Oj, dawno to było. Na wiosnę, w drugiej klasie liceum. Pewnego dnia nasza pani od polskiego przyniosła na lekcję płytę w dość obszarpanej okładce. Ponieważ akurat przerabialiśmy Norwida, domyśliłem się co to jest – no i fajnie. Część lekcji się urwie, mniej czasu na złapanie pały. To był pierwszy raz kiedy Rapsodu wysłuchałem w całości. Oczywiście widziałem wcześniej „teledysk” (nawet kilka razy) do tego utworu, ale całość to nigdy nie była. Nie byłem w tym czasie jakimś wielkim fanem Niemena ( i chyba nawet teraz nie jestem), słuchałem wtedy nieco innej muzyki. Pierwsze skojarzenia miałem z Colloseum, bo już wtedy zespół Hisemanna miałem dość dobrze przerobiony.
Była to jedna z niewielu lekcji , o której z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jakąś korzyść mi przyniosła. Kilka miesięcy później kupiłem sobie reedycję „Enigmantic” (na winylu – cholernie trzeszczała) i na Niemena zacząłem spoglądać okiem nieco łaskawszym.
Myśląc o „Enigmatic” myślimy przede wszystkim o rozpoczynającym ją Rapsodzie. A to co umieszczone zostało na drugiej stronie płyty (winyla), już jakoś w mniejszym stopniu jest pamiętane – a niesłusznie. Fascynacja Niemena czarną muzyką ujawniła się w całej pełni przy okazji „Dziwny jest ten świat”. Udowodnił wtedy, że jak na białego czuje taką muzykę jak mało kto, a wokalistą jest klasy światowej. Druga część „Niemen Enigmatic” jest właśnie fascynującą mieszanka soulu, bluesa, gospel i nawet jazzu. „Jednego serca” brzmi jak hymn religijny z południa Stanów Zjednoczonych, przy okazji doprawiony dęciakami jak Blood Sweet & Tears. Przy takim akompaniamencie tekst śpiewany przez Niemena staje się autentyczną modlitwą człowieka zagubionego i samotnego. Patriotyczne „Kwiaty ojczyste” nie wzbudzają mojego entuzjazmu jako tekst, ale w warstwie muzycznej utwór jest rewelacyjny. Cięższy, bardziej bluesowy , ale gdzieś w środku pojawia się fenomenalne jazzowe solo na saksofonie (nasi jazzmani wtedy to była światowa ekstraliga). I nagle to całkowicie zmienia cały utwór. Ostatni „Mów do mnie jeszcze” jakoś nie bardzo mi podchodzi.
Opus magnum to oczywiście „Bema pamięci żałobny rapsod”. Łatwo rozróżnić w nim dwie części – długi , prawie dziesięciominutowy wstęp (?) - to dialog organów z chórem. Ale na początku słyszymy dzwony, to jest wstęp do jakiejś poważnej uroczystości, albo raczej nabożeństwa – ważnego, podniosłego, ale smutnego. Te kościelne organy i ten chór, nie katolicki, tylko taki konkretny, tutejszy, prawosławny, który jak zaintonuje „Hospody pomyłuj”, to sklepienie cerkwi drży. To przygotowanie do ceremonii. Wezwanie do zachowania powagi. „Czemu cieniu odjeżdżasz...” – ostry głos wyrywa z pewnego odrętwienia. Wcale nie zaburza powagi chwili, to sygnał do rozpoczęcia uroczystości – orszak pogrzebowy ruszył. Zmarły na marach, jego wierny koń, płaczki rozpaczają, wojowie tłuką mieczami i toporami w tarcze. Bo to umarł wódz i wojownik – wielki wódz. Smutek, rozpacz, poczucie doznanej straty. Druga część utworu to ceremonia pogrzebowa oddana przez muzykę i śpiew Niemena w tak plastyczny sposób, że się to po prostu widzi. Nie wiem jak Niemenowi udało się tak idealnie dopasować muzykę do poezji Norwida – chyba musieli się konsultować – jakby razem to pisali, równolegle , jeden tekst, drugi muzykę i wspólnie to razem dopasowywali do siebie. Mało jest utworów w których muzyka tak idealnie ilustruje tekst i tak go wzbogaca.
„Enigmatic” stanowi w polskiej muzyce rockowej rzecz niepowtarzalną – na przykład rozmach dzieła, jego założenia artystyczne i ludzi biorących w tym udział , choćby wspomniany Namysłowski. I Alibabki w chórkach. W tych czasach była to grupa wokalna bardzo popularna w Polsce. Może ich samodzielne dokonania w stylu różnych kwiatów jednej nocy nie budzą większej sympatii fana rocka, ale trzeba uczciwie przyznać, że jeśli trzeba było dać głos na drugim planie u różnych poważnych wykonawców, to z tego zadania wywiązywały się znakomicie.
Ciekawe jest, że Niemen jako wokalista i organista, wcale nie zdominował tej płyty. Chyba wystarczyło mu, że on tym rządził i spokojnie dał się wykazać innym , z wielką korzyścią dla efektu końcowego. A efekt końcowy był taki, ze powstała płyta niepowtarzalna, nawet jak na skalę światową.