1. This will never end/ 2. Otherland/ 3. Turn the page/ 4. Fly/ 5. Carry the blessed home/ 6. Another stranger me/ 7. Straight through the mirror/ 8. Lionheart/ 9. Skalds & Shadows/ 10. The Edge/ 11. The New Order
Całkowity czas: 51:00
skład:
Hansi Kursch – wokal, bass/
Marcus Siepen – gitara/
Andre Olbrich – gitara/
Frederik Ehmke – perkusja
Ocena:
7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
10.09.2006
(Gość)
Blind Guardian — A Twist in The Myth
Niemiecka kapela Blind Guardian to żywa legenda power metalu. Na jej krążki fani zawsze muszą się trochę naczekać, ale warto, bo Ślepy Strażnik to gwarancja określonego poziomu. Co prawda zmiana na stołku perkusisty, kontraktowe zawirowania oraz zdrowotne problemy Hansiego nie napawały optymizmem, ale płonne to były obawy, bo powrócił stary dobry Strażnik...
Takie płyty jak „Nightfall in Middle - Earth” i „A night at the opera” były dość ciężkostrawne dla przeciętnego słuchacza. Jednak, jak zapowiadał zespół, „A twist in the myth”, najnowszy album, to muzyka przystępniejsza. Struktury aranżacyjne nie są już tak zagmatwane, choć liczne zmiany rytmów, temp i ciągoty do progresji wciąż są w muzyce Strażnika obecne. Od razu słychać typowe riffowanie i chóralne partie wokalne, czyli znaki rozpoznawcze Blind Guardian. Tego stylu nie da się podrobić Gitary szyją ostro, bezkompromisowa jazda, zero słodzenia, nie brakuje tego unikatowego dla Strażnika zgiełku. Pojawiają się też folkowe naleciałości, aranżacje aż kipią od pompatyczności i podniosłych momentów. Potężne hymny rządzą na „A twist in the myth”. Jest też ciekawa ballada „Skalds & Shadows”, ale do pięt nie dorastająca legendarnemu „The bard’s song”. Co do singla, wybrano utwór „Fly”, który wzbudził wiele kontrowersji, ale ja uważam go za smaczny kąsek. Jest mało reprezentatywny dla płyty, ale wyróżnia się na tle pozostałych kompozycji.
Nie ma tu słabych momentów, ale nie ma też motywów powalających na kolana. Jest to po prostu kolejna bardzo dobra płyta Blind Guardian, udowadniająca, że ta kapela jest zawsze w znakomitej formie. Grana w typowy dla Strażnika sposób na jedno kopyto, ale wciągająca. Już widzę morza wyciągniętych dłoni na koncertach, falujących w rytm tych epickich hymnów. Miejmy nadzieję, że Niemcy zawitają do naszej krainy, bo chętnie posłuchałbym sobie utworów z „A Twist in the myth” „na żywo”. Każdy ma czasem ochotę się pobujać...