ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Head Control System ─ Murder Nature w serwisie ArtRock.pl

Head Control System — Murder Nature

 
wydawnictwo: The End Records 2006
dystrybucja: Mystic
 
1. Baby Blue/ 2. Skin Flick/ 3. Masterpiece (of Art)/ 4. Blunt Instrumental/ 5. It Hurts/ 6. Watergate/ 7. Seven/ 8. Kill Me/ 9. Wonderworld/ 10. Rapid Eye Movement/ 11. Falling On Sleep
 
Całkowity czas: 45:21
skład:
Kristoffer “Garm” Rygg
Daniel Cardoso
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,2
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,9
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,17
Arcydzieło.
,24

Łącznie 53, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
23.07.2006
(Recenzent)

Head Control System — Murder Nature

Naczelny mawia, że jak ci się jakaś recenzja nie podoba, to napisz własną.

No i tak mam zamiar zrobić.

Debiutancka płyta HCS warta jest szacunku i uwagi. Po pierwsze – poczucie humoru. No i dobrze. Humor w metalu to zjawisko dość rzadkie, prędzej można spotkać się z metaloidami, którzy traktują swoją twórczość ze śmiertelną powagą. A chore poczucie humoru - jeszcze lepiej. Ja tak lubię. Po drugie – okładka. W stercie metalowych płyt zdecydowanie się wyróżniała. W gruncie rzeczy metalowe okładki to sztampa. Bez większych problemów można się zorientować, że to co mamy przed sobą, a co zaraz będzie łomotało w naszym odtwarzaczu to metal – nawet od razu dość łatwo zgadnąć jaki rodzaj metalu zespół będzie pogrywał – smoki, rycerze, miecze, młoty, biuściaste panienki w metalowych bikini, albo krzyże odwrócone lub nie , diabły, demony, zdekapitowani duchowni, zgwałcone dziewice (lub odwrotnie). A tutaj? – sprężynowiec oblizywany przez jakieś damskie usteczka, do tego język perwersyjnie przebity kolczykiem. To nie mogła być zwykła metalowa płyta. To musiało być coś więcej. Na forum poświeconym HCS panuje pewna bezradność, jeżeli chodzi o jakieś bliższe określenie muzyki zespołu. W gruncie rzeczy nikt nie wie za bardzo jak to nazwać – różne nazwy tam się pojawiają, nawet hard-core. Dobrze to świadczy o zespole, że ich muzyka nie daje się zbyt łatwo zaszufladkować. Ale czy to mimo wszystko takie trudne do nazwania? Raczej nie, toż to heavy metal. Po prostu. Metal to taki gatunek, który ma chyba nieograniczone zdolności do asymilowania elementów innych rodzajów muzyki, nawet najbardziej skrajnych jak hip-hop i rock progresywny. Tutaj panowie z HCS też nieźle mieszają, ale nowych lądów nie odkrywają. Doprawianie metalu elektronicznymi zgrzytami nie jest jakąś specjalną nowinką. Piętnaście lat temu podobnie bawiło się Ministry („Psalm 69”), ale z lepszym skutkiem. Tool, Metallica, Nine Inch Nails – mniej więcej w takich obszarach muzycznych porusza się HCS. Momentami najbardziej słyszalne jest Tool – typowych toolowskich „plemiennych” bębnów to jest nawet więcej niż na „10 000 Days”. W sumie stylistycznie nic nowego pod słońcem, ale siłą tej płyty są kompozycje. Zwarte, melodyjne, z fajnymi riffami, zagrane bardzo energetycznie , ciekawe, znacznie wyróżniające się wśród metalowej produkcji. Kawał uczciwego metalowego hałasu. No i co? Mało? Nie wystarczy?

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.