Było mokro, zimno, ponuro i bez sensu. Do tego ciemno , bo to było listopadowe popołudnie. Tyle dobrze, że piątek. Można się na kilkadziesiąt godzin odseparować od tego wrednego świata. Na poczcie czekała na mnie niepozorna paczuszka z jedną tylko płytą – The Divine Comedy – „Absent Friends”. Nazwę znałem już od kilku dobrych lat, ale muzyki – w ogóle. Trzeba było nadrobić te zaległości.
Narzekałem wtedy, że brakuje mi takiego fajnego , staromodnego popu w stylu „Eloise” braci Ryanów, albo The Walker Brothers, lub samego Scotta Walkera – melodyjnego, bogato zaaranżowanego, śpiewanego pełnym głosem. I zbytnio się nie spodziewałem , że coś takiego znajdę. Ale natura próżni nie znosi. Ostatnia płyta The Divine Comedy idealnie wpasowała się w mój nastrój i moje potrzeby. Już po kilkudziesięciu sekundach pierwszego utworu gęba mi pojaśniała , a uśmiech zatrzymał się na uszach. Właśnie o to mi chodziło. Pięć piosenek nieco żywszych , o ewidentnych cechach przebojów, jedne krotki temat instrumentalny i pięć spokojnych ballad – „Our Mutual Friends” mógłby zainteresować zwolenników Petera Hammilla.
Za całość odpowiada Neil Hannon , bo sądząc z listy płac we wkładce (nie tylko do tej płyty), to The Divine Comedy jest jego autorski projekt i nie powinna mylić fotka z poprzedniej płyty, gdzie uwieczniony jest cały zespół. O właśnie, fotki – o lekko dekadenckim klimacie – Hannon w marynarce, golfie, rozparty na antycznej i nieco podniszczonej kanapie, albo z kieliszkiem alkoholu w mrocznym pokoju pełnym antyków.

Muzyka jest bardzo ładnie, chociaż niezbyt nowocześnie zaaranżowana – smyczki, dęciaki, sporadycznie odrobina old-schoolowej elektroniki a’la Goldfrapp z pierwszej płyty, damski głosik w refrenie „Billy The Bird”. Stylistycznie to plasuje się między Tindersticks z okresu „Simple Pleasure” , a płytami „Stars We Are” i „Enchanted” Marca Almonda, no i do tego wyżej wymienione odniesienia do lat 60-tych. Wysmakowany, staromodny pop. Do kieliszka czerwonego (wytrawnego) wina, sączonego przy kominku, nieco mniej romantycznej kolacji przy świecach, na odstresowanie po ciężkim dniu. Po prostu urocze. Uwielbiam ta płytę.