ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Marillion ─ Afraid Of Sunlight w serwisie ArtRock.pl

Marillion — Afraid Of Sunlight

 
wydawnictwo: EMI Records Ltd 1995
 
1.Gazpacho - [7:28]
2.Cannibal Surf Babe - [5:25]
3.Beautiful - [5:12]
4.Afraid Of Sunrise - [5:01]
5.Out Of This World - [7:54]
6.Afraid Of Sunlight - [6:49]
7.Beyond You - [6:10]
8.King - [7:03]
 
Całkowity czas: 51:25
skład:
Steve Hogarth – voc, keyboards; Steve Rothery – guitars; Pete Trewavas – bass; Mark Kelly – keyboards; Ian Mosley – drums/percussion
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,8
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,1
Album słaby, nie broni się jako całość.
,2
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,5
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,19
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,24
Arcydzieło.
,62

Łącznie 123, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8++ Arcydzieło.
12.11.2006
(Recenzent)

Marillion — Afraid Of Sunlight

...jeszcze nigdy tak długo nie pisałem recenzji. Nad tą pracuję od wieków i zawsze kasuję efekt mojej pracy. Właściwie nie wiem, dlaczego, przecież o Afraid Of Sunlight mogę pisać prawie w samych superlatywach. Lata mijają a w tej materii nic się nie zmienia.
 
Panie i Panowie na Sali oraz fani (boksu) całego świata łączący się dziś z nami. Czas na SHOW (...) Lennon opowiadający o swych odmiennych stanach świadomości, a w tle łagodne wprowadzenie do jednego z najwspanialszych albumów marillion.... (i nie tylko marillion)
 
Ósmy studyjny album marillion, czwarty w składzie z Steve Hogarthem, pierwszy po przełomowym arcygenialnym Brave.
 
Gdy pierwsze pogłoski o nowym albumie pojawiły się niespełna rok po wydaniu Brave trochę się bałem, czy to przypadkiem nie za szybko. Ostatecznie marillion raczej nie rozpieszczał nas tempem pracy. Ale już pierwsze dźwięki singlowego Beautiful rozwiały wszelkie moje wątpliwości, a gdy wreszcie ukazał się album był jak spełnienie marzeń. Dynamiczne Gazpacho, może nieco zbyt nowoczesne Cannibal Surf Babe, przepiękne (tytuł zobowiązuje) Beautiful, oniryczne Afraid Of Sunrise, niesamowite Out Of This World, cudowne Afraid Of Sunlight, pełne nostalgicznej zadumy Beyond You oraz zwalający z nóg King. Osiem otworów ósmego albumu, choć nie tworzy jednego cyklu, łączy pewien wspólny mianownik: ciemniejsza stronę sławy. Któż nie marzy by stać się kimś znanym, rozpoznawanym, sławnym. A jednak ilu jest naprawdę szczęśliwych spośród tych, którzy to marzenie spełnili. Bezpośrednim impulsem do wybrania takiego tematu przewodniego była informacja, jaką marillion usłyszał podczas barve tour w jednej z sal koncertowych o tym, że są pierwszym zespołem, który występuje na tej scenie po Nirvanie po samobójczej śmierci Curta Cobaina. Wspaniałe teksty w większości autorstwa Steve’a Hogartha mniej lub bardziej bezpośrednio dotyczą takich sław jak: Jack La Motta, Dennis Wilson, Donald Campbell, Elvis Preslay, Księżna Diana, O.J.Simpson, etc. etc. Ludzi, którzy osiągnęli szczyt, lecz zamiast pławić się w szczęściu kończyli raczej kiepsko. Wielu z nich najchętniej schowałoby się na zawsze w mroku. Bali się światła.
 
Głębokie teksty towarzyszą wyjątkowo pięknej muzyce. Muzyce głęboko aranżowanej, muzyce szczególnie silnie związanej z tekstem, muzyce przeszywającej emocjami (out of this word, king, beyond you). I tu warto się na chwilę zatrzymać. Od lat słyszę głosy, że AOS to tylko popłuczyny po Brave, że utwory są zbyt uproszczone, że za mało się w nich dzieje itd itp. Słucham tych uwag i nic z nich nie rozumiem. Owszem konstrukcja wielu utworów jest uproszczona. Niekiedy nawet można mówić o schemacie zwrotka-refren-zwrotka, ale tak naprawdę ŻADEN z utworów tak do końca w ten schemat się nie wpisuje. Od strony aranżacyjnej marillion osiągnął natomiast absolutne mistrzostwo świata. Tu nie ma jednej zbędnej nuty. Wszystko jest na swoim miejscu. Na płycie nie ma wypełniaczy – nawet najbardziej kontrowersyjny (i całkowicie odmienny) Cannibal Surf Babe jest właśnie taki jak być powinien z muzyką idealnie skorelowaną z tekstem. Trzy spośród ośmiu utworów to kompozycje wybitne: Out Of This World, utwór tytułowy oraz wieńczący całość King.
 
Tym utworom warto poświęcić kilka odrębnych słów. Pierwszy z nich ilustruje historię Donalda Campbell’a człowieka, który osiągnął największą prędkość na wodzie. Jednak ten sukces mu nie wystarczył, chciał popłynąć jeszcze szybciej i nawet strach w oczach najbliższych nie spowodował zmiany jego decyzji. Minęło kilkadziesiąt lat, gdy wrak jego Niebieskiego Ptaka oraz nieliczne szczątki śmiałka w obecności Steve Hogartha i Steve’a Rothery (sic!) wydobyto z dna jeziora. Nawet miłość nie zawróciła go z raz obranej drogi. Muzycznie utwór ten jest arcydziełem bez precedensu. Rozwija się sennie, eksploduje niesamowitą partią gitary, by niknąć przy dźwiękach komunikatów przekazywanych drogą radiową na tle jakże aktualnego pytania z patosem wyśpiewywanego przez Hogarth’a: Czegóż do cholery chcemy? Czy tylko dostać się tam, gdzie jeszcze nikt inny nie dotarł?
 
Utwór tytułowy spinający w całość wszystkie pojedyncze historie bolesnej strony sławy jest muzyczną perełką z pięknie aranżowaną partią instrumentalną i pełnym emocji wokalem. Mimo uproszczonej formy daje każdemu z muzyków szansę na ukazanie swych wyjątkowych umiejętności, czaruje przepiękną melodią, a w finale powtarzając temat wcześniej przywołany w Afraid Of Sunrise wywołuje wręcz odmienne stany świadomości.
 
Finałowy King jest utworem, którego nie boję się nazwać drugim Forgotten Sons. Brutalny początek silnie kontrastuje z wybrzmiałym przed chwilą stonowanym Beyond You i niemal natychmiast się urywa by ustąpić miejsca kolażowi przeróżnych wypowiedzi sław i o sławach, spośród którego da się wyłowić m.in. głupawe pytanie zadawane Beatlesom: co sądzicie o opinii, że jesteście tylko zgrają brytyjskich Elvisów Presley’ów?, narzekania Lennona: nie mogę spełnić wszystkich ludzkich oczekiwań bo są zbyt iluzoryczne; komunikat radiowy Król Elvis Preslay nie żyje. Dalej swym niesamowitym głosem Steve Hogarth zmusza nas niemal do wejścia w świadomość sławy, której na każdym kroku towarzyszą paparazzi, klakierzy, fałszywi przyjaciele, której życie prywatne nie istnieje, która nie jest wstanie zaakceptować swego odbicia w lustrze, bo patrzy z niego jakaś zupełnie obca wykreowana postać. Muzycznie utwór jest oparty na kontrastach. W części centralnej mamy sekundę wstrzymania (taki odpowiednik Approach Friend z przywołanego wcześniej Forgotten Sons) a potem już tylko rozwijający się bez wytchnienia finał prowadzący do ilustrującej ostateczne szaleństwo kakofonii urywającej się nagle niczym samobójczy strzał w głowę. I zapada cisza. Wieczne ukojenie. Więc cóż takiego się stało, że boimy się blasku Słońca?
 
Tak jak Clutching At Straws był dla marillion trudnym albumem po sukcesie (także komercyjnym) Misplaced Childhood, tak Afraid of Sunlight był trudnym albumem po artystycznie wybitnym albumie Brave. Ale jakże inna atmosfera. Wtedy zespół był niemal na szczycie, ale jednocześnie znalazł się już na skraju kryzysu, teraz marillion sukcesywnie znikał ze świadomości statystycznego słuchacza, ale chemia nowego związku objawiła już swą magiczną moc. Absolutną ironią losu można nazwać fakt, że ten album nie stał się wielkim komercyjnym sukcesem. Tym bardziej, że singlowemu Beautiful towarzyszył naprawdę udany teledysk, a sam utwór w niczym nie ustępuje Kayleigh. Zabrakło jednak wsparcia mediów od lat wrogich marillionowi. I album przepadł. Po raz kolejny życie udowodniło, że jakość niekoniecznie gwarantuje sukces.
 
Dla pełnego obrazu warto też pochwalić okładkę płyty, pierwszej od dawna z prawdziwym „klimatem”. Naprawdę szkoda, że zabrakło na niej miejsca dla klasycznego logo zespołu. Pasowałoby tu idealnie.
 
Podział na stary i nowy marillion zawsze uważałem za sztuczny. Tak wiem, zmienił się wokalista, zmieniła się stylistyka, a i sama muzyka zespołu mocno już odpłynęła od swych korzeni. Ale to nadal ten sam Wielki Zespół.
Nawet, jeśli nie jesteś fanem marillion ten album powinieneś znać.
 
Ocena może być tylko jedna 10. I zupełnie mnie nie obchodzi, że tyle gwiazdek „należy się” wyłącznie Ścianom, Ciemnym Stronom Księżyca itp itd.
 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.