ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Moonlight ─ Yaishi w serwisie ArtRock.pl

Moonlight — Yaishi

 
wydawnictwo: Metal Mind Productions 2001
 
1. Yaishi - 4:23
2. Col - 3:47
3. Ergo Sum - 4:48
4. W końcu naszych dni - 5:25
5. Historia do zapomnienia - 4:46
6. Zapach - 5:52
7. Meren - Re (rapsod) - 5:17
8. Jesugej von Baatur - 4:03
9. (nieskończoność) - 4:38
10. Nic - 4.09
11. Gebbeth - 4:41
 
Całkowity czas: 52:44
skład:
Maja Konarska - voc, Daniel Potasz - keyb, Andrzej Kutys - guit, Michał Podciechowski - bass, Maciej Kaźmierski drums, guests: Marcin Bors - guit, Gienia - keyb.
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,1
Album słaby, nie broni się jako całość.
,1
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,3
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,5
Arcydzieło.
,4

Łącznie 15, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
23.01.2002
(Recenzent)

Moonlight — Yaishi

Nowy album nie będzie niczym nowym dla wielbicieli zespołu uważnie śledzących ścieżkę muzyczną Moonlight. Jedynie zmiana w sekcji rytmicznej – basistę Pawła Gotłasa zastąpił związany wcześniej z zespołem Michał Podciechowski. Nowego stylu basisty w muzyce zespołu nie słychać, za to troszkę smaczku nabrała przyprawa Moonlight. Lekka domieszka alternatywnego myślenia do dobrze znanego już nam muzycznego performance zespołu, ale i umelodyjnienie brzmienia – to można powiedzieć o Yaishi. Ale jeżeli szukamy określeń na tą płytę – to jin i jang ... najlepiej pasuje.

Płytka nie przedstawia jednego schematu muzycznego – akurat w przypadku Moonlight ciężko ich schematyzować - można powiedzieć wszystko co ma wspólnego z rockiem i metalem. Pierwsze dwa utwory Yaishi i Col już nam mówią że to produkcja zespołu, jakie znamy z wcześniejszych wydawnictw – z lekką domieszką klawiszowego ambienciku w tytułowym utworze. Ostry atak sekcji rytmicznej w Col to dopiero przedsmak niespodzianek jakie się znalazły na płytce. Można by odczuć że momentami fascynacja zespołu przeszła na twórczość Bjork, jednak melodyjnie utwór w dalszym ciągu pozostaje w klimatach debiutanckiego krążka Kalpa Taru.

Ergo Sum to muzyczna balladka, dopieszczona tekstami i wspaniałą instrumentalizacją. To delikatne piano w refrenie cudownie wręcz harmonizuje się z głosem Mai oraz tym nowatorskim w brzmieniu zespołu rewersowo brzmiącym solo. Klimatycznie momentami w stylu Pink Floyd ...
Inne podejście W końcu naszych dni z tym podniecającym loop-basem i .. uwaga – elektroniczną perkusją ! Nie przez cały utwór ta perkusja (a szkoda) jednak mile mnie ten fakt zaskoczył. Nie jestem specem od rocka alternatywnego jednak to co muzycy połączyli - epikę art-rocka, akustykę alternatywnego rocka oraz symfonizację brzmienia słucha się niezmiernie przyjemnie. Delikatne mrowienie na plecach potwierdza genialność tej pozycji. W końcu naszych dni na pewno znajdzie się w moim osobistym kanonie najgenialniejszych kawałków jakie kiedykolwiek nagrano. Oby tak dalej!

O ile Historia do zapomnienia – klasyczne podejście w moonlightyzacji rocka z tym dodatkiem alternatywnego posmaczku (Meren Re?) i rewolucyjne brzmienie gitary (nie wiem komu gratulować – Marcinowi Borsowi czy Andrzejowi Kutysowi - a może obu ale kawał wspaniałej roboty) przynajmniej zaintryguje (Ja chcę więcej ! ) o tyle już Zapach - również nie obędzie się bez porównań do wcześniejszych dzieł – to drugi z arcydzieł muzycznych tego krążka. Psychodelka instrumentalna wmieszana w tą energię na myśl rzuca mi nazwą Pain of Salvation z żeńskim wokalem. Szczególnie Entropia .. Genialnie wprowadzono pod koniec utworu pianino przypominające plusk pod melodykę utworu lekko dysharmonizując brzmienie. Rewelacyjne jak dla mnie. Bardzo odważne ale i rewelacyjne. Meren Re-Rapsod to tematyczny powrót do drugiego albumu kiedy poznawaliśmy się z postacią Meren Re oraz Floe – kiedy się z nią żegnaliśmy. Utwór również zachowany jak Ergo sum w klimatycznej balladce, dodatkowo zdobi krążkek teledyskiem .. który na mój gust mógłby być bardziej wymyślny. Jest za surowy jak na treść kompozycji.

"Pomyślałem Meren Re – Dobranoc
Wiem że na mnie jeszcze nie czas ..."

"W lewo czy w prawo – w którą stronę iść ..."

tematyka dla niektórych dzisiaj jak najbardziej aktualna. .. Często sam zadaję pytanie sobie którą drogę najlepiej obrać - to samo zadał sobie zespół i to co obrał jest jak najbardziej w moim guście.
Pretendujący do miana speedrockowego Jesugej Von Baatur to ... no właśnie co o nim najlepiej napisać. Szybki ale nie tak regularny jak gonitwy w stylu panów z DT/LTE czy Rhapsody. Przygotowuje nas do utworu symbolu .. znak nieskończoności – rozpoczyna to samo delikatne piano w melodii jaką zakończył się Zapach ... ale za to z tym spokojem jaki wypływa z utworu ... uderza refrenem. Dosłownie uderza całą harmonią. Pomysł na wykonanie rewelacyjne – przesterowany głos Mai i tylko pianino "grane jednym palcem" gdy refren z całą instrumentalizacją. Efekt doprawdy niesamowity.

Nic .. To słowo może wiele oznaczać. Zimne brzmienie pianina i to przepiękne rockowe podejście do tego utworu daje nam wyraz dobrego smaku - nie jest to ballada – ale zrównoważone rockowe granie. Ale na koniec kolejna perełka. Znów mamy loopy, samplowane gitary i piania, czuć odcisk jazzu i dobrej psychodelizacji brzmienia zespołu. Gebbeth - twór niesamowicie zaaranżowany, równie genialny co Zapach i W Końcu naszych dni - co tu dużo ukrywać – zespół się dość mocno napracował aby stworzyć tak rewelacyjne dzieło jakim bez wątpienia jest cała płytka.

Nie ma na niej słabych momentów co mnie osobiście bardzo cieszy. Pieczołowicie i zgrabnie zespół prze kolejne 3 albumy przesunął środek ciężkości z rejonów bliskowschodnich na północną europę i w tym klimacie nam teraz serwuje potrawy. Nie przez przypadek porównałem Yaishi do Entropii - Pain of Salvation gdyż można śmiało doszukiwać się podobieństw brzmienia – niezamierzonych ale wspaniale wkomponowanych w dotychczasowy dorobek zespołu. Płyta naprawdę bardzo dobra. A nawet obowiązkowa dla wielbicieli mrocznego zimnorockowego grania spod znaku światła księżyca.
 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.