainteresowanych.